~29~

1.9K 87 1
                                    

Fala mdłości obudziła mój zmęczony organizm. Sięgnęłam po szklankę z wodą stojącą na szafce nocnej obok łóżka. Coś musiało naprawdę chyba być z tym jedzeniem w restauracji nie tak, bo pokój wirował mi przed oczami. Nie należałam do osób, które często chorują, bo praca z ojcem na świeżym powietrzu swego czasu zahartowała mój organizm. To, co działo się ze mną obecnie zaskoczyło mnie całkowicie. Czułam się jak na wielkim, przeogromnym haju, a moja głowa ulatywała w kosmos. Musiałam wstać i pójść do kuchni gdzie znajdowała się apteczka, żeby wziąć coś przeciwbólowego,bo mój mózg zaczął puchnąć w zawrotnym tempie rozsadzając mi tym samym czaszkę.
Wyjmowałam właśnie koszyk z lekarstwami gdy wypadła spod niego mała, niebieska książeczka, w której wszystko skrupulatnie notowałam. Omal nie upadłam z wrażenia gdy zobaczyłam, że zapiski kończą się na ostatnich dniach października, a mieliśmy grudzień i za kilka dni miała być gwiazdka. Może jednak to był tylko stres i nic więcej, nie raz spóźniał mi się okres z tego powodu. Odrzuciłam tę myśl, bo przecież zabezpieczaliśmy się z Czarną Masą, z resztą David przez dwa lata próbował i nic z tego nie wyszło. Gdy zapłodnił moją przyjaciółkę pomyślałam, że ze mną coś jest nie tak i najwidoczniej tak chyba było.
Naszła mnie nieodparta pokusa porozmawiania z ojcem i chyba przyciągnęłam go myślami, bo moja komórka zaczęła wibrować.

-Część tatku. - powiedziałam zachrypniętym głosem.

-Witaj Bączku, co u ciebie? - spytał rodziciel najwyraźniej zakłopotany.

-Wszystko w porządku, a co u was? - byłam ciekawa, bo coś mnie nagle zaczęło ciągnąć w stronę matki i chyba zaczęłam jej przebaczać.

-Świetnie. Bączku?- w słuchawce zapadła cisza.

-Słucham tato. - domyślałam się, o co mu chodzi.

-Może wpadłabyś na obiad dziś, w końcu jest co uczcić. Słyszałem, co zrobiłaś w nowej pracy. - wyparował jednym tchem, a we mnie znów zaczęło się wszystko gotować.

-Widzę, że wieści się szybko rozchodzą. Robert nie omieszkał się pochwalić Jerzemu co? - wywaliłam kawę na ławę, bo dokładnie wiedziałam, że to jego sprawka.

-Co ty znowu z tym Greenem?! W naszej branży takie wieści rozchodzą się pędem błyskawicy i sama dobrze, o tym wiesz. - usłyszałam zdenerwowania w głosie ojca. - To jak wpadniesz na obiad?

-Wiesz tato trochę źle się czuję i chciałabym odpocząć po prostu. Ostatnio miałam naprawdę masę pracy. Umówmy się, że przyjadę na święta. Co Ty na to? - spytałam, bo rzeczywiście musiałam po tym wszystkim trochę ochłonąć.

-Zrobisz jak zechcesz, ale matce powinnaś wybaczyć. Nie ważne, co zrobiła, to w końcu twoja matka. - jego słowa utkwiły w moim sercu,bo zastanowiło mnie jak ja bym się czuła na jej miejscu.

-Wybaczyłam jej tato, wiem, że chciała dobrze. - powiedziałam prawie płacząc. - Jednak nie zmienia to faktu, że nie powinna była tego robić. Przepraszam ojcze pan Thunder do mnie dzwoni. - skłamałam. Pewnie chodzi, o ten projekt. Do zobaczenia w Święta. - dokończyłam, bo wielka gula ugrzęzła mi w gardle.

-Pa Bączku. Uważaj na siebie dobrze?

-Dobrze tato do widzenia. - rozłączyłam się, bo moim ciałem wstrząsnął szloch.

Spojrzałam na kwiaty, które zajmowały teraz cały blat wyspy kuchennej. Ustawione w równym rzędzie począwszy od trzech samotnych róż, a skończywszy na największym bukiecie tworzyły swego rodzaju zimowy ogród. Po jaką cholerę Sromotnik zasypywał mnie tymi zielskami, skoro wybrał wiewiórę? A może planował grać na dwa fronty. Ze mną łączył go niesamowity sex, a z wiewiórą interesy i miałby zawsze wyjście awaryjne gdyby z wiewiórą coś mu nie wyszło. To wszystko nie mieściło mi się w głowie i było ciężkie do ogarnięcia, bo w ogóle nie rozumiałam jego postępowania i raczej na pewno nie chciałam zrozumieć. Dobrze, że jutro wracałam do pracy i raz na zawsze miałam zamiar pozbyć się tego idioty ze swojego życia.

Zimowy Zawrót Głowy [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz