"Tęsknota"

158 9 16
                                    

Astrid wyszła z portu, oddając list żeglarzowi. Później udała się do Ymira, chcąc przedyskutować jego wymysły. Usiadła obok niego w Twierdzy.

— Skąd pomysł, by rozpoczynać wojnę? — zapytała prosto z mostu, nie owijając w bawełnę. — Wojna równa się stratom. Straty równają się problemom. Problemy równąją się konfliktowi. Po co nam wojna z innymi wyspami?

— Nie muszę się tłumaczyć. To ja jestem jarlem. Ale skoro chcesz wyjaśnień, to ma z wyjaśni je swojej partnerce — rzek I dumny. — Poczekaj tu chwilę, złotko.

W Astrid zawrzała krew, ale czekała. Wyszedł na dziesięć minut. Wrócił z kilkoma papierami i książką. Pokazał wszytsko Haddock.

— To jest dziennik trzeciego jarla Berk - Bjørna Krzywego. Notował tu początki swej władzy na Berk. Opisywał tu wszystko. No i tak się składa, że opisywał też jak inne wyspy lekceważyły Berk. Miały ją gdzieś. Przegrywali wiekosac bitew. Nie mam zamiaru powtarzać błędów przodków.

Odeszła z założonymi rękoma.

***

Wszedł do chaty równo z zachodem słońca. Na wieszak odłożył futro oraz hełm. Zdjął buty, które wyrzucił na zewnątrz.

— Już jestem! — krzyknął w nicość Smark, idąc do kuchni. Wyjął z kosza pajdę chleba i kilkadziesiąt ziemniaków, które ułożył równo nad paleniskiem. Nalał miodu. Przysiadł się Sączyślin.

— I co mówił ten Ymir? Coś wartego uwagi?

— A żebyś wiedział, tata — mruknął czarnowłosy. — Chce wywołać wojnę. Trzeba się wstawić do walki, bo jak nie to zginiesz.

— Wojna? — zdziwił się Jorgenson. Może i kochał walki, wojnę i takie, gdzie można się popisać, ale to co szykował Ymir nie przynosiła ze sobą niczego dobrego.

— Tak, wojna. Ten człowiek zupełnie postradał zmysły! Byłoby dobrze jak Czkawka by wrócił.

— Racja — rzekł. — Ten dzieciak może i nie był najlepszym wodzem, ale w brudne sprawy się nie mieszał.

Sączysmark wziął talerz, na którym ułożył smażone kartofle. Posypał je solą i rozdzielił. Jedli w ciszy, po czym Smaek poszedł do pokoju.

***

Obudził się jeszcze przed wschodem słońca. Leżał z rękoma założonymi na plecach. Ubrał się w codzienne ubrania i zszedł na dół, gdzie czekał Sączyślin.

— Ruszajmy.

Dokończyli wczorajsza kolację i wyszło z chaty, kierując się przed Twierdzę. Była już sporą grupa ludzi. Widzual Mieczyka, Śledzika, Ereta, Pyskacza, Szpadkę, Zarę, a nawet ciężarną Astrid, która patrzyła na to, co wymyślił Ymir.

— A więc to nasza armia — mruknął, patrząc na dwustu mężczyzn. — Mamy porządne wsparcie. Nikt nam nie podskoczy. Mina kobieta ma dla was rzeczy.

Wszyscy ustawili się w kolejce.

Astrid ze spuszczoną głową rozdawali zbroje i broń, w zależności kto co chciał I potrzebował. Nie podobało jej się to, co robił Twardoboki. No bo po co? Po co? Po co przelewać krew za imię Berk? Dobrze było jak było.

— Gdzie jest stara wojowniczka? Dlaczego mu na to pozwalasz?

Podniosła głowę, widząc zmartwionego Sączysmarka.

— Co się stało? Astrid, gdzie dawną ty?

— Myślisz, że liczy się z moim zdaniem? Myślisz, że mam wybór? Jestem w ciąży, a on chce mi to dziecko odebrać, gdy tylko przyjdzie na świat. Chciałabym, by Czkawka wkońcu wrócił... Nasza rodzina byłaby normalna. Zwykła. No i zylibyśmy jak na rodzinę przystało.

„Świat do góry nogami" - Jak wytresować smokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz