𝓧𝓥

1.8K 101 0
                                    

Siedziałam nad talerzem z jedzeniem i zastanawiałam się co dalej. W głowie przeprowadziłam z Santiago rozmowę już trzykrotnie. I za każdym razem wyglądała ona nieco inaczej. Chciałam się do niej jak najlepiej przygotować. Chociaż to i tak pewnie bez sensu, bo nie ma szans, bym idealnie przewidziała, przebieg tej rozmowy. Jednak w tym momencie i tak nie jestem w stanie skupić swoich myśli na niczym innym.

- Seleno dobrze się czujesz? - Spytał troskliwie mama, uważnie mi się przyglądając. - Strasznie blado wyglądasz i mało zjadłaś.

- Wszystko jest w porządku. Jestem tylko trochę zmęczona. - Zapewniłam, odkładając sztućce. - Pojadę już do domu. Chcę się położy.

- Nie ma nawet takiej mowy. - Oświadczyła Sara tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Wyglądasz, jakbyś zaraz miała zemdleć. Nie ma opcji, byś w takim stanie prowadziła samochód. Możesz się położyć w swoim dawnym pokoju.

- Mama ma rację. - Poparła ją Nadia, kładąc dłoń na moim ramieniu. - Naprawdę nie najlepiej wyglądasz.

Szczerze nie miałam siły nawet protestować. Byłam tak cholernie zmęczona, że marzyłam już tylko o ciepłym łóżku. Bez różnicy czy tutaj, czy w moim mieszkaniu.

- Macie rację. - Przyznałam, czym chyba zszokowałam wszystkich obecnych.

- Selena Saffer właśnie z własnej woli przyznała komuś rację, po prostu cud. Chyba muszę to gdzieś zapisać. - Alexander stwierdził, że się ze mnie ponabija, na co ja odpowiedziałam tylko cichym warknięciem.

- Policzę się z tobą kiedy indziej. - Oświadczyłam i ruszyłam do swojego dawnego pokoju, zgarniając po drodze torebkę.

Pokonałam rząd wysokich schodów, a następnie przeszłam długi korytarz. Na samym jego końcu znajdowały się drzwi do mojego dawnego pokoju. Weszłam do środka, odkrywając, że dosłownie nic się w nim nie zmieniło. Czego szczerze się spodziewałam? Odłożyłam torebkę na biurko i wyjęłam z niej telefon. Ustawiłam budzik, licząc, że dwie godziny snu mi wystarczą.

Zdjęłam buty i ubrania, z szafy wyjmując szare dresy i zwykła biała koszulkę. Kiedy jeszcze chodziłam do liceum, ubierałam się zupełnie inaczej. No bo trudno byłoby chodzić codziennie do szkoły ubranym jak na ważną akademię. Szybko się ubrałam i położyłam na łóżku, które w moich wspomnieniach wcale nie było takie wygodne. Zamknęłam oczy i szybko znalazłam się w krainie Morfeusza.
Obudził mnie dopiero dzwonek telefonu. I przysięgam, że wcale nie czułam się jakbym, po przespaniu dwóch godzin. I rzeczywiście nie przespałam. Jak się okazało, spałam zaledwie dwadzieścia minut. Obudził mnie telefon od Leona. Odebrałam go i przyłożyłam urządzenie do ucha, zastanawiając się co było takie ważne.

- Czterech naszych nie żyje. Zabili ich, kiedy patrolowali granicę i wysłali do nas w kawałkach.

W pierwszej chwili sens jego słów do mnie nie doszedł. Potrzebowałam dłuższej chwili, by zrozumieć, co tak naprawdę usłyszałam. A kiedy już to do mnie doszło przysięgam, że dawno nie byłam taka wkurwiona.

- Jak to ich zabili? - Warknęłam, oczekując jakiś, szczegółów.

- Musieli ich dorwać na patrolu. Nie mam pojęcia jak do tego doszło, bo monitoring niczego nie uchwycił. - Wyjaśnił wilkołak, a ja czułam się tak jakbym zaraz miała kogoś rozszarpać.

- Masz jakikolwiek trop? - Spytałam, starając się trzymać nerwy na wodzy. W tym momencie mogły mi jedynie zaszkodzić.

- Zapach jest podobny jak ten z nocnej strzelaniny. - Wyjawił, a ja mogłam wywnioskować, że zrobiły to wilkołaki z podobnych rejonów. - Oprócz tego nie ma nic.

