"Pytania"

210 9 190
                                    

Czkawka rozmyślał co było słuszne a co złe.

Powinien stąd uciec.

Uciekłby jednak ze świadomością, że za niego zginęły dwie osoby. Ale... Ale jego życie teraz byłoby zupełnie inne. Po za tym zaczął przyjaźnić (?) się z Larą. Nie mógł od tak uciec.

A Adanna?

Ona była jednym wielkim błędem. Ich seks był błędem. Nawet jeśli nie zrobił tego świadomie.

***

Płynęli na Fölorę. Nie mogli doczekać się spotkania z tajemniczym Queegiem. To właśnie on miał im wskazać drogę do Halibuta Czkawki Straszliwego Haddocka Trzeciego. Cieszyli się, myśląc o tym, że mogli przypodobać się Grimmelowi. No i przyczyniali się do wojny.

Gnębiciel nic nie mówił o wojnie, ale każdy wiedział, że miał smaka na konflikt wysp. A żeby wojna miała smak, to musiał mieć przeciwnika godnego siebie. Ale teraz się złożyło, że przeciwnik się zgubił. A co to za wojna, gdy w niecały miesiąc zgładzisz cały Archipelag?

Zacumowali łódź, dokładnie chowając ją w szuwarach. Wyszli na brzeg, czyszcząc buty o trawę. Szli lasem, czyszcząc buty o krzaki. Podsumowali zebrane informacje.

— Na razie wiemy tyle co Straszliwiec napłakał — rzekł Ulf, trzymając miecz w pogotowiu. — Nie mamy konkretnych informacji. Haddock albo żyje, albo jest gdzieś na końcu świata. Jego żoneczka jest w ciąży, co właściwie jest niepotrzebnych faktem, Ymir to pieprzowy świr, i nie wiemy czy ten Queeg faktycznie istnieje.

— Ale ty głupi, Volster — rzekł Amargein. — Dla Ciebie to wszystko słowa, a to składa się w logiczną całość. Jeśli ten Queeg żyje, to z pewnością przekazał Haddocka dalej. I powie gdzie.

— A skąd to niby wiesz.

— Bo zabijając go, nie zarobiłby ani grosza. Ymir dał mu parę monet złota za zabicie szatyna, a ktoś inny dał mu stokrotnie więcej za żywego wodza Berk. Astrid jest w ciąży. No i dobrze. Jeśli Ymir abdykuje, to dziecko zasiądzie na tronie. Będzie łatwo nim manipulować.

— A to dlaczego?

— Bo Astrid to tępa dzida! Życie da w kość młodemu, to zacznie słuchać się własnych myśli. Będzie w chorym kręgu. Założę się, że tak właśnie będzie. Będzie bardzo samodzielny i będzie miał zdanie swej matki gdzieś.

Mężczyźni wyszli z lasu. Weszli na gościniec. Rozglądali się w około, szukając wskazówek. Coś, co by im pomogło.

Na próżno.

Gdy mieli wejść do zielonego budynku, przed nimi stanął mały chłopiec. Miał kilka wiosen.

— Cześć, mały — zaczął Amargein, biorąc go na ręce. Ile by dał, żeby z Heatherą mieć takie dziecko. — Znasz może Queega?

— Kim jesteście? — typowo dziecięcym głosem zapytał, macając bliznę mężczyzny.

— Jesteśmy kolegami Queega. Zaprosił nas. A ty jesteś jego synem?

— Tak. To mój tatuś.

— Zaprowadzisz nas do niego?

— Jasne!

Amargein spojrzał z triumfem na wspólnika. Odłożył dziecko na ziemię.

— Mały... Twój tata wspominał nam w liście o tajemniczym panie z czarnym smokiem. To prawda co mówił?

— Tak! Był z Nocną Furią i...

Mężczyznom błyszczały oczy, bowiem takie dzieci jak to, nigdy nie kłamało.

„Świat do góry nogami" - Jak wytresować smokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz