"Kłótnia"

119 10 120
                                    

Czkawka odwiedził Niellena, którego traktował jak ojca. Aktualnie grali w karty, a starszy wygrywał. Czkawka twierdził, że "umiał przegrywać" jednak to było zwykle kłamstwewko. Gdy przegrał dwie rundy pod rząd, rzucił karty w powietrze i przeklnął tak, że nawet sama Lara by się zdziwiła, która w życiu nie słyszała jak jej Haddock przeklinał.

— Szlag niech by to jasny trafi! — krzyknął, wyjmując na stół dziesięć przegranych monet.

— Nauczę się grać, zobaczysz, młody. — powiedział z czułością, jaką obdarzał zmarłego Larsa. — Będziesz wymiatać, a pojęcie przegranej nie będzie ci znane.

— Beznadziejny jestem. Już gramy w to kilka dni i zawsze przegrywam.

— Ty jesteś beznadziejny? — odwrócił się, w drzwiach stała piwnooka Slayer. Ciekawe ile z tego słyszała.

— Ile słyszałaś?

— Tyle, by uznać, że nie lubisz przegrywać. Niellen to mistrz gry w karty, nie dziw się, że wiecznie przegrywasz. Powinieneś zagrać ze mną. Wtedy wygrasz na pewno, bo gracz ze mnie żadny.

Czkawka pozbierał karty i oddał właścicielowi.

— Zagrajcie — zaproponował. Lary prosić nie trzeba było. Usiadła koło czterdziestolatka i zaczęła tasować karty.

— No dobra, ale mam jedno pytanie do ciebie, Lara. Po co przyszłaś?

— Uciekłam przed bratem. Wiem, że mnie tu nie znajdzie.

— Gdzie byś nie poszła, to by cię nie znalazł. Maison jest duże.

— Ale ja przyszłam tu — odparła. Nie chciała się przyznać do tego, że lubiła spędzać z Czkawką czas, choć to było raczej oczywiste. — Liam chciał mnie wysłać do Gai, bo bolał mnie chwilę brzuch i raz wyrzygałam wczorajsze kanapki. Nigdy więcej z wami nie piję.

— I tak wiemy, że to kłamstwo.

— Cicho. A teraz gramy. Niellen, dobrze się czujesz? — zapytała, gdy mężczyzna kaszlnął.

— Znakomicie. A teraz grajmy.

***

Siedzieli tak do wieczora i cały świat o nich zapomniał. Nawet William, który wpierw martwił się o swoją siostrzyczkę. Czkawka był w dobrym humorze. Parę razy wygrał i to bez żadnych forów.

A Lara wpatrywała się w Czkawkę jak w siódmy cud świata. Bo zdała sobię sprawę, że kogoś takiego jak on jeszcze nie znała. I była szczęśliwa, że mogła go obserwować.

Nadeszła noc. Lara pożegnała się z obojgiem mężczyzn i poleciała do domu na Orin. Czkawka posiedział z Niellenem jeszcze godzinę i sam poleciał do znajomych na Szczerbatku.

***

William siedział nad papierami, zmęczony. Powoli przysypiał, gdyby nie wejdźcie narzeczonej - Isli. Spojrzała na niego czule. Stanęła za nim, całując go we włosy.

— Co robisz, najdroższy? — zapytała. Nawet nie pamiętał, gdy nazwała go po imieniu. Zawsze był najdroższym lub oblubieńcem.

Isla była kobietą starych obyczajów. Znaczy się, była wychowana w starych obyczajach. Choćby chciała zrobić coś wbrew czemuś, to by nie umiała. Jej matka miała stalową rękę. Wychowała ją tak, jak uważała za słuszne. Isla nigdy nie patrzyła w oczy narzeczonemu w miejscu publicznym, odkąd byli zaręczeni, ani razu nie wypowiedziała jego imienia, a gdy Liam pragnął dzielić z nią łoże, to ta zawsze odmawiała, całując Williama w skroń. Kochali się wiele razy, mimo zakazów starszyzny. A koniec ich miłości miał miejsce miesiąc temu. William nie wiedział, co zrobił źle. I nigdy jej o to nie pytał.

„Świat do góry nogami" - Jak wytresować smokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz