𝓧𝓧𝓘𝓧

1.6K 96 5
                                    

Nigdy nie należałam do osób, którym można było rozkazywać. I zawsze, kiedy ktoś próbował, marnie się to kończyło. Moja buntownicza natura nie przyjmowała rozkazów i zawsze robiłam przez nią głupie rzeczy, kiedy takie padały. Przez co jak można się domyślić, nigdy nie byłam szczególnie lubiana przez nauczycieli. A z pierwszej pracy wyleciałam po trzech dniach. Jak to mawia mój ojciec mam naturę prawdziwej Alfy. I może tylko dlatego jeszcze mnie nie zabił.
Chociaż w tym wszystkim są też plusy takiego stanu rzeczy. Takie jak fakt, iż na moim stanowisku raczej nie powinno się być skłonnym do wykonywania czyiś poleceń. Poza tym nieważne co by było, nigdy nie pozwoliłam zrobić z siebie popychadła. A nie raz ktoś próbował ustawiać mnie po kątach. Niestety, kiedy ktoś umawia się na rozmowy z szefem mafii, spodziewa się wysokiego i postawnego mężczyzny w idealnie skrojonym garniturze. Więc kiedy widzi kobietę, nagle wydaje mu się, że może zrobić z nią wszystko. I na jego nieszczęście to bardzo mylna teoria. My kobiety tego świata musimy być silne. Inaczej zostaniemy zniszczone. Zresztą mężczyźni nie mają lepiej. Nie ma ulg ze względu na płeć.

Spojrzałam na budynek jednego z bardziej prestiżowego hotelu w mieście. Santiago nie mógł wybrać innego miejsca. To był tak oczywisty i przewidywalny wybór, że nie powinnam się spodziewać niczego innego.
Weszłam do recepcji i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Urządzona w nowoczesnym stylu recepcja. W której dominował marmur i jasne drewno z dodatkami czerni, która dodawała pomieszczeniu surowego wyglądu. Recepcjonistka ubrana na czarno zmierzyła mnie podejrzliwym spojrzeniem. Co najmniej tak jakbym zaraz miała coś ukraść lub kogoś zabić. A ja po prostu ją ominęłam. Weszłam do windy i wjechałam na najwyższe piętro, które okupował Santiago. Wyszłam z windy i nie zawracając sobie głowy pukaniem, weszłam do mieszkania. Rozejrzałam po salonie, który wydawał się równie zimny, jak reszta budynku.

- A pukać nie łaska? - Spytał Santiago, podchodząc do mnie z dwiema szklankami.

- Ty też ostatnio nie zawracałeś sobie tym głowy. - Zauważyłam, odbierając od niego szklankę. - Wódka?

- Przypomnę, że gdyby nie ja twój mózg nie pooddychałby świeżym powietrzem. - Przypomniał, biorąc łyk alkoholu. - Robert jest Polakiem. I uwierz mi, oni mają świetną wódkę. Lepsza od Rosyjskiej.

- Może przejdźmy w końcu do konkretów. - Zasugerowałam, upijając niewielki łyk alkoholu. Który okazał się całkiem niezgorszy.

- Gangiem wilczej czary od niedawna przewodzi Masao Harada syn Liu Harada. Według moich informacji szczeniak nieco się rozszalał i dlatego sytuacja stała się tak napięta.

- I co zamierzasz zrobić z tą informacją? - Dopytałam, przyglądając mu się uważnie.

- To, że możemy zwrócić się o pomoc do jego matki. Ta w dalszym ciągu jest poważana w gangu i gwarantuje, że to jej rozkaz jest ważniejszy. Dlatego, jeśli omówimy z nią temat jej syna, być może zareaguje, by chronić honor rodziny.

- Tylko dlaczego honor? - Dopytałam, jakoś nie wierząc w ten cudowny plan.

- Ojciec nie powiedział ci o wielu rzeczach. - Stwierdził i schował wolną rękę do kieszeni garniturowych spodni. - Wiele lat temu trzy najpotężniejsze wilcze mafie podpisały wieczny pokój. Jest on niezwykle ważny ze względu na to, że wilkołaki żyjące na starych zasadach nas nienawidzą. Dlatego potrzebujemy siebie nawzajem, bardziej niż nam się wydaje. Bo któregoś dnia dzikie wilki mogą po nas przyjść. A wtedy może się okazać, że sami jesteśmy zbyt słabi.

- Więc dlaczego ojciec sprzeciwiał się naszemu pojednaniu, skoro ono już istnieje? - Dopytałam, biorąc kolejny łyk alkoholu.

- Bo pokój obowiązuje tylko, kiedy dzikie wilki zaatakują. Oraz zabrania atakować się nam nawzajem. - Wyjaśnił, dolewając sobie alkoholu. - Azjatą można zarzucić bardzo wiele. Jednak zasady, które sobie wyznaczają, są dla nich bardzo ważne. A ich złamanie jest surowo karane. Musimy o tym przypomnieć temu szczeniakowi.

- Czyli chcesz mi powiedzieć, że pokonał cię jakiś dzieciak? - Spytałam, nawet nie próbując ukryć uśmiechu, który sam pchał mi się na usta.

- Dziecko z bronią w ręku jest równie niebezpieczne co uzbrojony psychopata. - Oświadczył, a ja przewróciłam oczami. - Nie rób tak. Przecież wiesz, że to prawda. Z tym że psychopata jest niebezpieczny, bo pragnie wszystkich zabić. A dziecko jest niebezpieczne przez brak świadomości własnych czynów. - Wyjaśnił, na co ja ponownie przewróciłam oczami. Chyba bardziej go to zirytowało, jak okazanie braku aprobaty dla jego słów. - To wchodzisz w to czy nie?

- Dlaczego tak ci zależy? - W końcu zadałam chyba najbardziej kluczowe pytanie, od którego powinnam zacząć.

- Bo możesz sobie o mnie myśleć, co tylko zechcesz. Jednak nie jestem aż tak pierdolnięty, by chcieć tej wojny.

- Dobry przywódca nigdy nie dąży do wojny, jednak zawsze jest na nią gotowy. - Stwierdziłam, patrząc mu prosto w oczy, w których nie dostrzegłam fałszu. - Gdzie ją znajdziemy?

- I zrobi wszystko by do niej nie dopuścić. - Dodał i podał mi zdjęcie jakiegoś lokalu. - Jest w Ameryce. Przesiaduje w jednym z klubów swojego nowego męża. Ta kobieta wręcz ich kolekcjonuje. Tak możemy z nią porozmawiać.

- Kulturalna rozmowa nie brzmi jak coś w twoim stylu. - Stwierdziłam, przenosząc na niego spojrzenie. - I obawiam się, że kulturalnie to może być przez pięć minut.

- Umiem się hamować. Tylko przy tobie tego nigdy nie robię. - Wyjaśnił, a ja spojrzałam na niego, marszcząc brwi. - Wiem, kiedy i przy kim mogę być sobą, a kiedy muszę jednym z poważnych facetów w czerni.

- Mógłbyś być przy mnie czasem taki poważny. - Stwierdziłam, odkładając zdjęcie. - Więc złożymy wizytę byłej szefowej mafii wilczej czakry.

- Mógłbym, ale wiem, że Ty za bardzo lubisz tę wersję mnie. Te najprawdziwszą wersję mnie. - Zapewnił, a ja westchnęłam cicho. Santiago to jednak trudny facet. - Ja zdecydowanie nie lubię tej spiętej wersji ciebie. Wolę tę wariatkę, która wtedy przyjechała do portu, by uratować mi tyłek. Tę, która wbijała pręty w ciało kobiety i tę, która uciekała przede mną w wilczej postaci.

- A czego innego mogłabym się po tobie spodziewać. Masz słabość do psychopatów, bo w końcu sam jednym z nich jesteś. - Rzuciłam, krzyżując ramiona na piersi. Sama nie wiem, kiedy i gdzie odłożyłam szklankę.

- To samo mógłbym powiedzieć o tobie. W końcu tutaj stoisz i już nie raz mi zaufałaś. Co logika wykluczałaby z listy mądrych zachować.

- Wojny gangów nigdy nie są zbyt logiczne. - Zauważyłam, na co ten parsknął śmiechem.
- Pojedziemy do tego klubu jeszcze dzisiaj. Nie możemy ryzykować, że w tym czasie szczeniak zrobi coś głupiego.

- O dwudziestej na miejscu. - Zarządziłam, ruszając w stronę wyjścia.

- Lubię, kiedy tak się rządzisz, ale zostań. Mam dla ciebie niespodziankę.

Odwróciłam się i spojrzałam na Latynosa. A kiedy dostrzegłam jego cwaniacki uśmiech, już wiedziałam, że tego pożałuję.

Alfa mafii: Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz