𝓧𝓥𝓘

1.7K 119 0
                                    

Stanęłam przed lustrem i z uwagą przyjrzałam się własnemu odbiciu. Moja skóra była blada niczym kartka papieru, przez co worki pod oczami były jeszcze bardziej widoczne. Włosy miałam potargane, a wokół oczu ślady po odbitym tuszu. Słowem wyglądałam jak chodzące nieszczęście. Nawet moja matka przy tej ilości dzieci i pracy wygląda lepiej. No, ale tak to już jest, jak cały wszechświat, zwali ci się nagle na głowę, a w twoje pozornie uporządkowane życie wtargnie się chaos.

Zwykle z tak poważnymi sytuacjami radził sobie tata. Jednak w końcu muszę nauczyć się radzić z takimi rzeczami. On nie będzie żył wiecznie i na pewno nie będzie ogarniał mafii, do końca życia. W końcu przyjdzie taki dzień, kiedy tym wszystkim jebnie i stwierdzi, że ma dosyć. Bo tylu latach pracy szczerze bym się nie zdziwiła, gdyby ten dzień nadszedł, chodźmy jutro.

Doprowadziłam się do względnego porządku i zaparzyłam sobie duży kubek kawy. Całkowicie olałam dzisiejsze wykłady. Musiałam spotkać się z Santiago, a gdybym miała jeszcze iść na uczelnie to chyba bym oszalała. Szczerze nie przypuszczałam, że zarządzanie to tak wymagający kierunek.

Dotarcie do klubu zajęło mi nieco więcej czasu niż zwykle. Jakoś mi się nie spieszyło. Casas miał wpaść w samo południe. A nawet jeśli przyszedł wcześniej to jego wina, że musi czekać. Klub jak zawsze o tej godzinie świecił pustkami. Jedynie personel biegał po lokalu, by przygotować go na wieczór.

- Daj mi butelkę whiskey. - Zwróciłam się do mężczyzny stojącego za barem. - Tej najlepszej. - Dodałam, na co ten jedynie skinął głową.

- Z wilczym tojadem czy bez? - Dopytał młody chłopak ubrany w białą koszulę, która opinała się na mięśniach jego ramion i czarne eleganckie spodnie.

- Bez. - Odpowiedziałam, a ten natychmiast podał mi butelkę.

Wzięłam butelkę i zniknęłam z nią za drzwiami swojego gabinetu. Usiadłam na krześle i nalałam alkoholu do szklanki. Wzięłam pierwszego łyka, czując, jak alkohol przyjemnie szczypie mnie w gardło. Z powodu panującego ciepła zdecydowałam się podwinąć rękawy czarnej koszuli do łokci. Wzięłam głęboki wdech i wtedy do moich nozdrzy dotarł przyjemny zapach ostrych męskich perfum.

- Wejdź Santiago. - Poleciłam, co ten wykonał natychmiast.

- Ciebie również miło widzieć Seleno. - Oświadczył, zajmując miejsce naprzeciw mnie.

- Darujmy sobie te uprzejmości. - Postawiłam przed nim drugą szklankę a ten, kiedy zorientował się, że panuje samoobsługa, nalał sobie alkoholu. - Zgoda. Niech Twoi ludzie tutaj przyjadą, jednak istnieją pewne zasady.

- Więc słucham. - Latynos rozsiadł się na krześle, biorąc kilka łyków złotego trunku.

- Ja rządzę i to moje słowo liczy się przede wszystkim. Jeśli oświadczę, że komuś nie sprzedajesz broni, po prostu tego nie robisz. I ostatnia jest taka, że jeśli dowiem się, że mnie zdradzasz, nie zaznasz litości. Wyrwę ci wszystkie paznokcie, wezmę srebrny nóż i zacznę cię kroić niczym świąteczną pieczeń. I będę to robić tak długo i tak wiele razy aż mi się nie znudzi. A twoja wilcza regeneracja mi w tym pomoże. A o tym, że mi się znudziło, poinformuje cię, wiaderko płynnego srebra, które na ciebie wyleje. Następnie to, co zostanie, rzucę głodnym zwierzętom na pożarcie. Nie licząc jednego elementu. - Wyłożyłam nogę na jego stołek a dzięki temu, że siedział w lekkim rozkroku, mogłam nacisnąć butem na jego krocze. - Twoje jaja obetnę w pierwszej kolejności i powieszę na drzwiach jako ostrzeżenie.

Poczułam jak Europejczyk, kładzie swoją dłoń na mojej nodze. Przesuwał dłoń coraz wyżej, a jego usta wykrzywiły się w coś na kształt uśmiechu. Popił whiskey ze szklanki trzymanej w drugiej ręce, następnie przenosząc wzrok na moją nogę.

- Piętno wygnańca. - Oświadczył, muskając kciukiem czerwone znamię na mojej nodze. - A ty mi nie ufałaś, bo mam znak mordercy Alfy.

- Urodziłam się wygnańcem. Poza tym to nie ma nic wspólnego z naszymi interesami. - Zabrałam swoją nogę, która ten bez większych protestów puścił.

- Masz rację. Jednak miło wiedzieć skazę na tak idealnym ciele. Bez blizn. Plusy bycia wilkołakiem prawda? - Doptał, przyglądając się moim ręką. - Tatuujesz się. - Stwierdził widocznie zdziwiony. - Jak ukryłaś to w tej skąpej sukience?

- Sztuczna skóra. Nie potrzebowałam przyciągać zbędnych spojrzeń. - Oświadczyłam, odruchowo muskając palcami skórę pokrytą czarnym tuszem.

Na rękach od łokci w dół wykonany miałam czarny tatuaż przedstawiający wzór, który tak naprawdę ciężko opisać. Nie był symboliczny. Po prostu pozwoliłam zaszaleć starej znajomej.

- Jak bardzo musiałabyś się przede mną rozebrać, bym zobaczył wszystkie? - Spytała, czym kompletnie mnie zaskoczył. Nie dałam tego jednak po sobie poznać.

- Bardziej niż kiedykolwiek to zrobię. - Zapewniłam, odgarniając kosmyk włosów, który opadł mi na twarz. - Lepiej powiedz czy dotarło do ciebie jakie są zasady tej gry?

- Nie musisz się o to martwić. Wiem, kiedy muszę być grzeczny. - Zapewnił, posyłając mi kolejny uśmiech, ze swojej jakże bogatej gamy -Ta groźba była wymowna.

- Pamiętaj, że nie bywam gołosłowna. - Dodałam i zanim Santiago zdążył skomentować moją wypowiedź w głupi sposób, drzwi do mojego gabinetu się otworzyły.

- Mamy gości. - Oświadczył szef, ochrony a ja już doskonale wiedziałam, o kogo chodzi.
Wstałam z miejsca i bez słowa ruszyłam do wyjścia. Słyszałam jak Santiago, rusza w moje ślady szybko mnie doganiając.

- Czy oni nigdy się nie naucza, że pies z wilkiem nigdy nie wygra? - Spytał rozbawiony wilkołak, schodząc razem ze mną na parter klubu.

- Jesteś okropny. Policja być może przeszkadza nam w interesach, jednak jest potrzebna. - Zauważyłam, nie ukrywając rozbawienia, następnie spoglądając na funkcjonariuszy. - Czemu zawdzięczam tę wizytę?

- Mamy nakaz przeszukania lokalu. - Oświadczył jeden mój stary dobry znajomy, który chce mnie zapuszkować, od kiedy skończyłam piętnaście lat. - Więc proszę nie utrudniać. - Pomachał mi kartką z wypisanym nakazem przed nosem, a ja z trudem powstrzymałam parsknięcie śmiechem.

- Proszę bardzo. Czy chcielibyście również przesłuchać pracowników? - Dopytałam, kątem oka spoglądając na funkcjonariuszy, rozchodzących się po klubie.

- No proszę słynny Santiago Casas. - Zwrócił się tym razem do mężczyzny, ignorując mój przytyk. - Nie sądziłem, że się znacie.

- Jesteśmy starymi znajomymi. - Oświadczył Latynos, obejmując mnie ramieniem i przyciągając do siebie. - Chodzimy do tego samego tatuatora. - Dodał, będąc wyjątkowo rozbawiony całą tą sytuacją.

- Rozumiem. - Zapewnił mężczyzna widocznie zażenowany jego odpowiedzią.

- Ile razy jeszcze będziemy to przerabiać? - Spytałam, zdobywając się na odrobinę powagi. - Twoje zainteresowanie moją osobą podchodzi już pod obsesję.

- To po prostu niemożliwe byś, nie była winna. A ja w końcu udowodnię, że Twoja rodzina to jeden wielki szemrany interes. - Warknął, podchodząc do grupki swoich ludzi.

- Charakterny. - Stwierdził wilkołak, odprowadzając go wzrokiem.

- Problematyczny. - Poprawiłam go, mierząc mężczyznę zabójczym spojrzeniem.

Alfa mafii: Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz