22.

811 68 2
                                    

Coś te piątkowe rozdziały mi długo zajmują... Weekend?🤔





– Idziecie? – zapytał Niall, wyglądając przez balkonowe drzwi. – Zaraz będzie jedzenie. 

– Zaraz przyjdziemy – odpowiedział szatyn, na co tamten przytaknął i wrócił do środka. 

Zamienili z Zaynem jeszcze kilka słów, po czym sami wrócili do salonu i coś się Louisowi wydawało, że chyba Harry też już wiedział, bo wokół panowała dziwna cisza, jakby i oni rozmawiali na ten sam temat, co on i Malik. Louis usiadł obok niego, kiedy Liam poprosił Zayna, żeby pomógł mu pójść do toalety. 

– Zee... – odezwał się od razu, gdy zniknęli za zamkniętymi drzwiami, po czym westchnął ciężko. Oparł się o ścianę i złapał mulata za ręce. – Widzę, jaki jesteś rozbity, ale to, co mówiłem w szpitalu... Wiesz, że żartowałem, absolutnie nie musisz tego robić, nie czuj się do czegokolwiek zmuszany. 

– Ja... – zająknął się mulat lekko tym zaskoczony, ale chyba w tym momencie powinien być szczery. – Tak naprawdę sam nie wiem, co o tym myśleć, z jednej strony dotarło do mnie, że nigdy nie będę mógł stworzyć z wami czegoś więcej, a z drugiej to okropnie przerażająca wizja. Nie to, że nic do was... – zaczął się tłumaczyć, ale Liam zakrył mu usta dłonią. 

– Jeśli o mnie chodzi, to nie potrzebuję podpisanego przez urzędnika papierka. Zostawmy to, dobrze? Chciałem tylko, żebyś wiedział, że nic nie musisz robić. 

Malik pokiwał głową, po czym pochylił się i pocałował lekko tamtego. 

– Wracamy? – zapytał Liam, a Zayn po raz kolejny w ciągu nawet nie minuty spojrzał na niego zaskoczony. 

– Chciałeś iść do toalety. 

– Chciałem porozmawiać z tobą przez chwilę na osobności, głupku – zaśmiał się Payne, a Zayn sapnął cicho, związki były okropnie skomplikowane. 

Jeszcze raz pocałował krótko Liama, po czym oboje wrócili do reszty. Na szczęście w międzyczasie dostarczono jedzenie, więc przynajmniej nie musieli niczego mówić, a niezręczna cisza wokół stała się trochę mniej niezręczna. Usiedli na kanapie obok blondyna, który już nakładał sobie wszystkiego po trochu i przyjrzeli się temu, co zamówił. Jak zwykle pełno jak najzdrowszego jedzenia, ale on chyba się już do tego przyzwyczaił. Wziął twój talerz i zaczął nakładać sobie trochę sałatki. Tak naprawdę był już strasznie głodny, bo nie miał w ustach nic, od czasu wczorajszej pizzy, w szpitalu nie było na to czasu. 

Nie siedzieli długo w takiej ciszy, bo w ciągu kilku następnych minut dołączył do nich Yair, od razu pytając Zayna i Liama jak się czują, głównie Liama, bo to on był tutaj chwilowo najbardziej poszkodowany, po czym rozsiadł się na kanapie, biorąc sobie kawałek kurczaka i przyjrzał się wszystkim uważnie. 

– Więc? – zapytał. 

– Jedziemy jutro z wami, tak, jak było mówione – odezwał się szatyn. 

– Gdzie? – zapytał od razu Harry.

– Musimy zabrać kilka rzeczy, stokrotko – odpowiedział mu Yair, przez co Louis obdarzył go ostrzegawczym spojrzeniem, ale Harry jakoś nie wierzył temu mężczyźnie. 

– A tak naprawdę?

Tym razem Yair spojrzał pytająco na Louisa, nie wiedząc, czy może powiedzieć prawdę temu chłopakowi, ale chyba nie było sensu ukrywać tego przed nimi. Czy dowiedzą się teraz, czy trochę później, to niewielka różnica. 

– Jedziemy po towar, który mamy odebrać od Azaela, to właśnie to na nas przygotował – poinformował go.

– Co? – zapytał od razu Harry, odruchowo wbijając wzrok w siedzącego obok szatyna. – Chyba sobie żartujecie? Przecież was zabije.

Partners in crime. Dirty jobOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz