"Plan B"

235 15 6
                                    

Czekał na ból - jednak nie odczuł żadnego bólu. Otworzył oczy, które zamknął w chwili krzyku Astrid Hofferson.

Na środku stał Szczerbatek. Owinął lotkę wokoło stóp Ymira. Mężczyzna zaczął do góry nogami, kilka centymetrów przed sobą mając mordkę Szczerbatka. Smok podrapał mężczyznę po twarzy i ryknął na niego potężnie. Nocna Furia była wściekła. Grzbiet smoka zaczął zmieniać barwę na niebieski. Nastroszył się, a wnętrze gardła zaczęło jąsnieć niebieską poświatą.

— Szczerbatku! Nie! Nie zabijaj go.

Nocna Furia zaczęła się uspokajać; grzbiet wrócił do normalnego koloru. Zamknął paszczę i jedyne co zrobił to wypuścił chmurę dymu w kierunku Ymira.

— Puść go na ziemię, przyjacielu. Proszę.

Szczerbatek zrobił to, o co go proszono. Warknął na Ymira. Podkulił ogon i zaczął krążyć wokół mężczyzn. Warczał na każdego, kto zbliżał się do wikingów. Nawet na Astrid.

(i to była prawdziwa Nocna Furia!)

— I kto wygrał? — zapytał wojownika, tarzającego się w błocie. — Kto miał rację?! — krzyknął, spoglądając na Astrid.

— Ja! — rzekł i prawym sierpowym uderzył Czkawkę w twarz. Czuł krew, cieknącą mu z nosa i dolnej wargi. Wiedział, że odwiedzi Gothi.

Czkawka wytarł krew i zamachnął się równie mocno. Napotkał opór. Nie wiedząc jak zaatakować uderzył Ymira z otwartej dłoni. Kiedy trzymał napuchnięty policzek, Czkawka padł na ziemię i zaczął szukać broni. Był i to trudne w kurzych gównach i błocie. Gdy poczuł dwie umięśnione ręce ma tysięcy zamachnął się znalezionym mieczem. Brzeszczot tkwił w lewym ramieniu Ymira. Wszędzie tryskała krew. Czkawka wiedział, że wyglądał jak siódme nieszczęście. Cały we krwi, z rozciętą wargą, podbitym okiem, ze złamanym nosem, bolącą ręką, napuchniętą szyją, a na dodatek był od stóp do głów w gównie.

Wstał, masując szyję. Przez parę dni będzie miał sińce. Wyciągnął mieć z i położył na brodzie Ymira.

— Dobij mnie, tchórzu! — ryknął, łapiąc za miecz. — No dalej!

— Nie. Czeka cię o wiele gorsza kara.

Upuścił miecz, który upadł z pluskiem w kałużę. Kulał. Szczerbatek podbiegł do przyjaciela i pomógł. Astrid złapała za drugie ramię. Nie przejmowała się, że może się ubrudzić.

(Czkawka żyje!)

(!!! to się liczyło!!!)

***


Zielonooki wracał od Gothi. Pod ramię trzymała go Astrid, a Szczerbatek asekurował narzeczeństwo - nikomu nie pozwałał podejść bliżej niż na dwie stopy. Niedaleko szedł Eret. Ludzie dyskretnie go omijali.

Czkawka widział swój cel. Daleko przed nimi stało dwoje wikingów. Trzymali Ymira w kajdanach. Był brudny i posiniaczony. Jedyne co było czyste to bandaż. Patrzył na jarla z nienawiścią w oczach. Wódz Berk zignorował splunięcie pod nogi i patrzył na niego z góry.

— Nie grałeś czysto, Ymirze. Chciałeś wygrać, nie brudząc rąk. Byłeś sprytny - zupełnie jak Loki. Największa zbrodnia jaką mogłeś popełnić to zdrada i kłamstwo. Nie mam zamiaru cię zabić. Będziesz cierpieć i pewnego dnia umrzesz w samotności.

Wikingowie wkroczyli do jaskini, dźwigając zawieszonego między nimi Ymira. Udali się głęboko w głąb jaskini. Ze sklepienia zwisały stalagmity i stalaktyty. Gdzieś śmigały nietoperze. Szli tak daleko jak mogli. Czkawka trzymał się ramienia Astrid. W jaskini by o mnóstwo skał. W trzech z nich wykute były dziury, a z nich zwisały łańcuchy.

— Rozebrać go — rozkazał zimnym głosem Haddock.

Berkianie rozszarpali ubrania wojownika. Przykuli do łańcuchów. Ymir krzyczał i się szarpał.

— Jesteś przeklęty, Czkawko Haddocku! Twój bachor też! Czuję to!

Jeden z wikingów złapał za miecz i dźgnął mężczyznę w lewy bok. Krew spływała strumieniem po skórze skazańca. Ze stakaktytu ściekały kropkę wody, które kapały na czoło Ymira.

— Chodźmy stąd, kochanie. To jego kara. Nie musimy patrzeć.

Po tych słowach lud Berk opuścił jaskinię.

— Jeszcze mnie zapamiętasz! Nie jesteś wodzem! Jesteś dzieciakiem!

***

W jaskini trwała cisza. Starał się ignorować krople wody, jednak były nie do zniesienia. Był cały obolały, ale szczęśliwy. To nie koniec...

(nie był sam! Miał zaufanych ludzi!)

Gdzieś daleko przed sobą zobaczył światło dwóch pochodni. Słyszał nam wikingowie omijali kałuże, słyszał ich głośne westchnienia. Czekam zbyt długo...

— Nareszcie! Co tak długo?

— Problemy. Myślisz, że po twojej walce to wioska milczy? Musieliśmy wyjść później, by nikt niczego nie zobaczył. Dosyć wścibscy są Eret i Valka...

— Mamy jedzenie dla ciebie — odparł silniejszy. — Chleb z wodą.

Berkianin wszedł na śliskie skały i wsunął chleb do gardła skazańca. Jadł łapczywie. Połowa jedzenia i picia wylądowała na ziemi. Mężczyźni cofnęli się.

— Co mamy robić? Powiedz nam!

— Dobra, powiem wam, moi przyjaciele, otóż musicie...

Ymir powoli tłumaczył plan. Słuchali, uśmiechając się szeroko. Byli zadowoleni.

— Oto co zrobicie.

— Plan doskonały! Ty wiedziałeś, że przegrasz! Od razu wymyśliłeś plan B.

— A co siebie myślisz? Że losy Berk zostawiam przypadkowi? Mogę wisieć tu do samej śmierci, ale puki żyje, to Czkawka Haddock nie będzie rządził tą wyspą! Zawsze mam plan. Moje życie to nie seria przypadków. Moje życie zostało zaplanowane do samej śmierci przez bogów. A teraz idźcie.

— Ma się rozumieć.

Po wyjściu mężczyzn z jaskini, znów zapadła cisza. Na czoło Ymira leciały pojedyncze krople zimnej wody.

__________

780 słów
14.06.2020r.

Dedykacja dla Alamira006 bo prosiła o rozdział, więc ma 😆

Taki krótki rozdział, no ale trudno

ŻYCIE.

Od razu mówię, że nie wiem kiedy kolejny rozdział proszę cierpliwie czekać 😆

W komentarzach piszczcie swoje myśli. Jak myślicie co wydarzy się dalej? Czy Czkawka i Astrid będą mieć szansę na szczęśliwe życie? I co z innymi? 💬

Piszcie i dajcie gwiazdkę 🌟

• Dynka •

„Świat do góry nogami" - Jak wytresować smokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz