"Kłamstwo"

148 9 41
                                    

Miesiąc później wrócili.

Połowa szczęśliwa, a połowa a żałobie.

Astrid w siódmym miesiącu biegła do portu, chcąc powitać przyjaciół. Wyglądała jak pulpecik, przy każdym kroku pocąc się jak mysz. Nie przestawała biec. Na pokładzie zauważyła Szpadkę. Mieczyka. Szukała reszty wzrokiem. No i się zgadzało wszystko. Żadne z nich nie zmarło. Pierwszego dorwała Smarka. Był czysty, jedyne co mogła wskazywać, że się bił, to podbite oko. Przytuliła go z całych sił.

— Dzięki Odynowi, że żyjecie — powiedziała cicho. — Ale...

— Albrecht nie żyje — prosto z mostu odrzekł Eret. Mówił bez emocji. Czuła, że nie chciał się rozklejać na oczach wszystkich. Może i śmierć nie była dla nim czymś nowym, była wręcz pewna, że wiele razy pozbawił kogoś żywota. A jednak. Czas i Berk go zmieniło.

No ale Perfidny? Albrecht?

— Niech mu ziemia lekką będzie...

— Ale chciałaś coś powiedzieć — odrzekł, przypominając sobie.

— Chciałam.

— Więc...?

— Nie tutaj. Chodźmy. Trzeba wasze rany opatrzeć.

Smoki znalazły sobie bezpieczne miejsce, a ósemka przyjaciół szła a kierunku chaty Valki. Astrid szła wolno, a jednak reszta nie musiała na nią czekać. Szpadka kulała i miała siną twarz. Mieczyk podbite oko. Smark złamana ręka. Śledzik miał bandaż na głowie. Zara szła koło Ereta, leżącego na noszach. Wił się z bólu. Oberwał w podbrzusze.

Powitała ich Valka wraz z Burzochlastem. Zaprowadzili rannych i opatrzyli. Najpierw zajęli się Eretem. Gothi zaczęła rysować po piasku.

— Co pisze? — zapytała zmartwiona Zara.

— Pisze — zaczął Gbur. — że do zdrowia szybko nie wróci. No i już nigdy w stu procentach zdrowy nie będzie. Pisze, że został uderzony, a później dźgnięty. Ma wiele ran kłutych. Ktoś po bijatyce dobrze się nim zajął i wiedział co robić.

Zara się zarumieniła.

— Ale jakie mogą być skutki? — zapytała.

— To wyjdzie w trakcie, nie jest w stanie powiedzieć na tą chwilę. Leczenie zajmie co najmniej miesiąc, jeśli wykona skomplikowany wywar, to trzy tygodnie.

Następnie zajęła się Mieczykiem i Szpadką. Opatrzyła ich blizny i siniaki. Śledzikowi zmieniła bandaż, a Smarkowi nastawiła rękę. Tu też pochwaliła Zarę, która poprawnie usztywniła rękę. Zara upierała się, że była zdrowa, co akurat okazało się prawdą.

A Astrid obserwowała to wszystko. Oni mogli znać prawdę. Mogli wszystko wiedzieć. A jednak kłamali, ukrywali przed nią prawdę. Chciała usłyszeć to z ich słów, choć po cichu wiedziała, że Czkawka odszedł.

Haddock czuła się odrzucona. Na prawdę.

— A więc? — zapytał Smark, trzymając rękę w temblaku. — O co chodzi?

— Pod waszą nieobecność dużo myślałam... I doszłam do wniosku, że wiecie coś więcej niż ja.

— Co mamy wiedzieć?

— Co się stało z Czkawką.

— A skąd te wnioski? — wtrącił się Eret. — Niby skąd mamy wiedzieć?

— Pamiętacie? Pamiętacie jak bliźniaki mówili o... o tym trupie? Pamiętacie? Mówili... Mówili, że go nie dotykali. A... A ja jednak myślę, że oni go odwrócili. Wiem swoje! Coś na pewno odkryliście na patrolach! Proszę, powiedzcie! Prawdę powiedzcie!

„Świat do góry nogami" - Jak wytresować smokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz