~25~

1.9K 79 2
                                    

Śnieg znów zasypał ulice miasta, a ja brnęłam w nim wędrując do najbliższej stacji metra, żeby dostać się do pracy. Moje oczy jeszcze się dobrze nie obudziły i chyba zdawało mi się, że minął mnie znajomy Bentley. Nie mógłbyć to jednak On ponieważ miał wrócić dopiero za tydzień. Praca z Luckiem wyczerpywała mnie do granic był okropnie wymagający i jak twierdziła Mary zabójczo przystojny, chociaż gdy na nią nawrzeszczał stwierdziła, że jego uroda nijak się ma do charakteru. Wiedziałam jednak, że musiał być konsekwenty i wymagający, żeby podnieść firmę, której jego stryj o mało nie utopił.
Siedząc w wagonie metra patrzyłam jak siedząca na przeciwko mnie zakochana para spija sobie mleczko z dziubków. On odgarniał jej włosy, ona patrzyła na niego z uwielbieniem. Tęsknota za Czarną Masą powróciła ze zdwojoną siłą i po moim policzku spłynęła słona kropla. Nie miałam z nim żadnego kontaktu, bo po tysiącu nieodebranych połączeniach w końcu zablokowałam jego numer. O jego obecności w moim życiu przypominały mi tylko dwa białe, zasuszone kwiaty stojące w wazonie na blacie kuchennej wyspy.

Stanęłam po kostki w śniegu przed budynkiem firmy i ciężko westchnęłam, czekał mnie bowiem kolejny dzień z szefem tyranem. Chciałam zrobić krok, ale obcas jednego z moich długich do kolan kozaków zaplątał się gdzieś w śniegu i upadłam na tyłek.

-Panno Blackwood rozumiem, że lubi pani śnieg, ale żeby to okazywać publicznie.-usłyszałam nad sobą głos Lucka.

Podniosłam oczy, ujrzałam jego rozbawiony wzrok i wyciągniętą w moją stronę rękę.

-Ja już tak mam, że bardzo często przytrafiają mi się takie wypadki. Będzie musiał się Pan do tego przyzwyczaić. - podałam mu dłoń, a mężczyzna pociągnął mnie z tak wielką siłą, że wylądowałam w jego ramionach.

-Nie mam nic przeciwko. - odpowiedział patrząc mi w oczy. - Chodźmy, mamy dużo pracy, a pani musi doprowadzić się do porządku, jest pani cała w śniegu. - wypuścił mnie z ramion i zaczął strzepywać ze mnie śnieg nie wykluczając mojego ośnieżonego tyłka.
W tym momencie przypomniał mi się Robert jak otrzepywał mnie ze śniegu na hotelowym parkingu, serce zaczęło walić jak szalone i łzy zaczęły kapać z moich oczu niszcząc makijaż.

-Bell. Wszystko w porządku, chyba to nie bolało, aż tak bardzo? - szef popatrzył na mnie z troską.

-Tak,dziękuję.Chodźmy-powiedziałam z trudem ocierając dłonią oczy.

Chwilę po ósmej zaczęła się biurowa kołomyja i pociąg zwany Luckiem Thunder ruszył, nie zatrzymując się na żadnej stacji. Na moim biurku lądowały po kolei poszczególne projekty, które później zanosiłam szefowi do sprawdzenia. Szef z prędkością błyskawicy sprawdzał każdy jeden,nanosił poprawki i wzywał do siebie architektów, którzy wychodzili z jego gabinetu ze spuszczonymi głowami rzucając mi po drodze złowrogie spojrzenia, tak jakbym, to ja była wszystkiemu winna. Pracowaliśmy wszyscy na wysokich obrotach, wszyscy byliśmy wyczerpani nie wyłączając szefa, który praktycznie nie wychodził ze swojego gabinetu. Nawet Mary nie miała czasu wpadać na firmowe ploteczki.
Koło piętnastej telefon na moim biurku zadzwonił i znów zapaliła się czerwona lampka.

-Panno Blackwood zapraszam. - usłyszałam zmęczony głos Lucka.

Wyżył się chyba na wszystkich i zostałam mu tylko ja. Podniosłam się z krzesła poprawiłam granatową sukienkę do kolan i podeszłam do stalowych drzwi. Stałam przed jaskinią lwa, analizowałam jaki błąd popełniłam i co mogę mieć na swoją obronę. Mój umysł miał chyba chwilowe zaćmienie, bo nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Już miałam naciskać klamkę gdy drzwi jaskini otworzyły się i wpadłam wprost na szefa.

-Panno Blackwood trzeba było mi powiedzieć, że pani na mnie leci, a nie co chwila wpadać mi w ramiona. - powiedział łapiąc mnie za talię.

-Przepraszam. - spuściłam wzrok pod naporem orzechowych oczu.

Zimowy Zawrót Głowy [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz