~6~

2.9K 125 1
                                    

Dzień zaczynał się rewelacyjnie. Nie zaspałam do pracy, a świadomość, że Robert dziś wyjedzie na kilka dni i nie będę musiała znosić jego towarzystwa, docinków oraz walki napawała mnie radością. Spokojnie zrobiłam sobie kawę i sączyłam ją łyk po łyczku. Jedyne, co spędzało mi sen z powiek, to to,że będę musiała wziąć do pracy czerwone szpilki. Były to bowiem jedyne eleganckie buty jakie miałam. Wstawiałam kubek do zmywarki gdy rozległo się charakterystyczne pukanie do drzwi  i nie patrząc w wizjer otworzyłam.Przed drzwiami stała czarna masa trzymająca w ręku moją aktówkę. Czy on musiał być taki przystojny? Czarne włosy, krótko przystrzyżone, wygolona, pociągła twarz ze zmieszanym wzrokiem i ciemno granatowy, ciepły płaszcz budziły we mnie dawno zapomniane uczucie, które schowałam gdzieś na dnie samej siebie.

-Dzień dobry. Zapomniałem Ci oddać aktówki. - powiedział i wyciągnął do mnie ramię z teczką, a pachniał przy tym tak, że zaszumiało mi w głowie.

-Dzięki,właśnie wychodziłam do pracy i szukałam jej. - odpowiedziałam i odebrałam zgubę.

-W tym idziesz do pracy? - spytał widząc moje czerwone szpilki,które stały w przedpokoju.

-Nie. Szpilki biorę na zmianę. - spojrzałam na niego i spostrzegłam zakłopotanie na jego twarzy. - Co jest panie Green? - spytałam.

-Jadę do kancelarii, po ostatnie dokumenty, możesz się ze mną zabrać. Jeśli oczywiście chcesz. -po raz pierwszy nie wciągnął mnie siłą do samochodu, tylko zapytał, a to do niego nie było podobne.

-W sumie mogę się z tobą jechać,daj mi tylko dziesięć minut i jestem gotowa. Dobrze? - spytałam.

-Będę czekał w samochodzie. -odrzekł, odkręcił się na pięcie i wyszedł.

Coś w nim się zmieniło, sama nie wiedziałam co. Jazda z nim w jednym aucie  nie należała do najprzyjemniejszych, milczał cały czas i nie zwracał na mnie uwagi, tak jakbym była powietrzem. Do kancelarii też weszliśmy oddzielnie, bo przypomniał sobie nagle, że zostawił w samochodzie jakieś ważne dokumenty.
Swoim zwyczajem rzuciłam aktówkę na biurko, wcisnęłam puchową kurtkę na wieszak i zamieniłam swoje ukochane, szare emu na czerwone szpilki,do których nijak nie pasowała granatowa marynarka w drobniutkie,białe groszki. Usiadłam za biurkiem, włączyłam komputer i  przeczytałam kilka e-maili, w których szef zlecał mi zadania na dzisiejszy dzień. Po ósmej pojawił się w sekretariacie mój szef.

-Dzień dobry Bell. - powiedział podając mi dłoń na powitanie.

-Dzień dobry Panie Green. -odpowiedziałam i odwzajemniłam uścisk.

-Czy mój syn może był dziś w kancelarii?-spytał zafrasowany.

-Nie panie Green. Jeszcze go nie było. - odpowiedziałam i zajęłam się swoją pracą.
Szef pokręcił głową i zniknął za dębowymi drzwiami swojego gabinetu.

Właśnie kończyłam sprawozdanie gdy do sekretariatu wpadła wielka czarna burza z zabijającym wszystko po drodze wzrokiem i rozwichrzonymi włosami.

-Ojciec u siebie? - wysyczała jadem czarna masa.

-Tak-odpowiedziałam cicho, a czarna masa z szybkością pioruna znalazła się przy dębowych drzwiach.

Łapał już za klamkę, gdy odwrócił się w moją stronę, zabił mnie wzrokiem i wycedził:

-Te buty nie pasują do tego miejsca, musi pani kupić coś innego!

Wparował do gabinetu, a mnie zatkało.O co mu chodziło? Kolejny totalny imbecyl z móżdżkiem kolibra. Zagotowałam się tak, że o mało para nie poszła mi uszami.Wizja kilku dni spędzonych w jego towarzystwie przybrała czarne barwy i byłam gotowa odmówić nawet kosztem utraty pracy.
Z gabinetu dało się słyszeć podniesione głosy obydwu panów Green na moje szczęście drzwi były tak grube, że nie słyszałam o, co się kłócą,bo chyba schowałabym się pod biurko.

Zimowy Zawrót Głowy [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz