~27~

1.9K 85 0
                                    

Ogromny bukiet róż żywo kontrastował z zaschniętymi trzema kwiatkami. Pomyślałam sobie, że jak tak dalej pójdzie, to będę musiała dokupić nowy wazon. Popijałam poranną kawę tuż przed starciem z wiewiórą i obmyślałam plan działania. Dobrze wiedziałam, że ta hiena może być zdolna do wszystkiego i musiałam być przygotowana na każdą ewentualność. Całe szczęście, że nie oddałam ubrań, które jak się okazało były prezentem od taty i stałam teraz w pamiętnej granatowej sukience podkreslającej moją figurę, frywolnie ułożonej fryzurze oraz starannym makijażu gotowa do działania. Do aktówki spakowałam swoje ulubione perfumy oraz znienawidzone przez Roberta czerwone szpilki,które Jerzy Green odesłał mi razem ze świadectwem pracy. Jedynym, nowym elementem mojego stroju były koronkowe, czarne majtki identyczne jak te, które Robert swego czasu rozerwał. W pełnym rynsztunku wychodząc z mieszkania zerknęłam w lustro i stwierdziłam, że czegoś brakowało w moim wyglądzie. Sięgnęłam do szafy w przedpokoju i wygrzebałam z niej czarny beret francuski oraz okulary przeciwsłoneczne, które dopełniały całości, do kieszeni płaszcza wrzuciłam karminową szminkę. Byłam gotowa na walkę o wszystko, na walkę o miłość.

W firmie byłam trochę po ósmej i wiedziałam, że Luck już jest, bo jego auto stało na firmowym parkingu. Pewnym krokiem weszłam do swojego, przeszklonego gabinetu i zabrałam się za zmianę obuwia.

-O mój Boże, coś ty z sobą zrobiła?- usłyszałam w drzwiach głos swojego szefa.

-Co nie podoba Ci się? - spytałam obracając się wokół własnej osi.

-Nie, no podoba, ale żeby aż tak... -znów pojawił się w orzechowych oczach błysk.

-Słuchaj kochanieńki. - położyłam filuternie dłoń na ramieniu Pioruna . - Jak kręcić tyłkiem, to na całego. - zsunęłam okulary na nos i puściłam do niego oko.

-On mnie zabije. - wymruczał coś pod nosem drapiąc się po głowie gdy odwieszałam płaszcz do szafy.

-Co? - spytałam, bo nie zrozumiałam, o co mu chodzi.

-Nic. Mówię, że masz piękną szyję. - odparł najwyraźniej zakłopotany.

-Luck mam sprawę do ciebie. - mimo wyglądu moja pewność siebie w tym momencie równała się zeru.

-Wal królowo. - popatrzył na mnie zaciekawiony.

-Ta restauracja jest na drugim końcu miasta jak wiesz, a ja nie jestem mobilna, czy mógłbyś...?

-Pożyczyć Ci samochód. - dokończył za mnie. - Jasne, nie ma sprawy, tylko się nie rozbij, bo jeśli jeździsz tak, jak wyglądasz, to mogą być kłopoty. - rzucił we mnie kluczami, które wyjął z kieszeni.

Zbił mnie z tropu swoim zachowaniem, bo kto przy zdrowych zmysłach daje do ręki samochód obcej kobiecie.

-Piorun. - krzyknęłam za nim gdy był już przy stalowych drzwiach.

-Tak panno Blackwood. - popatrzył na mnie przez ramię.

-Dzięki. - pomachałam mu kluczykami.

-Nie ma sprawy Kruszynko. - odrzekł i zniknął w swoim gabinecie.

Siedziałam za biurkiem jak na szpilkach i czekałam na wizytę Smoczycy. Koło jedenastej na telefonie pojawiła się czerwona lampka.

-Słucham. - powiedziałam drżącym głosem.

-Jadą Bell,za pięć minut będą na górze. Przyprowadź ich do mnie. I... i trzymaj się Kruszynko. - powiedział nie bardziej wystraszony ode mnie

-Spokojna twoja. - odpowiedziałam udając, że dam radę.

Bałam się tego spotkania chyba bardziej jak Davida, ale musiałam stawić jej czoło. Wyjęłam z aktówki karminową szminkę, lusterko i pomalowałam usta. Spojrzałam w swoje odbicie i zupełnie siebie nie poznałam. W lusterku odbijała się twarz pewnej siebie, dwudziestodziewięcioletniej kobiety, która zapewne szła przez życie przebojem. Ten widok dodał mi werwy i siły, żeby stawić czoła najgorszemu wrogowi w swoim życiu.

Zimowy Zawrót Głowy [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz