𝓔𝓹𝓲𝓵𝓸𝓰

2.6K 128 34
                                    

Ruszyłam ciemną alejką za tyłami klubu. Wzrok skupiłam na niczego nieświadomym mężczyźnie, który stał oparty o ścianę. Podeszłam do niego i przyparłam go do muru, dłonie zaciskając na jego szyi. Ten spojrzał na mnie przerażony. Byłam zapewne ostatnią osobą, której by się tutaj spodziewał. Jednak ja miałam swoje powody, by przyjść do niego osobiście.

- Ponoć zamierzasz zeznawać. - Stwierdziłam, patrząc, jak ten próbuje odepchnąć moją rękę. - Chcesz ratować swój tyłek kosztem moim i innych. A ja powiem Ci tylko, że zdrada i bycie kapusiem jeszcze nikomu nie wyszło na dobre. No, ale widzę, że moi ludzie się łamią. - Zauważyłam, a ten wydawał się być coraz bardziej przerażony. - Więc muszę pokazać im, że takie działania im się nie opłacą. Masz pecha być tym przykładem.

Rozluźniłam uścisk i wzięłam gwałtowny zamach, uderzając go w policzek. Uderzenie było na tyle silne, by ten padł na ziemię. Spojrzałam na niego, łapiąc się pod boki i kopałam go w brzuch.

- Przekaż innym, że każdy z was skończy tak samo. - Poprosiłam i wysunęłam pazury, którymi przeciągnęłam po jego twarzy. Rana nie zagoi się zupełnie, a ten do końca życia będzie nosił znak zdrady. I być może oślepnie na jedno oko, jednak to nie jest pewne. - Martinez dokończ robotę. - Zwróciłam się do wilkołaka, który do tej pory siedział cicho.

Wyminęliśmy się, a błagania mężczyzny tylko dały mi do zrozumienia, że osiągnęłam upragniony efekt. Może było to okrutne jednak kiedy decydujesz się pracować dla mafii, musisz się liczyć z tym, że nikt nie będzie się z tobą cackał. Zwłaszcza kiedy postanowisz zdradzić. Ja muszę dbać o siebie i o swoich bliskich.

Wsiadłam do samochodu i kątem oka spojrzałam na Caroline. Są z moim bratem już ponad pół roku. I ten w końcu zdradził jej nasz sekret rodzinny. A ona nie uciekła. A wręcz chciała stać się jego częścią i poznać panujące w nim zasady. Ja niestety straciłam przez to jedną jak nie jedyną z bliskich mi osób, które żyły w nieświadomości, co robię. Chociaż może to i lepiej. Moje rozmowy z Santiago uświadomiły mi, że nie warto się oszukiwać. Moje życie nigdy nie będzie normalne, a ja nie powinnam się oszukiwać.

- Nie sądziłam, że robisz po nocach takie rzeczy. - Stwierdziła, wbijając we mnie intensywne spojrzenie zielonych tęczówek.

- No, ale teraz już wiesz. - Oświadczyłam, wycierając dłonie. - Szczerze myślałam, że przyjmiesz to gorzej.

- Pogodziłam się z tym, czym zajmuje się twoja rodzina. Moja też nigdy nie była święta. - Wzruszyła ramionami i spoglądają na swój telefon. - Kocham cię i twojego brata też. I to, co robicie jakoś szczególnie, mnie nie odpycha ani nie przeraża.

- Nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać. - Stwierdziłam, rozbawiona odpalając silnik.

Caroline już chciała coś powiedzieć, jednak przerwał jej dzwonek mojego telefonu. Spojrzała na wyświetlacz, uśmiechając się szeroko i wyjątkowo dwuznacznie nawet jak na siebie.

- Dzwonią z Europy. - Poinformowała mnie rozbawiona, a ja przewróciłam oczami. - Serio musi mu zależeć. Takie połączenia są drogie.

- Nie zadzwonił od pół roku. Jeśli dzwoni, to pewnie jest w mieście. - Wzruszyłam ramionami, skupiając się na drodze. - I jeśli myśli, że odbiorę, to się myli.

- Jak kocha, to sam przyjdzie. I pewnie po prostu sobie wejdzie, nawet jeśli ciebie nie będzie. - Odłożyła telefon na swoje miejsca, a ja w zasadzie musiałam przyznać jej rację.

Wraz z rudowłosą weszłyśmy do szklanego budynku. Miałam parę rzeczy do zrobienia. Jednak na moje nieszczęście Victor też stwierdził, że też musi tutaj coś załatwić. Dlatego stanęliśmy naprzeciw siebie, a ja zastanawiałam się co zrobić, żeby go nie zamordować. Ten facet ostro przegiął. Jakby nie było granic. I jakby to on był tutaj szefem. A mnie coraz bardziej zaczynało to irytować.

- Masz mi dzisiaj coś ambitnego do przekazania? - Spytałam, krzyżując ramiona na piersiach.

- Zarząd częściowo odzyskał do ciebie szacunek. Jednak pamiętaj, że jeden błąd wystarczy, byś wyleciała z hukiem. - Zapewnił i ruszył przed siebie.

Zamierzał mnie ominąć, jednak ja złapałam jego nadgarstek. Spojrzałam na niego, a moje oczy zmieniły kolor. Uniosłam wargi, by obnażyć zęby. A wyczucie jego strachu było niczym nagroda.

- Jesteś stary i słaby. Nigdy w życiu nie zajmiesz mojego miejsca. A jeśli to zrobisz, to szybko wylecisz. - Oświadczyłam, zaciskając dłoń na jego nadgarstku. - Nikt nie będzie chciał cię słuchać. Oni chcą młodych przywódców nie ciebie.

Puściłam jego rękę i ruszyłam przed siebie. Nie czekając na jego reakcje, pokonałam rząd schodów. I dopiero na jego szczycie zorientowałam się, że zgubiłam przyjaciółkę. Odwróciłam się i dostrzegłam ją w ramionach mojego brata. Dlatego postanowiłam, że nie będę się wtrącać i po prostu wejdę do gabinetu.

Kiedy podeszłam do drzwi, dostrzegłam, że te są uchylone. Ostrożnie weszłam do środka i ujrzałam Cartera siedzącego za moim biurkiem.

- Miło, że czujesz się jak u siebie. - Stwierdziłam i weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi. - Jak ma się sytuacja?

- Ciebie też miło widzieć Seleno. Tak układa mi się w życiu miło, że pytasz. - Odpowiedział, a ja parsknęłam śmiechem. - Kiedy w końcu przestaniesz mnie traktować jak jednego ze swoich sługusów?

- Masz rację, wybacz. - Uniosłam ręce w geście obronnym i podeszłam do biurka. - Jednak w końcu po coś przyszedłeś prawda?

- No tak. - Potwierdził, wstając z miejsca. - Uciszyłem ludzi i skorumpowałem paru gliniarzy. Matka Cheryl wraca do zdrowia, więc kto wie, czy chce dalej współpracować.

- Zechce. O to się nie martw. - Oświadczyłam, siadając na biurku. - Wygląda na to, że wszystko wraca do normy. Nie licząc Victora. Chociaż on nigdy nie ukrywał niechęci do mojej osoby.

- Victor to niepowtarzalny przypadek. Jednak wątpię, by coś wskórał.

- Wypowiedział mi wojnę. Więc myślę, że ma plan. Jednak jest zmartwieniem na kiedy indziej. - Zapewniłam, zakładając nogę na nogę.

- Więc chyba wypada opić sukces. - Stwierdził, a ja już wiedziałam, że ten ma plan.

- Nie mogę. Spotykam się z kimś. - Wyznałam, a ten spojrzał na mnie z cwaniackim uśmiechem. - Z moim byłym. - Przyznałam, co już nie spotkało się z jego zadowoleniem. - Ej nie patrz tak. Zerwał z tą nową. Ja niby zerwałam z Santiago.

- Cała ty. Pocieszacie, się bez zobowiązań jak mniemam.

- To nie do końca tak. - Przyznałam, wzdychając cicho. - Może coś z tego będzie. Wiem, że oszukiwanie się, że może być normalnie, jest głupie, ale to chyba nie znaczy, że nie mam prawa do szczęścia.

- Zaczęłaś nowy rozdział w życiu? Ten, w którym nie ma już Santiago? - Dopytał, a ja spojrzałam na niego karcąco.

- On był tylko krótkim epizodem. Wygraliśmy tę rozgrywkę a, nasze drogi się rozeszły.

Gdybym wtedy wiedziała, jak bardzo się mylę.



No i tak dobiegliśmy do końca tej historii. Szczerze sama nie wiem co mam o niej myśleć. I chyba przekonałam się, że pisanie o klimatach mafii to nie moja specjalność. No, ale coś człowiek całe życie uczy się na błędach.
Mimo wszystko dziękuję wszystkim którzy czytali te książkę i mam nadzieję, że chociaż trochę wam się podobała.

Alfa mafii: Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz