𝓧𝓧𝓥𝓘𝓘

1.6K 97 3
                                    

Otworzyłam oczy i podniosłam się do siadu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i dopiero po chwili doszło do mnie, że jestem u siebie. Wróciłam o trzeciej nad razem, co wcale nie było takim dobrym pomysłem. Jednak nie chciałam opuszczać miasta na dłużej. To był zły czas na wycieczki. Zwłaszcza z Santiago, który niebezpiecznie przekraczał granice. Jakby nie istniały między nami żadne bariery. A to nie była prawda. Bo mimo wszystko nadal byliśmy wrogami. Może chwilowo zjednoczonymi jednak nadal nie powinniśmy się zbytnio spoufalać. Niestety trzymanie go na dystans było trudniejsze, niż mogłoby się wydawać, bo on nie uznaje żadnych barier. A mi niebezpiecznie zaczyna się to podobać.

Nagle doszedł do mnie dźwięk pukania do drzwi. Czyli moje wilcze zmysły nie zawodzą. Podniosłam się z łóżka i odgarnęłam włosy z twarzy. Po drodze spojrzałam na zegar. Piąta rano. Kogo niesie o tej godzinie? Podeszłam do drzwi i zaciągnęłam się zapachem, stwierdzając, że to nikt kogo powinnam się obawiać. Otworzyłam drzwi i spojrzałam na Cartera, który uśmiechał się szeroko. Ten facet ma do reszty rozregulowany zegar biologiczny, więc jego obecność nie powinna mnie dziwić.

- Coś się stało? - Spytałam, licząc, że chodzi o jakąś głupotę i zaraz będę mogła wrócić do łóżka.

- W zasadzie to musimy pogadać. Ta cała akcja z Azjatami brzmi na nieźle pojebaną. Więc chce wiedzieć, na czym stoisz. Bo jeśli oni cię wykończą to i ja będę mieć problemy.

Odsunęłam się od drzwi, robiąc mu miejsce. On na nic nie czekając, wszedł do mieszkania. I oczywiście od razu podszedł do barku, z którego wyjął whiskey i nalał je sobie do szklanki. Bezwstydność i brak wychowania tego faceta niektórych może przytłaczać i irytować jednak ja zdołałam przywyknąć.

- To naprawdę nie mogło poczekać? - Spytałam i od razu ruszyłam w stronę kanapy na, której usiadłam.

- Niby mogło. - Stwierdził, biorąc łyk alkoholu. - Jednak byłem w moim ulubionym klubie i wyrwałem super laskę. Poszliśmy do niej i się pieprzyliśmy. No słowo było super. Z tym że była typowo Azjatyckiej urody i tak mi to przypomniało, że wypadałoby się rozmówić z tobą w tym temacie.

- I rozumiem, że dla lepszego przemyślenia sprawy wypieprzyłeś ją jeszcze raz i przyjechałeś do mnie. - Dodałam, spoglądając na niego znacząco.

- Za kogo ty mnie masz? Przeleciałem ją trzy razy i przyjechałem tutaj. - Poprawił mnie, a ja westchnęłam cicho. - Dobra to wymyśliłaś, co zrobisz, z tym sporym problemem, jakim są Azjaci? Mimo wszystko wolałbym nie stracić panowania w mafii. Wiesz, w końcu jak cholernie uwielbiam to robić.

I teraz pytanie, co powinnam mu powiedzieć? Nie mam żadnego planu. A przynajmniej nie takiego, który pozwoliłby mi wygrać. A wypadałoby naprawdę poważnie zająć się tym wcale nie takim małym problemem.

- Coś w końcu wymyślę. - Zapewniłam, nie znajdując na ten moment lepszych słów.

- Coś to się wymyśli, jak się nie umie na sprawdzian z matematyki. A my nie jesteśmy w szkole Seleno. Więc lepiej wymyśl coś naprawdę dobrego. - Polecił całkiem poważnie, co w jego przypadku rzadko się zdarzało. Co oznacza, że sprawa jest naprawdę poważna. - Powinnaś przestać pić tyle whiskey. To niezdrowe.

- Powiedział gość ze szklanką whiskey w ręku. - Fuknęłam, czując, że Carter postanowił rozładować atmosferę. On kompletnie nie odnajduje się w zbyt poważnych klimatach.

- No, ale to ty masz go cały barek. Ty pijasz w ogóle cokolwiek innego? Czy żyjesz na whiskey? - Spytał, a ja zaśmiałam się lekko.

- Pijam tylko whiskey. Żadnej wody czy kawy. Tylko to i żyje mi się z tym świetnie. - Stwierdziłam, pół serio pół żartem wiedząc, że mimo wszystko i tak piję go za dużo.

Whiskey było moim małym uzależnieniem. Piłam je dosyć często. Czasem, kiedy mi się nudziło, po prostu sięgam po szklankę. To pozwala mi się uspokoić, więc może i jestem uzależniona. Jednak póki nie jest to problem, jakoś nie planuje nic z tym robić.

- Widać to po tobie. Piąta rano a ty nadal nie do życia. - Zauważył, nalewając sobie kolejną kolejkę.

- Położyłam się o trzeciej. Więc daj mi spokój. To nie wina, że przychodzisz o tak absurdalnych godzinach. - Rzuciłam, przecierając twarz dłońmi. - Chce już wrócić do łóżka, więc mów co masz mówić i wypad.

- Po prostu załatw sprawę z Azjatami w miarę szybko i sprawnie. O nic więcej cię nie proszę. A przynajmniej na razie.

- Spokojnie wiem, co muszę zrobić i jakie powinny być moje priorytety. Co jak co, ale na swojej robocie, znam się nieźle. - Zapewniłam, wstając z kanapy. - Poza tym, od kiedy ty się tak przejmujesz. Zawsze masz na wszystko wyjebane.

- Prawda. Jednak ta sprawa jest zbyt poważna, bym mógł mieć wyjebane. Nie zamierzam stracić tego wszystkiego przez durne kundle z Azji.

- I nie stracisz, możesz być pewny. Mnie też zależy na uporaniu się z tym problemem. - Zapewniłam i usiadłam obok niego, krzyżując ramiona na piersi.

Jeśli Carter czymś się przejmuje, możesz być pewien, że to nie byle sprawa. On z natury jest lekkoduchem. I całe życie żyje w przeświadczeniu, że jakoś to się ułoży. Dlatego czasem dziwi mnie to, że jeszcze radzi sobie w tej branży. Skubany jest niezłym szczęściarzem lub kiedy nikt nie patrzy, siada za biurkiem i nagle jest tym poważnym biznesmenem. Szczerze obstawiam to pierwsze.

- I tyle chciałem wiedzieć. Ufam Ci Seleno i wiem, że mnie nie zawiedziesz. - Stwierdził i odłożył szklankę na blat, wstając z miejsca. - Zobaczymy się pewnie niedługo.

- No ja myślę. Ostatnio widujemy się zdecydowanie zbyt rzadko. - Oświadczyłam, uśmiechając się do niego lekko.

- Tak dawno nas razem nie aresztowali, że mój ojciec ostatnio oświadczył, że jest z nas dumny. - Rzucił rozbawiony Carter. - Zestarzeliśmy się i to nawet nie wiem kiedy. Mam wrażenie, jakbyśmy jeszcze wczoraj przesiadywali w więziennej celi za jakieś głupoty.

- Zdecydowanie musimy się zabawić. Tylko może bez kończenia w więziennej celi. - Zasugerowałam, a Carter uśmiechnął się szeroko.

- A my umiemy spędzić razem kilka godzin bez kończenia w areszcie? - Spytała, jednak nie oczekiwał odpowiedzi. - Do zobaczenia później. - Carter pocałował mnie czule w czoło i opuścił moje mieszkanie.

Lubiłam tego faceta. Miał swoje wady i często brakowało mu wyczucia i obycia z ludźmi. Jednak kiedy potrzebowałam szczerej opinii, zawsze zwracałam się do niego. Bo jak ma wiele wad, tak nigdy nie kłamie i czasem bywa aż przesadnie szczery. Nigdy nikomu nie słodzi, nie próbuje udawać, że kobieta na jedną noc jest dla niego kimś więcej. Przy nim człowiek zawsze wie, na czym stoi a w tym świecie to wielki dar.

Alfa mafii: Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz