Po raz kolejny przejrzałam się w lusterku, sprawdzając, czy wyglądam znośnie. Makijaż miałam lekki z czerwonym akcentem na ustach. Ubrałam dokładnie to, co zaleciła mi przyjaciółka, a włosy zaczesałam do tyłu. Chyba wyglądałam znośnie. Chociaż nie byłam przekonana czy czuję się dobrze, z tym, jak wyglądam. W ogóle chyba obetnę włosy. Nie dodają mi uroku, a tylko mnie irytują. No, ale to już rozważania na inny dzień.
- Zaraz będziemy. - Poinformował mnie mój kierowca, a ja schowałam lusterko do czarnej kopertówki.
Zazwyczaj jeździłam sama. Jednak dzisiaj czułam, że mogę wypić kilka kieliszków szampana za dużo. A śmierć w wypadku samochodowym byłaby mało spektakularnym końcem. Kiedy dotarliśmy na miejsce Theodor mój kierowca i ochroniarz otworzył mi drzwi, a ja opuściłam samochód. Wolny krokiem ruszyłam w stronę wielkiego lokalu, modląc się, bym nie zabiła się na tych wysokich butach. Mężczyzna przy wejściu zmierzył mnie uważnym wzrokiem, dokładnie tak jakby zaraz zamierzał mnie zabić.
- Pani godność. - Poprosił, spoglądając na listę.
- Selena Saffer. - Odpowiedziałam, a ten skinął głową do dużo wyższego mężczyzny na znak, że może mnie wpuścić.
Weszłam na gigantyczną salę, której dekoracją zajęła się chyba setka ludzi. Zmierzyłam wzrokiem gości, którzy rozmawiali, chyba całkiem nieźle się bawiąc. Ruszyłam przed siebie, zgarniając kieliszek szampana z tacy jednego z kelnerów. Zapowiada się długi i stresujący wieczór.
- Sel. - Znajomy głos, chociaż na chwilę zwrócił mi dobry humor.
- Car. - Rzuciłam, odwracając się i spoglądając na mężczyznę. W jego towarzystwie zjawiła się piękna kobieta o długich nogach.
- Idź po coś do picia co? - Zwrócił się do brunetki, a ta skinęła głową i odeszła. - Wieczór się dopiero zaczął, a ty już kłamiesz. Przecież godności to ty pozbyłaś się już bardzo dawno temu.
- Nie zabawne. - Stwierdziłam, popijając szampana. - Co to za laska? Nigdy wcześniej jej nie widziałam.
- Kolejna panienka na jedną noc. Nawet nie będę zdradzać ci jej imienia, bo i tak nie zapamiętasz. Sam nie pamiętam. - Przyznał, wzruszając ramionami. - W ogóle, o co chodzi z tymi problemami z towarem?
Carter i ja robimy interes. W zasadzie to już nasi ojcowie je robili. Carter przewodzi mafii ludzi. Jednak z pewnych powodów nasze interesy się łączą, a sojusz jest nam na rękę.
- Nie zawracaj sobie tym głowy. Zajmę się tym. - Zapewniłam, zgarniając kolejny kieliszek z szampanem i mu go podając. - Lepiej się napij, bo na trzeźwo możesz tego nie zdzierżyć.
- Więc lepiej polej mi wódki, a nie jakiegoś szampana. I lepiej odejdźmy od wyjścia. - Ruszył do przodu i zaproponował mi ramię, które ja przyjęłam.
- Pewna wilcza mafia chce namieszać. Mam zamiar dzisiaj porozmawiać z pewnym facetem, który może nam pomóc. - Wyjaśniłam, zdradzając mu najmniej jak to tylko możliwe.
- A ty jak zawsze tajemnicza. - Westchnął cicho, a następnie wypił cały alkohol na raz. - Rób, co uważasz za słuszne. Tylko nie wciągnij mnie w jakieś gówno, o tyle cię proszę.
- Dobra. I jakbyś mógł nie obgadywać tej sprawy, z moim ojcem też byłabym wdzięczna. - Oświadczyłam, patrząc na niego nieco niepewnie.
- Nic nie wie prawda? - Pokręcił głową rozbawiony. - Nie wiem, po co w ogóle pytam. Uwierz, że nie będę z nim rozmawiał. Robię interesy z tobą, a nie z nim i to tobie ufam.
Posłałam mu lekki uśmiech i nagle w tłumie wyłapałam Santiago. Nasze spojrzenia się spotkały, a ten ruszył w naszą stronę. Carter, czując, co się właśnie świeci, odszedł, zostawiając mnie samą. Nie ma to, jak mieć wsparcie we wspólnikach.
- Seleno. - Wypowiedział moje imię w taki sposób, jak jeszcze nikt inny a mnie z nieznanych powodów przeszedł dreszcz. - Dobrze, że sięgnęłaś po rozum do głowy i postanowiłaś ze mną porozmawiać.
- Darujmy sobie wielkie wstępy i po prostu omówmy co mamy omówić. - Zaproponowałam, wymijając go i ruszając w stronę schodów.
- Twoi rodzice rozmawiają ze wspólnikami na pierwszym piętrze, dlatego my idziemy na taras widokowy. Widzisz, twój ojciec za mną nie przepada.
- Wyjawisz mi, co takiego mu zrobiłeś? - Spytałam, chociaż nie oczekiwałem odpowiedzi.
- Powiedzmy, że trochę namieszałem w przeszłości. Jednak przeszłość należy zostawić za sobą prawda? - Dopytał, obdarzając mnie uśmiechem, który obnażył jego idealnie białe zęby.
- Naturalnie. - Podeszłam do barierki i stanęłam, opierając się o nią. - Teraz słucham, co takiego wymyśliłeś w ramach współpracy?
- Azjaci tak rozszaleli się na moim terenie, że tam już niewiele jestem w stanie zrobić. - Przyznał, stając obok mnie. - Udupili mnie na mojej ziemi. Nie zostawili mi żadnego pola do popisu. - Przyznał ewidentnie wkurzony. - Dlatego musimy ich udupić tutaj. Inaczej wygrają, a my oboje skończymy zabici w jakiś zaułkach, a policja będzie tańczyć na naszych grobach zachwycona. Dopóki nie zorientują się, że na nasze miejsce wkroczył ktoś nowy i o niebo gorszy.
- Więc o co mnie prosisz?
- Chce przerzucić część ludzi przez ocean na Twoje ziemię. Będę nimi dowodzić, jednak będą zasileniem twoich szeregów. Rozkręcę tu biznes, ale ja sprzedaje broń a ty prochy, więc z tym nie powinno być problemy.
- Stawiasz mnie w wyjątkowo niedogodnej sytuacji. - Oświadczyłam, spoglądając w jego stronę. Wiatr rozwiewał jego włosy, psując idealnie ułożoną fryzurę. - Bo jeśli okaże się, że to z Azjatami to ściema to wyjdzie na to, że sama wpuściłam wroga na swój teren. Wyjdę na skończoną idiotkę, którą ojebali z taką łatwością.
- A jeśli nie podejmiesz sojuszu i to Azjaci cię ojebią wyjdziesz na idiotkę, która nie przyjęła dobrej oferty i przez to przegrała. - Stwierdził, obdarzając mnie spojrzeniem ciemnych tęczówek. - Możemy podpisać pokój.
- Którego dotrzymanie będzie tylko i wyłącznie sprawa twojego honoru. Jeśli zechcesz go złamać, to zrobisz to bez mrugnięcia okiem. - Stwierdziłam, jakby to wcale nie było takie oczywiste. - Jak mówiłam chujowa sytuacja. Muszę ją omówić ze swoimi wspólnikami. - Odeszłam od barierki i ruszyłam w stronę wejścia do budynku.
- Twój brat to człowiek. - Rzucił, nagle a ja się zatrzymałam ciekawa tego, do czego doszedł. - Twoja mafia jest wilcza a Twoja prawa ręka to człowiek. Nie wydaje ci się to trochę dziwne.
- To mój brat i facet, który zna się na rzeczy. Nie ważne czym jest. - Zapewniłam, odwracając się w jego stronę.
- Skoro tak uważasz. - Wsunął dłonie do kieszeni eleganckich spodni. - Miłego wieczoru Saffer.
- Nawzajem Casas. - Obdarzyłam go lekki uśmiechem i wróciłam do budynku.
Stwierdziłam, że muszę to wszystko omówić z bratem. Tak naprawdę jakiej decyzji bym nie podjęła, najpewniej będę w jakimś stopniu stratna. A zważywszy na to, że jeszcze nie stałam przed tak trudna decyzją i nie mam w tych sprawach większego doświadczenia to mam przejebane.
CZYTASZ
Alfa mafii: Tom I
Manusia SerigalaTa wojna była naszym wszystkim. Naszą codziennością, której do normalności było daleko. My byliśmy inny. Zagubieni i wbrew pozorom cholernie samotni. Ty byłeś alfą, ja byłam alfą. Wojna była naszym przeznaczeniem, które doprowadziło nas do tego dziw...