"Druid"

111 9 6
                                    

Przez kolejne dni panowała między przyjaciółmi cisza. Musieli od siebie odpocząć, by na nowo się poznać. Dzieliło ich jedno - żałoba i chęć poznania siebie. Czkawka chciał widzieć, jaką przeszłość miał, a Lara musiała pogodzić się z tym, że siostry nie odzyska.

Jednakże z każdym dniem ból znikał. Rana się goiła stopniowo, aż pewnego dnia była gotowa na rozmowę, szczerą rozmowę, ze swoim Czkawką - przyjacielem, który zawsze był jej w stanie pomóc. Na całe szczęście chłopaki poznali Czkawkę, odsunęli od siebie uprzedzenia o szatynie. Był teraz jednym z nich. No przyjemniej ona twierdziła, że tak było. Nie miała pojęcia co mieli między sobą.

Szczególnie związał się z Thrymmem. Byli teraz nierozłączni, myśleli bardzo podobnie, robili dużo rzeczy w taki sam sposób. Czasem nawet mówili to samo w tym samym momencie. Zupełnie przez przypadek. Było to słodkie, Coco śmiała się z Haddocka, że jest zbyt słodki jak na chłopca.

— To przypatrz się jego mięśniom i bliznom — rzekła pewnego razu do blondynki. — One też są zbyt kobiece?

Czkawka był szczęśliwy, choć czasem miał zawieszenia, myślał, czasem wyłączał na krótką chwilę. Chciała wiedzieć o co chodzi.

Siedzieli przy okrągłym stole, wszyscy razem. William, Robin, Orin, Thrymm, Czkawka, Lara i Collette - dokładnie w takiej kolejności. Myśleli nad nowym systemem obronnym wyspym. Mieli wiele pomysłów, jednakże to Liam miał zadecydować na spotkaniu z starszyzną - teraz jedynie podawali swoje sugestie. Isla - narzeczona wodza - siedziała w tle, czytając książkę.

— A ty jak sądzisz, Czkawka? — zapytał Slayer, ślęcząc nad mapą wyspy. Jednak szatyn nie odpowiadał, opierał się na brodzie, patrząc na przeciwległą ścianę. — Czkawka? — powtórzył. Lara nim pątrzosła. Jej dłonie zadziałały nad wyraz skutecznie. Niczym użądlony wstał i zaczął wskazywać na mapę Maison.

— Maison jest górzyste, od każdej ze stron, nie ma żadnych plaż. To nam sprzyja, bowiem nie trzeba budować żadnych murów, a jedynie udoskonalić system powietrzny, tu mam na myśli smoki, zabezpieczyć mieszkańców. Jedyny port zabezpieczyć przed rabunkami i przeszpiegami. Dochodzę po prostu do wniosku, żeby każde nowe dziecko na Maison miało swojego smoka, i mogło na nim latać. Każdemu to będzie sprzyjać.

— Dziękuję. Koniec zebrania. Lara, Czkawka łowienie ryb. Orin, Robin i Thrymm do kuźni. Coco, obleć wyspę w poszukiwaniu słabych stron. Na końcu dnia przyjdź z raportem, co trzeba udoskonalić bądź zlikwidować.

Wszyscy poszli do przydzielonym im zadaniom. Slayer i Haddock dosiedli smoków i polecieli na otwarte może. Zlecieli i weszli na łódź - ze smokami byłoby szybciej, ale na Maison tradycją było łowienie ryb za pomocą zwykłej sieci. Smoki nie były tolerowane w tej dziedzinie. Czkawka złapał za ster i zaczął płynąć na otwarte morze, Lara nuciła pod nosem.

— Czkawka? — zapytała nagle, poprawiając krótkie brązowe włosy.

— Hmmm?

— Co się z tobą dzieje?

— Nic się nie dzieje, jestem tu z tobą, mieszkam. Nic innego mi nie potrzeba.

— Za długo cię znam. Coś cię dręczy. A ja się dowiem, jak mi nie powiesz.

— Jak doszłaś do wniosku, że jestem czymś zajęty?

— No nie wiem... Hmmm... Jąkasz się, ty, Czkawka się jąkasz, milczysz, udajesz że nie słyszysz, zapominasz rzeczy, o których ci ciągle powtarzam. Powiedz, wiesz, że możesz mi zaufać.

To prawda. Mógł jej zaufać. No i nie umiał jej odmówić - był w niej zauroczony, od samego początku, a jednak nie chciał zepsuć ich przyjaźni głupim "kocham cię". Bo po co? Po jaką cholerę niszczyć coś tak trwałego?

„Świat do góry nogami" - Jak wytresować smokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz