𝒳ℐℐℐ

2K 118 1
                                    

Wysiadłam z samochodu i spojrzałam na przeszklony budynek. Był to największy i najbardziej luksusowy z klubów mojego ojca. To tutaj zazwyczaj odbywały się wszystkie ważne spotkania. A zważywszy na to, że teraz nie powinnam kręcić się po podejrzanych miejscach, to będzie najlepszy wybór, jeśli chodzi o dzisiejsze spotkanie. Podeszłam do drzwi, a stojący obok nich mężczyzna wpuścił mnie bez zbędnego gadania. Taki plus pracy z wilkołakami. Twój zapach mówi im wszystko. Co ogranicza ceregiele w stylu pokazywania przepustek i innych takich.

Przeszłam przez klub, w którym o tej godzinie kręcił się jedynie personel. Kiedy ich mijałam, ci mnie witali, zazwyczaj krótkim skinieniem głowy. Wilkołaki z natury czują ogromny respekt do swojego Alfy i jego następcy. Dlatego takie gesty były z ich strony czymś naturalnym.

Pokonałam schody i weszłam do gabinetu. Wilkołaki, które powinny tutaj być, siedziały przy długim stole, który został tutaj wniesiony na potrzeby spotkania. Ominęłam ich wszystkich i usiadłam przy samym szczycie stołu, mierząc ich uważnym spojrzeniem.

- Pewnie zastanawiacie się, dlaczego chciałam was widzieć tak nagle. - Zaczęłam w odpowiedzi na ich pytające spojrzenia. - Pewnie mówi wam coś gang wilków wilczej czakry. - Na te słowa zdecydowana większość zebranych się spięła. - Zgodnie z moimi przypuszczeniami wypowiedzieli nam wojnę. Wczoraj w nocy zostałam zaatakowana przez dwa wilkołaki Azjatyckiego pochodzenia. Poza tym na pewno zauważyliście zwiększenie aktywności policji na naszym terenie. Według moich informatorów i przypuszczeń to ich atak na nasz gang. Chcą zagarnąć członków mojego gangu do siebie. - Wyjaśniłam, co spotkało się z niezadowoleniem zgromadzonych.

Wiedziałam, że dla nich taka zmiana rządy byłaby końcem świata. Najpewniej zostaliby zabici jako ślad starej władzy, a nawet jeśli nie, to potraciliby swoje stanowiska, dla których niektórzy poświęcili bardzo wiele. Dlatego też wiedziałam, że nie dopuszcza do sytuacji, w której utracą swoją pozycję.

- Jakie będą nasze następne kroki Alfo? - Spytała kobieta siedzącą nieopodal mnie.

- Santiago Casas, który również ma problem z tym gangiem, zaoferował nam pomoc. Oczywiście nie możemy mu ufać w stu procentach, jednak przyjmiemy jego pomoc, co będzie wiązało się ze wpuszczeniem części jego ludzi na nasz teren. Wiem, że nie jest to waszym marzeniem, jednak musimy mu zaufać, by zwiększyć swoje szanse. Czy są jakieś pytania? - Spytałam i zmierzyłam spojrzeniem wszystkich zgromadzonych.

- I tak po prostu wpuścimy obcych na nasz teren? - Dopytał jeden z wilków, a inni wydali się również być ciekawi odpowiedzi.

- Tak. Jednak będziemy ich kontrolować. Nie dopuścimy do sytuacji, w której nie mamy kontroli i wiedzy o ich czynach.

- Oczywiście Alfo. - Odpowiedzieli chórem.

- Nie dajcie się zabić. I starajcie się nie wychylać. To będzie dla nas wszystkich trudny okres i musimy być wyjątkowo ostrożni, bo jeden fałszywy ruch może nas pogrążyć. - Dodałam, chcąc podkreślić powagę sytuacji. - Spotkanie zakończone.

Po tych słowach wszyscy zgromadzeni zaczęli się zbierać. Wiedziałam, że są niezadowoleni. To było aż zbyt mocno wyczuwalne i przy okazji oczywiste. Taka sytuacja jest jednoznaczna z mniejszymi zarobkami i potencjalnymi problemami, których żadne z nas nie chciało. Dlatego też chciałam jak najszybciej załatwić tę sytuację, by wszystko mogło wrócić do normy.

Kiedy zgromadzeni w końcu opuścili gabinet, ja wyciągnęłam telefon z torebki. W zapisanych kontaktach odnalazłam numer do Santiago i go wybrałam. Przyłożyłam urządzenie do ucha i czekałam, aż odbierze, co stało się po trzech sygnałach.

- Czyżbyś się namyśliła? - Zapytał, darując sobie grzeczności.

- No tak. Na pewno już wiesz o dzisiejszym spotkaniu. - Stwierdziłam i byłam pewna, że na jego twarzy pojawił się ten cwaniacki uśmiech. - Musimy dogadać szczegóły naszej współpracy.

- Doskonale zdaje sobie z tego sprawę Seleno. - Oświadczył, jakby to wcale nie było takie oczywiste. - Może jutro. Ty zaproponuj miejsce.

- Jestem pewna, że już rozeznałeś się w terenie. Dlatego proponuję klub mojego ojca. Chodzi mi o przeszklony budynek ten blisko centrum. - Wyjaśniłam, nie wątpiąc w to, że doskonale wie, o które miejsce mi chodzi.

- Będę przed południem. Tylko się nie spóźnij Seleno. - Poprosił, kończąc połączenie.

Odłożyłam telefon i westchnęłam ciężko. To, co robiłam w pewnym stopniu, zahaczało o desperacje. Szukałam pomocy u kogoś, kto powinien być moim wrogiem. I w zasadzie przystawałam na wszystkie jego warunki. Jakbym była kompletnie zdana na jego łaskę.

Nagle do moich uszu doszedł, dźwięk przychodzących wiadomości. Odblokowałam telefon i sprawdziłam powiadomienia. Okazało się, że rodzina bardzo chciała widzieć, czemu spóźniam się na obiad. Pewnie panika była o tyle większą, że już musieli wiedzieć, o tym, co wydarzyło się wczoraj. A ja szczerze przyznam, że nie miałam ochoty na rodzinny obiad i tłumaczenie się z tego wszystkiego. Zwłaszcza przed ojcem, który na pewno nie daruje sobie zadania mi miliona pytań. Jednak co bym nie zrobiła to, ta rozmowa jest nieunikniona. A może przynajmniej przez te chwile niepewności ojciec będzie łagodniejszy.

Selen: Miałam kilka spraw do załatwienia. Będę za chwilę.

Dante: Kiedyś cię zabiję, przysięgam.

Wrzuciłam telefon do torebki, uprzednio go wyciszając. Nie chciałam być atakowana przez dźwięk kolejnych powiadomień przez całą drogę. Opuściłam biuro i zeszłam na dół, gdzie zastałam niecodzienny widok.

- Witaj Cheryl. Co cię do nas sprawdza? - Kobieta ubrana w zwykłe dżinsy i szarą bluzę spojrzała na mnie i westchnęła cicho.

- Chcą przeszukać kluby. Mój przełożony załatwia nakaz, więc pewnie za kilka dni policja wpadnie tutaj z odpowiednim dokumentem i przeszukają to miejsce wzdłuż i wszerz. - Oświadczyła bez zbędnych ceregiele.

Cheryl jest policjantką którą, krótko mówiąc jest naszą wtyką. Kilka lat temu jej matka zachorowała a jej psia wypłata, nie wystarczyła na leczenie. Mój ojciec wyczuł odpowiedni moment i zaoferował jej współpracę w zamian za opłacenie leczenia. Ona oczywiście się zgodziła i tak zdobyliśmy wtykę.

- Rzeczywiście robicie się natrętni. - Rzuciłam, poprawiając pasek torebki zawieszonej na ramieniu. - Ponoć ostatnio chodziliście po klubach w cywilu.

- Mieliśmy info o tym, że ponoć sprzedajecie narkotyki i prowadzicie lewe interesy. To było anonimowe zgłoszenie, więc tutaj ci nie pomogę.

- Nie musisz. Mam swoje przypuszczenia. - Oświadczyłam, kierując się do wyjścia. - Mam nadzieję, że przelew przyszedł w terminie.

- Jak zawsze. - Zapewniła, a ja posłałam w jej kierunku szeroki uśmiech.

Opuściłam klub, wiedząc, że będę musiała zlecić ludziom jego czyszczenie. Nie trzymamy w klubach dużych ilości towaru, jednak zawsze coś leży na zapleczu. A wolałabym bym, by policja nic nie znalazła. Nie potrzebuje być oskarżona o handel środkami odurzającymi. Chociaż znając życie, gdyby to znaleźli to głównym oskarżonym, byłby mój ojciec. Który widnieje w papierach jako właściciel. Nie powiem, że byłam zaskoczona takim obrotem spraw, bo w sumie to się tego spodziewałam. To był kolejny ruch moich rywali w próbie zniszczenia mnie. Jednak tym razem to ja byłam krok przed nimi.

Alfa mafii: Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz