Spojrzałam na kobietę, która założyła nogę na nogę, mierząc nas podejrzliwym spojrzeniem. Tak jakby jeden nasz fałszywy ruch wystarczył, by ta mogła nas zabić. Dlatego postanowiłam czekać aż to ona, wykona pierwszy ruch. Nie przyszłam tutaj, żeby się narażać. I miałam w planach wyjść stąd o własnych siłach. Dlatego cierpliwie milczałam, oczekując, aż to ona zacznie. Co by nie było to jej lokal. Jej teren i to ja przyszłam do niej, dlatego musiałam uszanować fakt, że to ona powinna zacząć. A jeśli nie ona to niech zacznie Santiago. To jego plan. I to on ją zna.
- Cierpliwość to cnota, którą posiada niewielu. - Zaczęła, przywołując dłonią kelnera. - Jednak nie mamy całego dnia. Niech ktoś w końcu zacznie mówić, po co tutaj przychodzicie.
- Twój syn panoszy się na naszych ziemiach. Zamierza nas obalić i przejąć władzę a po pierwsze to nie zgodne z pokojem a po drugie sama zawsze powtarzałaś, że nikt nie zasługuje na taką władzę. - Wyjaśnił Santiago, a kobieta skrzywiła się lekko.
- Masz rację. Władza absolutna prowadzi jedynie do nieszczęść. I niszczy jej posiadacza. - Stwierdziła, następnie zwracając się do kelnera. - Mój syn jednak zawsze był jak jego ojciec. Żądny władzy. Nigdy jak widać, nie pojął, pewnych granic.
- Więc mam rozumieć, że pomożesz? - Dopytał Santiago, a ona przeniosła na niego leniwie spojrzenie.
- Nic takiego nie powiedziałam. - Zauważyła, tym razem przenosząc wzrok na mnie. - Ty powinnaś mnie przekonać. Chcę usłyszeć twoje argumenty za tym bym wam pomogła.
W tym momencie w pomieszczeniu zapadła głucha cisza. Podstawowe pytanie, które powinnam sobie teraz zadać to, dlaczego akurat ja? Jednak w tym momencie nie miałam na to czasu. Musiałam przejść do rzeczy. Mówić konkretnie i zwięźle.
- Jeśli oczekujesz, że będę się płaszczyć, to grubo się mylisz. - Oświadczyłam, zakładając nogę na nogę. - Jednak myślę, że pomożesz nam z niego innego powodu. - Stwierdziłam, a ta spojrzała na mnie zaciekawiona. - Jesteś tutaj, w tym klubie z tak mizerną co by nie było ochroną. A to niebezpieczna dzielnica. Byłoby bardzo niemiło, gdyby coś Ci się przez przypadek stało.
- To groźba? - Spytała, unosząc jedna brew.
- Ostrzeżenie. - Zauważyłam przyswajać się nieco bliżej niej. - Już nie chroni cię całą mafią. Może i nadal cieszysz się ich szacunkiem, jednak jeśli twój syn przez przypadek dowiedziałby się, że spiskujesz przeciwko niemu, raczej już nikt by cię nie ochronił.
- Posuniesz się do donoszenia na mnie swojemu wrogowi? - Spytała z wyjątkowo poważnym wyrazem twarzy.
- Zrobię wszystko by zachować władzę w mieście. I by nadal dowodzić swoim gangiem. - Oświadczyłam, a moje oczy na moment zmieniły kolor. - I nie cofnę się przed niczym, by osiągnąć swój cel.
Kobieta przez chwilę patrzyła na mnie, jakby planowała morderstwo. I zapewne, w głowie układała sobie, na ile sposobów mogłaby mnie zabić. Jednak ostatecznie jej spojrzenie nieco złagodniało. A panującą ciszę, przerwał kelner, stawiający na stoliku jeszcze dwie szklanki i butelkę whiskey.
- I z takimi ludźmi jestem gotowa pracować. Gotowość na poświęcenie kilku pionków dla całej rozgrywki. - Stwierdziła, a ja uśmiechnęłam się zwycięsko. - Plan będzie ryzykowny, jednak nawet debil by sobie z nim poradził.
- Czyli wiedziałaś, że przyjdziemy. - Rzuciłam, zdziwiona a ta uśmiechnęła się cwaniacko.
- Ja wiem o wszystkim, co dzieje się w świecie wilczej mafii. I czułam, że mój syn w końcu popełni błąd. To była tylko kwestia czasu. A potem przyjście do mnie stało się waszym jedyne rozwiązaniem.
- Jesteś przewidująca. - Stwierdziłam, odbierając szklankę alkoholu od Santiago.
- Taka praca. - Wzruszyła ramionami, upijając łyk whiskey. - Więc plan jest prosty. Wrócę do Japonii i rozmowie się z radą starszych. Posłuchają mnie, bo oni zapewne też nie zgadzają się z poczynaniami tego idioty... Czasem nie wierzę, że to mój syn.
- Więc czemu wszyscy go słuchają? - Dopytałam, kompletnie nie rozumiejąc, o co w tym wszystkim chodzi.
- To rada. Oni radzą, nie rządzą. I wiedzą, że mój syn szybko odbierze im przywileje, jeśli się postawią. No, chyba że postawią się z moją pomocą. - Wyjaśniła, uśmiechając się z wyraźną wyższością. - Wyszło na to, że muszę obalić syna. No cóż, powinnam się tego spodziewać od samego początku. - Wzruszyła ramionami, jakby uznała to za coś mało istotnego. - Mój syna bez wątpienia zechce walczyć. Więc mam nadzieję, że jesteście gotowi na walkę.
- Tej wojny nie dało się uniknąć. - Stwierdził Santiago, popijając alkohol. Był dzisiaj jak na siebie wyjątkowo mało wygadany.
- Dobrze, że się z nią liczyliście. - Stwierdził, odkładając szklankę na blat stołu. - A na wasze szczęście ja znam syna na tyle, by widzieć co i kiedy zrobi. Więc jeśli przegracie, to znaczy, że nigdy nie powinniście stawać się alfami. - Stwierdziła, obrysowując brzeg szklanki palcem.
- Kiedy zaczniemy? - Spytałam, mając już dosyć tej przeciągającej się w nieskończoność rozmowy.
- Wylecę jutro, więc już niedługo możecie spodziewać się, że wilki mojego syna uderzą. - Oświadczyła, a ja skinęłam głową.
- I niech zgadnę. Jesteśmy ci coś winni. - Bardziej stwierdziłam, niż spytałam, będąc niemal w stu procentach przekonana, że kobieta nie robi tego za darmo.
- Rada zażądała ode mnie odejścia, bo według niej władze w końcu powinien przejąć mój syn. I dostali to, o co się prosili.
- Czyli wszyscy jesteśmy wygrani. - Rzucił Santiago, wtrącając się do rozmowy. - Ty nigdy nic nie robisz za darmo. A o pomoc poprosiłem tylko dlatego, że wiedziałem, o co dla ciebie toczy się stawka.
- Jesteś na tyle przewidywalny, że wiedziałam, iż wystarczy poczekać, a sam przyjdziesz. I wszyscy jesteśmy wygrani.
- Trzymam cię za słowo. - Wstałam z miejsca i ruszyłam do wyjścia.
Zaufanie w tej branży jest ważne, a zarazem niesamowicie ryzykowne. Każda niewłaściwą osobą, której powiesz nieco za dużo, może cię wiele kosztować. Dlatego należy uważnie wybierać ludzi wokół siebie. Czy ufałam tej kobiecie? Nie byłam pewna. Widziałyśmy się raz w życiu. Jednak Casas jej ufał. Więc powierzyłam mu swoją przyszłość i bezpieczeństwo. Co pod wieloma względami byli głupie. Pewnie bardziej doświadczeni gracze mieliby ze mnie niezły ubaw. Jednak ja to zrobiłam. I teraz albo tego pożałuję, albo wręcz na odwrót.
- Czyżby nasza rozmowa cię zanudziła? - Spytałam Santiago, kiedy tylko mnie dogonił. - Bo wręcz uciekłaś przed jej dalszym ciągiem.
- Nie było już potrzeby kontynuowania tej rozmowy. Omówiliśmy wszystko, co było koniecznie. Teraz pozostało nam liczyć na to, że nas nie zdradzi.
- Liu Harada ma wiele wad. Jednak zawsze była honorową i słowna. Dlatego poprosiłem ją o pomoc. Nie wystawiłbym nas na jeszcze większe ryzyko.
- O tym, jak bardzo jest honorowa, przekonamy się już niedługo.
CZYTASZ
Alfa mafii: Tom I
WerewolfTa wojna była naszym wszystkim. Naszą codziennością, której do normalności było daleko. My byliśmy inny. Zagubieni i wbrew pozorom cholernie samotni. Ty byłeś alfą, ja byłam alfą. Wojna była naszym przeznaczeniem, które doprowadziło nas do tego dziw...