- Pozbądź się zwłok. I czekaj na dalsze rozkazy. - Zażądałam, podnosząc się z łóżka.

- Oczywiście alfo. - Oświadczył wilkołak i przerwał połączenie.

Zamierzałam się przebrać i coś zrobić. Jednak szybko dotarło do mnie, że jestem w pozycji, która nie daje mi możliwości wykonania żadnego ruchu. Przeciwnik przycisnął mnie do ściany. Nie miałam możliwości ruchu. Bo niby co mogłam zrobić? Jechać tam i co dalej? Patrzeć jak rozpuszcza martwe zwłoki moich ludzi w płynnym srebrze? W tym momencie mogłam tylko myśleć o sojuszu z Latynosem. Był to w zasadzie jedyny ruch, jaki mogłam wykonać.
Nienawidzę czuć się bezsilna. To uczucie, że coś się dzieje, a ty możesz tylko stać i czekać na to, co przyniesie ci los. Słyszysz, jak tracisz ludzi i to słuchanie jest wszystkim, co ci pozostało. Uczucie bezsilności zawsze wiązało się z frustracją. Której tak szczerze nienawidziłam zresztą pewnie, jak każdy.

Usiadłam na brzegu łóżka i oparłam łokcie na kolanach. Następnie schowałam twarz w dłonie i warknęłam cicho. Tak bardzo nienawidzę czuć się słaba, a taka właśnie się teraz czuję. Najchętniej przybrałabym wilczą formę i rzuciła się do szaleńczego biegu. Ewentualnie coś bym rozwaliła lub upolowała. Jednak niestety jesteśmy zbyt blisko miasta, więc nawet tego nie mogę zrobić.

Położyłam się na łóżku, licząc, że znowu poczuje, to okropne zmęczenie. Chciałam po prostu zasnąć i obudzić się dopiero jutro na spotkanie z Santiago. I tak aż do niego nie mogę nic zrobić. A przespanie tego momentu bezsilności było najlepszym, co mogłam zrobić.

Kiedy usłyszałam pukanie do drzwi, niechętnie podniosłam się do siadu. Zaciągam się zapachem, odkrywając, że to mój brat Dante.

- Wejdź. - Poleciłam, co on od razu wykonał. - Co jest? - Spytałam, na co ten spojrzał na mnie nieco zdziwiony.

- Raczej ja powinienem o to spytać. - Oświadczył krzyżując ręce na piersi.

- Czterech naszych nie żyje. Pewnie robota gangu wilczej czakry. - Wyjaśniłam, na co ten spojrzał na mnie zdziwiony. - To twardzi zawodnicy. Mają od cholery ludzi i broni. A z tego, co się orientuję, chcą wchłonąć nasz gang, bo czują się na tyle silni, by to zrobić. Poza tym oni sprzedaliby własne matki, by się wzbogacić. - Stwierdziłam, wzdychając ciężko. - Jedyne co mogę zrobić to sprzymierzyć się z Santiago, by mieć na tyle siły, by z nimi walczyć. Bo na razie średnio mi się to widzi.

- Jeśli oni czegoś chcą to są w stanie, zapłacić bardzo wysoką cenę, by to zdobić. - Stwierdził mój brat, jakby to wcale nie było takie oczywiste. - Dlatego z bólem przyznaję, że musimy się z nim dogadać.

- Miło, że mam twoje wsparcie. - Stwierdziłam, ziewając cicho.

- Musisz odpocząć. W takim stanie nie podejmiesz żadnej mądrej decyzji. - Zapewnił, a ja musiałam się z nim zgodzić.

- Jutro spotykam się z nim w samo południe. I chyba nie ma opcji, bym wcześniej wstała z łóżka.

- Nawet nie powinnaś tego robić. To była trudna doba. Musisz w końcu odpocząć, bo wykańczając się, naprawdę niczego nie osiągniesz.

- Dobra daruj sobie już te mądrości. - Poprosiłam, ponownie kładąc się na łóżku.

- Dobranoc siostra. - Rzucił, wychodząc z pokoju a ja w końcu zostałam sama.

Zamknęłam powieki licząc, że sen przyjdzie równie szybko. Niestety tym razem zamiast niego nawiedziły mnie okropne wizje końca mojego panowania.

Alfa mafii: Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz