"Buciki"

355 15 0
                                    

Czkawka otworzył wrota Twierdzy. O dziwo skarżył się nadal Mieczyk - czyli za dużo nie przegapił. Wikingowie w kolejce stękali i jęczeli. Kobieta z noworodkiem w chuście wyszła z kolejki i usiadła przy stole.

Haddock czuł na siebie spojrzenia wikingów. Wszedł na podest i usiadł na tronie wykładanymi skórami. Astrid spojrzała na niego kątem oka i nadal "słuchała" Mieczyka.

— I jak? Odetchnąłeś? — zapytała cicho, nie ruszając nawet wargami.

— No raczej — odparł z udawaną radością. — Wolę stać na deszczu niż słuchać tego. — mruknął, wskazując dyskretnie na Thorstona. — O czym w ogóle mówi?

— Głównie o Szpadce.

— Trzeba to przyśpieszyć — mruknął, po czym dodał głośniej: — Dobrze, dobrze Mieczyk, tera z pora na innych. Sam na sam omówimy twoje problemy z Szpadką... — powiedział męsko i odważnie.

— Nie masz bladego pojęcia na co się piszesz, kochanie — mruknęła załamana blondynka.

— Nas... następny! — ryknął Eret, którego obudził Pyskacz. Siedział, a raczej leżał, na krześle. Wódz zobaczył jak Smark podskoczył na krześle. Dagur nadal śmiał się w najlepsze.

Po LaVernie zaskarżyło się jeszcze piętnaście osób. Ogień w Twierdzy powoli gasnął. Szczerbatek starał podpalić się zimne drewno, było jednak zbyt zwęglone, by podpalić je na nowo. Czkawka nie fatygował się iść po drewno - znając życie i tak byłby mokre, a mokrego drzewa się nie podpali.

Wyszedł z Twierdzy, kierując się wprost do swojej chaty. Zobaczył mamę wsiadającą na Chmuroskoka, kłócących się bliźniaków, przeciągającego się Sączysmarka, Śledzika, który znów rozmawiał z Throkiem, ziewającego Ereta oraz Dagura i Malę. Z miny Szalonego wynikało, że dziś nie dostanie kolacji i całusa na dobranoc...

Czkawka otworzył drzwi swojej chaty, zdjął onucki, które położył na zewnątrz. Szczerbatek wepchnął się w wejście i wyskoczył za okno. Pewnie będzie leżeć na dachu, pomyślał szatyn, kochał oddychać rześkim powietrzem.

Spojrzał na ranę - już nie krawiła. Jednak na kilka dni zostanie po niej ślad. Za tydzień rana zniknie całkowicie...

Jednak bardziej niepokoiły go słowa Elli:

"Za wiele mi nie powiedzieli, jednak wiem jedno - twoja przyszłość jest ciemna i mroczna. Mrok będzie trwać długo, lecz wyjdziesz z cienia i zobaczysz światło by ponownie zniknąć w nicość..."

Co miała na myśli? Jako los zafundowali mu bogowie? Jakie plany mieli względem jego? Czym był owy "cień" i "światło"? Co to czekało w niedalekiej przyszłości?

Tyle pytań, a odpowiedzi nadal brak...

Usłyszał ciche otwieranie drzwi. Zerknął przez ramię - stała tam Astrid okryta drogim płaszczem ze zwierzęcych skór. Można było śmiało powiedzieć, że płaszcz ważył więcej od niej samej.

— Coś mi Czkawka obiecałeś — powiedziała prosto z mostu, nie owijając w bawełnę. Zdjęła ubłocone buty, stawiając koło onucek męża.

— Ja coś ci obiecałem? Nie wydaje mi się... — mówił żartobliwie, wiedząc dokładnie o co chodzi. Schował dłoń, wiedząc, że blondynka zadawałaby niepotrzebne pytania. A poco było ją denerwować, kiedy była zupełnie rozluźniona i taka... seksowna w tej chwili?

— Obiecałeś, obiecałeś... — podeszła i zaczęła masować barki mężczyzny. Nachyliła się i szepnęła cicho do jego ucha: – Nie udawaj, Czkawka. Ja wiem, że ty wiesz.

„Świat do góry nogami" - Jak wytresować smokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz