~4~

3.3K 137 6
                                    

Znów obudziłam się przed siódmą, znów w biegu prysznic, szybka kawa, na biegu stworzona fryzura. Wyjrzałam przez okno,nadal było biało na zewnątrz i znów musiałam ubrać puchową kurtkę, która krępowała moje ruchy, ale trudno nie było wyjścia. Sięgnęłam na wieszak, żeby założyć i mój wzrok padł na niebieski szal,który rozsiewał zapach Roberta. Zarzuciłam go na swoje ramiona i wtuliłam nos wdychając nieziemski zapach jednocześnie zmieniając zdanie co do okrycia wierzchniego. Zdjęłam swój czarny prochowiec, upięłam jego guziki pod samą szyję i opatuliłam się szalem po sam czubek nosa. Teraz nie zmarznę pomyślałam i wyszłam do pracy.

Nienawidziłam jeździć komunikacją miejską, nienawidziłam tłoku jaki tam panował i wiecznie spóźniających się autobusów, ale dzisiaj nie miałam wyjścia na spacer było już za późno.

Do kancelarii dotarłam spocona, wkurzona i co najgorsze spóźniona. Rzuciłam aktówkę na biurko, szal zawiesiłam na oparciu fotela obrotowego i jeszcze w płaszczu schyliłam się, żeby wyjąć nieznośne, czarne szpilki.
Nie zdążyłam nawet otworzyć szuflady gdy poczułam na swoim lewym pośladku klapsa. Odruchowo wyprostowałam się i z całej siły spoliczkowałam sprawcę,po czym ręką zasłoniłam usta i chyba zbladłam, bo przede mną stała czarna masa trzymająca się lewym łapskiem za policzek, piorunując mnie spojrzeniem.
Robert nie odezwał się ani słowem. Odwrócił się w stronę dębowych drzwi, zacisnął pięści i stał w takiej pozycji do momentu, aż jego ojciec wyszedł z gabinetu.

-Dobrze, że jesteś synu. - powiedział i zmierzył wzrokiem jego twarz. - Co ci się stało? - spytał wskazując na policzek czarnej masy, na którym widniał czerwony odcisk mojej dłoni.

-Nic. Oparłem się o zimną szybę w taksówce. - powiedziała naburmuszona czarna masa.

-Oj synu od kiedy to szyby mają palce? - skwitował Pan Green-Chodź mamy kilka spraw do omówienia-pokiwał znacząco głową, po czym poklepał Roberta ojcowskim gestem po ramieniu.

Kiedy drzwi gabinetu zamknęły się za nimi opadłam zażenowana na fotel. Ten facet doprowadzał mnie do szału odkąd się tylko pojawił, a najgorsze było to, że przez niego nic się nie układało tak, jakbym chciała i nic na spokojnie nie mogłam sobie zaplanować, bo nie wiadomo, co mnie mogło spotkać.

Spotkanie panów Green trwało ponad godzinę. W międzyczasie zdążyłam zebrać myśli, zdjąć z siebie płaszcz, rzucić w kąt sekretariatu wredny niebieski szal i skupić się na pracy. Właśnie przepisywałam pozew rozwodowy, na którym Pan Green naniósł poprawki gdy drzwi gabinetu otworzyły się i stanął w nich Robert oczywiście w rozpiętej koszuli z podwiniętymi rękawami.

-Ojciec panią prosi. - powiedział zamrażając mnie wzrokiem.

Oderwałam swój wzrok od komputera i podeszłam do dębowych drzwi, a ta czarna masa nawet o milimetr nie drgnęła, musiałam przeciskać się pomiędzy jego ogromną sylwetką, a framugą drzwi, które dla nas obydwojga okazały się za ciasne i chcąc nie chcąc musiałam otrzeć się piersiami o jego tors oraz znów poczuć ten  kosmiczny zapach. Działał mi w tym momencie tak na nerwy, że mało brakowało, a spoliczkowałabym go drugi raz i z drugiej strony jego wstrętnej, gęby z jednodniowym zarostem zupełnie ot tak dla równowagi.

-Tak panie Green-powiedziałam gdy już przepchałam się przez czarną masę.

-Jest sprawa Bell. Usiądź proszę. - powiedział mój szef i wskazał na krzesło dla gości stojące na przeciwko jego biurka.

Złożyłam dłonie na kolanach, a moje ciało spięło się paraliżując mój mózg. Dobrze znałam ten ton szefa i wiedziałam, że nie wróży on nic dobrego.

-Za dwa tygodnie pojedziesz z moim synem w góry. - wypalił mój szef, a ja o mało nie zemdlałam

-Słucham? - spytałam zaskoczona i wystraszona do szpiku.

Zimowy Zawrót Głowy [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz