~26~

1.8K 77 2
                                    

Jak mówi stare chińskie przysłowie "Nieszczęśliwie zakochana kobieta, to martwa kobieta" . Ja też byłam martwa. Trzeci kwiat właśnie usechł bez wody, tak jak ja usychałam bez Roberta. Oczywiście chodziłam do pracy, która męczyła mnie do granic, ale pozwalała na kilka godzin zapomnieć o Czarnej Masie. Gorzej było gdy wracałam do pustego mieszkania. Każda cząstka mnie wyła z bólu i rozpaczy. Nawet obecność ojca, który co jakiś czas wpadał, żeby zobaczyć czy u mnie wszystko w porządku nie dawała mi tyle radości, co wcześniej. Proponował mi nawet pomoc przy założeniu drzwi od łazienki, które swego czasu wypadły, a Robert oparł je o ścianę, ale i na to mu nie pozwoliłam. Nieuchronnie zbliżały się Święta Bożego Narodzenia, które od dziecka uwielbiałam jednak tego roku stały mi one ością w gardle. Najzwyczajniej w świecie nie potrafiłam pogodzić się z matką, a jeszcze bardziej z tym, że przez nią tyle cierpiałam.
Lucke okazał się wymagającym, ale bardzo cierpliwym i ciepłym szefem,szkoda, że tylko w stosunku do mnie. Resztę załogi beształ na każdym kroku jak tylko mógł.
Siedziałam właśnie przy biurku i byłam świadkiem jak mieszał z błotem jednego z architektów.

-Nie po to ślęczałem pół roku nad tym projektem, żebyście spierdolili wszystko w ciągu jednego dnia. Umowy podpisane, a ty barani móżdżku stawiasz źle kreskę, bo ci ręka zadrżała na widok panny Blackwood i trzeba zaczynać od nowa. Pojebało cię Fred?! - wydzierał się na całą firmę.-Masz to poprawić jeszcze dziś. Jutro przyjeżdżają zainteresowani i co im pokażę? Chyba pannę Blackwood, bo przecież nie ten twój śmieszny ryj. Wynocha mi z gabinetu! - krzyczał tak, że chyba go było słychać na drugim końcu miasta.
Fred potulnie wyszedł, zamknął za sobą drzwi i spiorunował mnie spojrzeniem, a wulkan zwany Anabell Blackwood właśnie był gotowy do reaktywacji. Gdy Fred opuścił biuro nie wiele myśląc wstałam zza biurka i wparowałam do jaskini lwa tym razem zamykając za sobą drzwi.

-Jeszcze raz wytrzesz sobie gębę moim nazwiskiem, a zostawię cię samego z całym, tym pierdolnikiem i będziesz sam sobie umawiał spotkanka, robił korekty umów i wiele innych rzeczy.- podeszłam do szklanego biurka, oparłam ramiona nachylając się nad samym nosem Pioruna. - Zamykaj drzwi troglodyto jak opierdalasz swoich podwładnych, bo słychać cię na Antarktydzie!

Wściekłam się niemiłosiernie, o czym świadczył mój przyspieszony oddech i zaciśnięte w pięść dłonie. Blondasek siedział sztywno zszokowany moją reakcją i słowem nie pisnął. Wlepiałam w niego złowrogie spojrzenie, a ten nic. Zupełnie zero reakcji, tak jakbym opiepszała kamień. Jeszcze bardziej mnie to zagotowało i nie wytrzymałam.

-Do jasnej cholery odezwiesz się w końcu?-wrzałam jak gejzer.

-Czy to wszystko panno Blackwood? - spytał całkiem spokojnie. Jeżeli tak, to proszę pamiętać, że jutro mamy ważnych gości. I mam taką małą prośbę. Czy mogłaby pani zakładać nieco dłuższe sukienki do pracy. To - wskazał palcem na moją spódnicę. - rozprasza mi zespół.

-To nie jest sukienka, tylko spódnica. Dobrze jutro przyjdę w worku na kartofle jak Panu tak bardzo zależy, to może wtedy swoim gołym tyłkiem nie rozproszę uwagi Pańskich gości!-ulżyłam sobie i wychodząc z gabinetu trzasnęłam drzwiami.

Wkurzała mnie jego obojętność. Nie umiałam się kłócić bez wymiany zdań. Z Davidem kłótnie nie były możliwe, bo ze sobą prawie nie rozmawialiśmy, z Robertem z kolei spieraliśmy się tak, aż leciały iskry, a ten troglodyta po prostu mnie zlał,co zagtowało mnie tak, że wrzałam jak czajnik.
Zdążyłam klapnąć na krześle przy swoim biurku, gdy zapaliła się czerwona lampka na telefonie. Leniwie podniosłam słuchawkę.

-Tak szefie. - próbowałam opanować emocje.

-Zapraszam do mnie panno Blackwood. - usłyszałam po drugiej stronie słuchawki.

Zimowy Zawrót Głowy [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz