𝒳

2.1K 130 8
                                    

W dzieciństwie bałam się potworów. Tych kryjących się w kątach mojego pokoju gdzie nie padało światło. Dlatego jako dziecko zawsze spałam przy zapalonym świetle, a jeśli to gasło, nie ważyłam się opuścić własnego łóżka. Tak by ręka potwora spod łóżka nie mogła mnie dosięgnąć. Potem już nie bałam się tych potworów, które kryją się pod łóżkiem. Zaczęłam obawiać się tych straszących pod postacią ludzi. Potworów z mrocznych zaułków, które niczym wysłannicy diabła kusili mnie do złego i tych, którzy grali dobrych, chociaż od środka toczyła ich zgnilizna. Ludzie to potwory, które wyciskały korzyści z nieszczęścia innych i ci, których to nieszczęście cieszyło. Potwory uśmiechające się za dnia i obnażające się tylko w domach. A potem nie bałam się już potworów. Zrozumiałam bowiem, że jestem jednym z nich, a może nawet jednym z najgorszych. Posiadam mroczną stronę jak każdy tyle, że ja czasem ją obnażam. Pokazuje innym, kim naprawdę jestem. Chociaż ja też posiadam maski. Te, które ubieram za każdym razem, kiedy muszę być kimś zupełnie innym. Bo tak naprawdę każdy z nas chowa w sobie potwora, którego powinien bać się najbardziej z nich wszystkich.

- Znowu alkoholowa rozkmina? - Spytał Santiago, który towarzyszył mi przy piciu whiskey.

Podniosłam na niego spojrzenie i odłożyłam szklankę. On również jest potworem. I jak ja może szczycić się mianem jednego z najgorszych. Jak to mawiają, ciągnie swój do swego.

- Powinnam wracać do domu. - Oświadczyłam, podnosząc się z miejsca. - Miłej nocy Casas. - Dodałam i skierowałam swoje kroki w stronę wyjścia.

Nie wypiłam tego wieczoru tak dużo, jak mogłabym się tego spodziewać. Taniec i rozmowa z Santiago odciągały mnie od baru. I pewnie powinnam mu być za to wdzięczna. Chociaż jutro zapewne i tak będę się czuła koszmarnie.

- Seleno. - Głos mojego ojca sprawił, że momentalnie się zatrzymałam. Odwróciłam się do niej przodem, pierwszy raz tego wieczoru dostrzegłam swojego ojca ubranego w granatowy garnitur. - Możemy porozmawiać, o tym, co takiego skłoniło cię do zadawania się z Europejczykiem? W końcu chyba tłumaczyłem Ci, że masz trzymać się od niego z daleka.

- Porozmawiamy. - Obiecałam, przestępując z nogi na nogę. - Jednak nie dzisiaj. Jestem zmęczona i chce już tylko wrócić do domu i się położyć. Dobranoc. - Rzuciłam i nie czekając na odpowiedź, opuściłam salę.

Już chwilę wcześniej poinformowałam swojego kierowcę, by czekał na mnie przed lokalem. Zamierzałam wrócić do domu już od jakiegoś czasu. Cały ten bal szybko mnie znużył. Dodatkowo czułam się mocno przytłoczona. To zdecydowanie nie były i nigdy nie będą moje klimaty.

Na parkingu szybko udało mi się odnaleźć Leona. Odetchnęłam z ulgą, czując zimny wiatr na skórze. Był koniec czerwca, jednak pogoda dzisiaj wyjątkowo nie dopisywała. Podeszłam do samochodu, a wilkołak otworzył mi drzwi. Wsiadłam do środka i rozsiadłam się z tyłu, w końcu pozbywając się niewygodnych szpilek. Wrzuciłam je pod siedzenie i zapięłam pasy. Mój wzrok skupił się na tym, co działo się za oknem. Byłam częściowo nieobecna, a przynajmniej czułam się tak, jakby coś oddzielało mnie od realnego świata. Sama nie wiem, czym było to spowodowane, w końcu, zamknęłam oczu, czując narastające zmęczenie.

Długo jednak niedane mi było odpocząć. Dźwięki strzałów sprawiły, że moje ciało spięło się momentalnie. Spojrzałam na kierowcę, a ten skinął głową, pokazując na budynek banku. Był środek nocy i ktoś chyba stwierdził, że to dobra godzina na napad. Wszystko pewnie im się posypało, kiedy okazało się, że bank ma całodobowa pełną ochronę. Na coś trzeba łapać klientów.

Wróciłam wzrokiem za okno. Przyglądałam się samochodom, aż nagle jeden z nich się z nami zrównał. Dostrzegłam jak jeden z mężczyzn w samochodzie, rozmawia z kimś przez telefon, po czym samochód zwalnia po to, by zostać za nami w tyle.

- Zmień trasę. - Rozkazałam, jeszcze nie wiedząc, że jest już za późno.

Samochód zatrzymał się z piskiem opon, tylko dzięki temu unikając czołowego zderzenia z innym. Po chwili usłyszałam strzały i charakterystyczny dźwięk kul uderzających o karoserię. Wilkołak podaj mi broń, która ja przejęłam i przeszłam na drugą stronę samochodu, gdzie wysiadłam. Na szczęście samochód ustawił się pod skosem, stanowiąc dla nas częściową osłonę.

Jakimś cudem udało mi się stanąć na nogi i oddać kilka cholernie nie precyzyjnych strzałów. Dzisiaj byłam już zbyt do niczego, by zrobić cokolwiek. Dlatego uklękłam za samochodem, pozwalając Leo, by to on zajął się tym, co robi najlepiej. W ogóle rodzice skrzywdzili go tym imieniem. No tak świetnym moment, by o tym myśleć. Przetarłam twarz dłonią, nawet nie myśląc o tym, że pewnie mój makijaż w tej chwili wygląda jak nieudana charakteryzacja na Halloween. Ponownie się wyprostowałam i oddałam kilka strzałów. Możliwe, że tym razem trafiłam jednak silny, palący ból w ramieniu uświadomił mi, że i ja oberwałam.

Ponownie uklękłam i przyłożyłam dłoń do drugiej strony ramienia, nie było krwi, co oznaczało, że kula nie przeszła. Po prostu cudownie. Nie ma to, jak rana postrzałowa z kulą w środku. Gdyby nie fakt, że jesteśmy w środku miasta, pewnie wydrapałabym kule z ramienia pazurami i przemieniła, co przyspieszyłoby regenerację, no i przy okazji dałoby mi dodatkowe szanse. Wilcza skóra jest nieco bardziej wytrzymała niż ta ludzka. Jednak wielki wilk w środku miasta mogły wzbudzić podejrzenia. Przymknęłam oczy, by przekonać się, kto próbuje mnie zabić. Chciałam wyłączyć inne zmysły, by skupić się na węchu. W końcu w całym smrodzie miasta udało mi się, wyczuć wilki.

- Kurwa. - Warknęłam i złapałam się za ramię.

Szczerze w życiu nie sądziłam, że dźwięk syren policyjnych tak mnie ucieszy. Napastnicy widocznie nie mając ochoty na konfrontację, ze stróżami prawa wsiedli do auta i odjechali.

- Saffer. - Zwrócił się do mnie Leon, a ja przeniosłam na niego spojrzenie. - Zbieramy się. - Oświadczył i pomógł mi wstać z ziemi.

Rana mocno krwawiła i traciłam sporo krwi. Nie był to jednak śmiertelny postrzał i nie obstawiałabym, że mogę umrzeć. Co nie zmienia faktu, że czułam się coraz gorzej. Wilkołak zrzucił z siebie marynarkę i urwał jej rękaw i mi go podał. Przyłożyłam materiał do ramienia z nadzieją, że to da cokolwiek.

- Monitoring. - Rzuciłam, a mój kierowca jedynie skinął głową, wyjmując z kieszeni telefon.

Odchyliłam głowę do tyłu i przymknęłam oczy. Ten dzień już po prostu gorszy być nie mógł. W mojej głowie pojawiło się pytanie, ktoś strzelał? Europejczycy czy Azjaci. Obie opcje wydawał się prawdopodobne i – co gorsza – nie dawały mi odpowiedzi na pytanie, czy mogę ufać Santiago.

Alfa mafii: Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz