Musiał się przygotować do podróży. Chciał jak najszybciej wrócić na Maison, jednak nie wiedział co go czekało. A mogło czekać na niego wszystko.
(ale czego nie zrobi dla Lary?)
Spakował prowiant, futro, pochodnie, kuszę oraz miecz. Wziął też ubrania na zmianę. Wszystko włożył do juk, które przyczepił do siodła Szczerbatka. W ostatniej chwili spakował również mapę Archipelagu. Musiał wiedzieć, gdzie leciał. Inaczej by się zgubił, a tego sobie nie życzył.
Pobiegł do niego... Badb. Wytrzymałby wszystko, ale nie jego. To ten, co podrywał Slayer, nie?
Odynie, dlaczego on...
— Lecę z tobą. — odparł szczęśliwy, trzymając sprzączkę torby.
— Nie. Zrobię to sam. Dam radę, uwierz.
— To ja ją uratowałem! - krzyknął, podchodząc bliżej, ku oburzeniu Szczerbatka.
— A Lara to moja... przyjaciółka. Koniec kropka.
— Proszę.
— Ech... Wkurzający jesteś, już, wchodź, pasożycie.
Badb wpakował się na Szczerbatka i odlecieli na Fleur. Z opowiadań Gai wynikało, że jest to wyspa pełna kwiatów i ziół, powinni się uwinąć. Berk odwiedzą w razie czego.
W razie czego...
Coś mu mówiło, że ktoś go tam może zaskoczyć.
***
Minął tydzień. A na Fleur niczego nie znaleźli. Pustka. Absolutne zero. Nie mieli wyboru i musieli lecieć na Berk. Ta nazwa coś mu mówiła, ale nie miał bladego pojęcia co. W każdym razie miał wrażenie, żeby tam nie lecieć.
Po drodze na Berk Badb zginął. Spadł do oceanu. Czkawka żałował, ale... ale nie mógł sobie pozwolić na chwilę słabości.
Lara. Była najważniejsza. I od niego zależało, czy przeżyje czy normy zajmą się jej losem.
Leciał więc na Szczerbatku, kierując się mapą Gai. Była niewyraźna, ale wiedział o co chodziło i umiał ją rozpoznać.
Kilka dni później znalazł się na Berk. Była to rozległa wyspa, jednak nie tak rozległa jak jego dom. Jego wyspa. Wylądował na skraju, nie wiedział jak tutejszy lud zareaguje na smoka. Zarzucił kaptur, nie chciał, by go rozpoznano. Nie żeby miał coś na sumieniu, po prostu nie szukał problemów. I - kolejny raz powtórzę - był pewien, że coś tu na niego czekało i silnie ciągnęło.
Kupcy znajdowali się na brzegu południowym wyspy. Biły stamtąd gwary i rozmowy, wielu ludzi zebrało się, by móc kupować rzadkie towary. Przechadzała się tędy kobieta, wysoka blondynka o błękitnych oczach. Wydawała się... znajoma. I była kobietą z wizji. O ile pamiętał mógł się z nią kochać.
Kochanka, przyjaciółka, siostra, znajoma?
Przypatrywał się, a gdy spojrzała na niego, uciekł wzrokiem.
Nie potrzebował problemów.
Podszedł do mężczyzny, których handlował ziołami. Kupił od niego połowę potrzebnych towarów. Drugie pół od kupca na końcu stoisk. Gdy wracał do Szczerbatka, zaczepiła go kobieta. Właśnie blondynka. Stała tyłem, nie widziała jego twarzy. Na jego barku położyła małą delikatną dłoń. Twarz odwrócił w połowie.
— Kim jesteś? — zapytała z... z strachem. Lękiem. — Nazywasz się Czkawka? To ty?
— Na imię mi Thorvill. — odpowiedział. — Zaszła... pomyłka. - zmieszał się. Coś... coś mu kazało skłamać.
— Och może, przepraszam. — zmieszała się, biorąc rękę. — Niedawno zmarł mi mąż, tęsknię za nim. Mylę ludzi. Pan mi wybaczę, pójdę już do córki.
— Nic nie szkodzi, nic nie szkodzi...
Po tych słowach poszedł do Nocnej Furii i odleciał, by móc uratować życie Lary. A Astrid, zmieszana uczuciami, trwała dalej w niewiedzy. Nawet nie wiedziała, ile straciła. Jeden ruch i zdjęciem kaptura wszystko mogło wrócić do normy. Jednak bogowie chcieli inaczej.
***
Wrócił. Wrócił Czkawka, wrócił Thrymm, który obserwował Haddocka. A Lara wyzdrowiała, dostawszy antidotum. Była słaba, ale wyzdrowiała, wracała do sił. Było jej smutno z powodu Badba. Ważne jednak, że Czkawka żył. Znała go dłużej, bardziej jej na nim zależało.
Jej Czkawka.
W dzisiejszy dzień wypadał wyścig smoków. Długo się na niego przygotowała, jednak była za słaba. Na jej miejsce wszedł Haddock. Wiedziała, że wygra. Miał w końcu Nocną Furię, a to nie byle jakie smok! Jeden z lepszych, szybszych. Wierzyła, że da z siebie wszystko.
Zdała sobie również sprawę, że Czkawka był dla niej kimś więcej niż najlepszym przyjacielem, wolne dobrze jej zrobiła. Była gotów, by wkroczyć z Haddockiem na wyższy level ich znajomości.
Czkawka zakładał siodło na smoka, obok leżała czerwona farba. Droczył się z Furią, podświadomie rozpamiętując spotkanie z blondynką.
Ledwo słyszalnie, gdy wyścig się rozpoczynał i William głosił mowę, podeszła do niego Slayer. Schowała za ucho niesforny kosmyk i zamoczyła palce w farbie. Przyciągnęła chłopaka i zaczęła malować.
- I jak wyglądam? - zapytał kobiety, gdy wycierała dłonie o spodnie.
- Wyśmienicie - odparła brązowooka, całując z czułością w policzek. Odeszła szybko, a on złapał z niedowierzeniem za policzek. Byli dorośli, a zachowywali się, jakby mieli co najmniej po jedenaście.
Wiedział, że pocałunek zmieni wszystko. Czekał cierpliwie, a teraz będzie zbierał z tego dorodne owoce.
***
Thrymm stał na brzegu, gdy nagle podszedł do niego chłopiec z listem. Zażądał pieniążka i uciekł w podskokach, nucąc piosenkę. Blondyn odczytał wiadomość od... Grimmela. Ostatnie, czego sobie życzył. Minęły dwa miesiące, a on nie przyprowadził do niego Haddocka. I nie chciał. Bo pokochał go jak brata, a za rodziną skacze się w ogień. Musiał płynąć do Grimmela, a Larę i Czkawkę na jakiś czas... schować, by uniknęli klingi Gnębiciela.
***
— Czkawka, bo ja sobie myślę... — mówił.
— Tak?
— Może zabierz Larę na wakacje, należy wam się to, po tym, co przeżyliście.
— Hmmm... — pomyślał szatyn. — Nawet dobry pomysł, stary. Dzięki.
— Nie ma za co.
***
Siedział w fotelu na samym szczycie wierzy, we własnej komnacie. Zmarszczył brwi, widząc wikinga bez szatyna. Zawiódł się na nim. Czyli będzie musiał go... zabić.
— Dlaczego nie przyprowadziłeś ze sobą Haddocka? - zapytał, wstając z fotela.
- Nie przyprowadzę go - odpowiedział, zbierając się na odwagę. - Zmieniam zdanie. Haddock jest moim przyjacielem, nie pozwolę ci go skrzywdzić, Grimmel. Odchodzę.
- O nie, nie, nie... Nie możesz się wycofać... Nie jestem byle kim - odrzekł, wyjmując zza pleców sztylet. A gdy podszedł wystarczająco, dźgnął Thrymma w brzuch. A dokładnie... w płuco. Wiking zaczął się wykrwawiać, wiedział, że umrze. Udusi się własną krwią. Cieszył się jednak, że nie wydał przyjaciela.
A Coco? Coco musiała mu wybaczyć...
*******
953 słów
21.12.2020r.Dedykacja dla Hamburgery bo jego książki to mistrz
Macie rozdział :3
• Dynka •
CZYTASZ
„Świat do góry nogami" - Jak wytresować smoka
Action„Jego życie zmieniło się nie do poznania po starciu z Drago - poznał matkę, zyskał przyjaciela Ereta, zobaczył na własne oczy Smocze Sanktuarium, stracił ojca i został wodzem Berk. To za dużo jak na niespełna tydzień. Czkawka zwyczajnie. . . tęsknił...