𝓧𝓧𝓧𝓘𝓘

1.4K 102 0
                                    

Skupiłam wzrok na Santiago, który siedział z wyjątkowo poważną miną. Raczej nie przywykłam do jego powagi, dlatego to, co zobaczyłam, wydało mi się takie dziwne. Cała ta sprawa z Azjatami i to wszystko, przez co razem przeszliśmy, pozwoliło mi ujrzeć Santiago, w całkiem innym świetle. Poznać go nieco lepiej co było dosyć interesującym przeżyciem. Zazwyczaj porywczy i lekko niestabilny Santiago jak się okazało, naprawdę potrafi być skupiony i poważny. Co prawda bywa taki stosunkowo rzadko jednak po tym całym czasie, który z nim spędziłem chyba wolę, kiedy jest bardziej wyluzowany. Ten spięty i zamyślony wydaje się być nienaturalny.

Kiedy samochód się zatrzymał, Santiago wysiadł i obszedł samochód, następnie otwierając mi drzwi. Nieco mnie tym zdziwił, jednak powstrzymałam się od złośliwych komentarzy. Weszłam do hotelu i ponownie ominęłam niezbyt miłą recepcjonistkę. Jak dobrze, że nie muszę, z nią rozmawia.

Wsiadłam do windy i oparłam się o jedną z jej ścian. Stopy już mnie bolały od tych butów. I wcale nie zaczęłam czuć się lepiej w obcisłej sukience, która miałam na sobie. Dodatkowo zmęczenie dawało mi o sobie znać. Przez co czułam się jak żywy trup. A fakt, że to wszystko nadal się nie skończyło, wcale nie sprawiało, że czułam się lepiej.

Kiedy tylko weszłam do mieszkania, zdjęłam buty i usiadłam na kanapie. Nie wiem co, dało mi na tyle odwagi, by zachować się tak w mieszkaniu Santiago. Chyba zmęczenie było już tak duże, że nie myślałam do końca racjonalnie. Casas w tym czasie podszedł do mnie i podał mi jedna ze swoich koszul. Nic nie mówisz, zdjęłam niewygodną sukienkę i założyłam podane przez niego ubranie. W tym czasie Latynos usiadł naprzeciw mnie w fotelu, o który ja postanowiłam oprzeć nogi. Ten jak gdyby nigdy nic zaczął masować mi stopy. A ja nie zamierzałam protestować.

- Nigdy nie marzyłem o takim życiu. - Przyznał, spoglądając na mnie zmęczonymi oczami. - Kiedyś chciałem żyć normalnie. Mieć rodzinę i uczciwą pracę. Jednak jak to już bywa, życie ukróciło moje marzenia.

- Kiedy przekroczysz pewna granice, nie ma już odwrotu. - Stwierdziłam, opierając łokieć o oparcie kanapy. - Jednak uwierz, że to też nie było moje marzenie. Jednak nie miałam wyboru.

- Wybór to luksus, którego na co dzień nie doceniamy. A kiedy go brakuje, to narzekamy. - Rzucił, a ja skinęłam głową. - Gdybyś nie była tutaj, to co byś robiła?

- Pewnie studiowałabym jakieś gówniany kierunek, wierząc, że to pomoże mi w dorosłym życiu. Do tego pewnie pracowałabym w jakiejś kawiarni czy innym barze, a weekendy spędzałabym ze znajomymi. - Stwierdziłam, korzystając z bardzo oklepanego i pozornie nudnego scenariusza na życie. - Pewnie podkochiwałabym się w którymś z klientów. Lub koledze z uczelni. Może nawet nie znałabym jego imienia, jednak marzyłabym o nim w każdej wolnej chwili. A koleżanki śmiałyby się ze mnie jak z głupiej. Może jakiś czas później skończyłabym te głupie studia i znalazła pracę w kompletnie innym zawodzie. W końcu kogoś bym poznała i wzięlibyśmy ślub. Nie duży. Potem byłyby dzieci i ta cholerna starość, której wszyscy tak bardzo się boją. Żyłabym spokojnie a moim największym zmartwieniem, byłyby cholerny kredyt, który wzięłam na dom z mężem. - Stwierdziłam, uśmiechając się lekko. - Byłoby, normalnie. Żadnych strzelanin i innego gówna. Życia na cholernej krawędzi czekając, aż grunt ucieknie mi spod nóg.

- Ja pewnie miałbym już żonę. Pewnie mielibyśmy dziecko i spodziewali się kolejnego. Mielibyśmy mały dom. Taki w sam raz na nasze potrzeby. Zero zdziwienia. Miałbym, normalną powiedzmy, że zazwyczaj uczciwą pracę. Byłoby spokojnie. Bez tej całej krwi na rękach. I myślenia, kiedy w końcu obudzę się w celi z wyrokiem dożywocia. - Stwierdził, cały czas na mnie patrząc. - Ludzie chcą życia takiego jak nasze. Pełne akcji, mocnych doznaniach i szaleństwa. Grubych pieniędzy i pięknych kobiet lub przystojnych mężczyzn. Jednak nikt nie myśli o tym, jak to życie jest męczące. Jak cały czas trzeba oglądać się przez ramię. To wcale nie jest tak zajebiste, jak mogłoby się wydawać.

- Nigdy nie zrozumiem, dlaczego ludzie marzą o takim życiu. - Stwierdziłam, podpierając głowę na dłoni. - Możemy przez chwilę poudawać, że nie tkwimy w tym życiowym gównie.

- Co marzy ci się jeden normalny wieczór? - Spytał, zdobywając się na krótki uśmiech.

- Chyba nam się należy. - Oświadczyłam, a ten wstał z fotela.

Ja zostałam na kanapie i szybko ponownie oparłam stopy o fotel. Nigdy w życiu więcej szpilek. To nie robota na takie ubrania. Następnym razem kupię eleganckie płaskie buty. Faceci mogą to i ja mogę.

Wilkołak wrócił po chwili i podał mi kieliszek z winem. Spojrzałam na niego rozbawiona i odebrałam kieliszek.

- Czy my kiedyś spotkamy się bez alkoholu? - Spytałam, biorąc pierwszy łyk wina.

- To nasza mała tradycja. - Stwierdził, wracając na fotel. - Jak ci minął dzień w pracy? - Spytał, masując mi stopy.

- Nachodziłam się i użerałem się ze wkurzającą kobietą z branży. - Rzuciłam, patrząc na Santiago. - A tobie?

- Użerałem się z bogatym szczeniakiem. No, ale matka już go utemperuje. - Oświadczyłam, a ja nie umiałam ukryć uśmiechu.

To dziwne. I to nawet bardzo. Jednak czułam się wyjątkowo normalnie. Jakby wszystko było normalniejsze. Jakbym zasłużyła na odrobinę szczęścia. Bo czy po tym wszystkim zasłużyłam na to, by przetrwać. By żyć po tym wszystkim, co zrobiłabym, by nie wpaść i nie zostać zabitą. Czy zasłużyłabym, by raz nie myśleć o tym wszystkim i czuć się lepiej z tym, kim jestem?

- Jutro będzie lepiej. Musi być. - Rzuciłam, odchylając głowę do tyłu. - Inaczej nie wiem, jak przetrwam ten tydzień.

- Miewaliśmy już gorsze. - Stwierdził, przenosząc dłonie wyżej. - Takie, w których już nie wyrabialiśmy i błagaliśmy o koniec. Teraz jest nieco lepiej.

- Czasem żałuję, że wzięłam te prace. Mogłam jednak zatrudnić się gdzie indziej. Ta praca wymaga zbyt wiele poświęceń.

- Za dużo pracujesz. Potrzebujesz urlopu. I to takiego porządnego. - Stwierdził i przyciągnął mnie do siebie, przez co prawie spadłam z kanapy.

- Ty też bez przerwy pracujesz. Musisz w końcu odpocząć, bo oszalejesz. - Rzuciłam, wypijając całą zawartość kieliszka.

- Wakacje to za drogi biznes. - Wzruszył ramionami i przejechał pazurami po mojej skórze. - Tak samo, jak rodzina. Życie jest na nią zbyt krwawe przynajmniej w naszym wypadku.

- Czyli nie planujesz dzieci, bo twoje życie jest na nie zbyt skomplikowane?

- Mam krew na rękach i wrogów. Nie nadaje się na ojca i taka jest prawda. Niektórzy nie nadają się na rodziców. I prawdziwą sztuką nie jest robienie sobie dzieci i udawanie, że umie się je wychować. Sztuka jest pogodzić się z tym, że nie nadajemy się na rodziców i darowanie sobie posiadania dzieci.

- Nasze życie jest skomplikowane. Nie dla nas normalne życie.

- Ktoś musi zapełnić piekło.

Alfa mafii: Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz