𝓧𝓧𝓥𝓘

1.5K 106 5
                                    

Spojrzałam na Santiago, który z szerokim uśmiechem przyglądał się temu, co zostało z młodej kobiety. Części jej ciała włożono do pudeł i zaadresowano. Tak by trafiły w odpowiednie ręce. Sama nie jestem pewna czy to odpowiednia wiadomość. Jednocześnie jest to dobre ostrzeżenie i swojego rodzaju wyzwanie. A naprawdę wolałabym nie irytować wysoko postawionych wilków w tej konkretnej mafii.

Pokaz siły zawsze jest dobry jednak czasem lepiej nie pogrywać sobie zbyt śmiało. Bo zdecydowanie lepiej szczycić się wieloma sprzymierzeńcami jak wrogami.

- Wychodzę. Ty jak chcesz to siedź i patrz. - Oświadczyłam i ruszyłam w stronę schodów, które sprawnie pokonałam.

Wróciłam na górę, nie bardzo wiedząc co dalej ze sobą zrobić. Stałam w dosyć małym przedpokoju i rozglądałam się, sprawdzając, czy ktoś jest w pobliżu. I jak się spodziewałam, rzeczywiście był.

- Przeraża cię co? - Spytała blondynką, która wcześniej otworzyła nam drzwi. - Jego mroczna strona. - Dodała, widząc moje pytające spojrzenie.

- Santi bywa nieobliczalnym wariatem z psychopatycznymi zapędami, ale przy bliższym poznaniu to spoko człowiek.

- Skąd możesz to wiedzieć? - Spytałam, opierając się o pobliską ścianę.

- Zgarnął mnie z ulicy, ratując mi życie. Ludzie, którzy mają się za moralne ideały, przechodzili obok mnie obojętnie. Jednak nie on. - Wyjaśniła, spoglądając na lustro, za którym kryło się przejście do piwnicy. - Trochę mu to zajmie, więc proponuję whiskey.

Kobieta ruszyła w głąb domu, a ja ruszyłam za nią. Z barku stojącego w kuchni wyjęła butelkę alkoholu i wlała go do dwóch szklanek. Jedną podniosła i wyciągnęła rękę z nią w moją stronę. Ja podeszłam do niej i odebrałam szklankę.

- Nie. - Wypaliłam nagle, co spotkało się ze zdziwieniem dziewczyny. - Pytałaś, czy mnie ona przeraża. Odpowiedź brzmi nie. Widziałam w życiu już tak wiele rzeczy i spotkałam tak różnych ludzi, że Santiago Casas mnie nie przeraża. - Blondynka przyglądała mi się uważnie. Jakby chciała przejrzeć mnie na wylot. Jakby analizowała każdy nawet najmniejszy detal na mojej twarzy. I w końcu uśmiechnęła się cwaniacko, biorąc łyk alkoholu.

- Nie przeraża cię jego mroczna strona. Przeraża cię, to jak bardzo cię pociąga. Jak bardzo go uwielbiasz i pragniesz. Jak jeszcze nikogo wcześniej.

- Nie jesteś specjalistką od ludzi co? - Spytałam kompletnie niewzruszona jej słowami i wzięłam dwa łyki whiskey. - Santiago to seksowny facet i nic więcej. A takich jak on spotkałam już wielu i jakoś przy żadnym nie zapragnęłam zostać na dłużej.

- Gwarantuje ci, że nie ma drugiego takiego jak Casas. - Zapewniła, wycofując się w głąb kuchni. Odwróciłam się i spojrzałam na Santiago. Rozpiął kilka pierwszych guzików swojej białej koszuli. A jej rękawy podwinął do łokci. Uśmiechał się cwaniacko, wzrokiem błądząc po moim ciele.

- Oparzyłaś się. - Oświadczył, wskazując na moją rękę. - Bywasz straszną niezdarą.

- To nic. - Zapewniłam, podnosząc szklankę na wysokość ust i biorąc kolejne kilka łyków. Santiago podszedł do mnie i zabrał z mojej ręki szklankę. Zbliżył swoją twarz do mojej i polizał moje usta. Jakby były najsmaczniejszą rzeczą, jaką w życiu kosztował. Zanim jednak zdołał połączyć nasze usta w pocałunku, odepchnęłam go od siebie.

- Ostatnio ci się podobało. - Przypomniał, wbijając ręce do kieszeni spodni.

- Tym razem już nie pójdzie ci tak łatwo. Musisz się postarać. - Oświadczyłam, odchodząc od barku.

- Więc urządźmy sobie, tradycyjną gonitwę. - Zaproponował a ja spojrzałam na niego, jak na totalnego wariata. - No co? To prosta zabawa. Przemieniamy się, a ty uciekasz. Jeśli cię dogonię, mogę z tobą zrobić, co zechce.

- Daj spokój, ile ty masz lat? - Spytałam, krzyżując ramiona na piersiach.

- Takie gonitwy są obowiązkowe. Jeśli samiec nie dogoni swojej samicy, nie może jej oznaczyć. Takie prawo. - Stwierdził, wzruszając ramionami.- Czyżbyś się bała, że nie dasz rady mi uciec? - Spytał, definitywnie próbując mnie sprowokować. Zamyśliłam się na chwilę. W sumie to nie brzmiało aż tak źle. Poza tym dawno nie miałam okazji pobiegać jako wilk. Kiedy mieszka się w mieście to rzadki luksus. A każdy wilkołak potrzebuje zmienić formę przynajmniej raz na jakiś czas. To nasza naturalna potrzeba, z którą nie sposób walczyć.

- Zgoda. - Oświadczyłam, na co ten uśmiechnął się szeroko. Wyszliśmy tylnym wyjściem, a ja spojrzałam na las malujący się przed nami. Tak dawno nie byłam w lesie. To będzie już chyba rok. Dlatego teraz czułam się jakby moje wewnętrzne zwierzę, miało mnie rozerwać.

- Zasady są proste. Ty uciekasz, ja gonię. Jeśli dobiegniesz do najbliższego jeziora, jesteś bezpieczna i gonitwa się kończy. Jeśli cię dogonię, mogę zrobić z tobą, co tylko zechce, o ile oczywiście się zgodzisz.

- Więc mnie goń.

Zrzuciłam z siebie ubrania i się przemieniłam. Towarzyszył temu nieprzyjemny dźwięk łamanych kości, jednak jestem już do niego przyzwyczajona. Kiedy tylko stanęłam na czterech łapach, zaczęłam uciekać. Tak szybko jak tylko mogłam. Sprawnie omijałam wszelkie przeszkody. Aż w końcu źle oszacowałam wysokość, na której wisiał przewrócony pniak. Potknęłam się i zaliczyłam bliskie spotkanie z glebą. Tak to już jest, jak przemieniasz się raz na rok.

Pozbierałam się z ziemi i ruszyłam dalej. Szczerze przyznaję, że mi tego brakowało. Wiatr w futrze i trawa pod łapami. To jednak jest uczucie nie do podrobienie.
W końcu usłyszałam za sobą drugiego wilka. Santiago zaczął mnie doganiać. A mi ani śniło się przegrać. Przyspieszyłam, a kiedy napotkałam stos drewna, zgrabnie go przeskoczyłam. Brązowy basior jednak nie radził sobie gorzej niż ja. A może nawet nieco lepiej.

Skupiam się na szukaniu jeziora, do którego musiałam dobiec. Jednak nie mogłam go wypatrzyć. W końcu tak się na tym skupiłam, że zapominałam o drugim wilku. Ten w końcu skoczył na mnie i powalił mnie na ziemię.

Santiago pod postacią wilka polizał mnie za uchem, a potem po pysku gdzieś w międzyczasie szturchając mnie nosem. Ja nie protestując, odwdzięczyłam mu się tym samym. Kiedy jednak zaczął mnie obchodzić, ja zwiększyłam swoją czujność. Wilk iskał moje ciało, niebezpiecznie zbliżając się do tyłu. W końcu warknęłam na niego i się odmieniłam.

- Nie przeginaj. - Ostrzegłam go, wstając z ziemi.

- Nic takiego nie zrobiłem. A w zasadzie to zrobiłem wszystko, by to tobie było dobrze. - Zauważył i podszedł do mnie tym razem w ludzkiej formie.

- W ogóle to gdzie to twoje głupie jezioro?

- Jakieś sto kilometrów od nas. - Oświadczył, a ja spojrzałam na niego wściekle.

- No co? Trzeba było spytać, zanim na to przystałaś. A teraz moja nagroda.

Zanim zdążyłam spytać, o co chodzi, ten pokonał dzielącą nas odległość i naparł na moje usta. Ja bez słowa sprzeciwu odwzajemniłam jego pocałunek, tym samym godząc się na wszystko, co zamierzał zrobić.

Alfa mafii: Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz