8.

1.1K 82 10
                                    

Udanej 10 rocznicy! 🎂🎉🎈





Louis odprowadził wzrokiem wsiadających do auta Harry'ego i Liama, którzy właśnie jechali na zakupy, po czym sam wsiadł do samochodu zajmując miejsce obok Nialla. Zastanawiał się, jak to wszystko będzie wyglądało, ale miał złe przeczucia. Był przekonany, że coś na pewno się wydarzy i dzisiaj tylko potwierdzą swoją teorię. Rozdzielili się na kilka aut, żeby było bezpieczniej i ruszyli w stronę opuszczonych fabryk, to właśnie tam mieli spotkać się z Gavriilem, żeby Yair mógł przejąć od niego kilka sztuk nielegalnej broni i pewnie jeszcze parę innych rzeczy. Louis w to nie wnikał, on miał tylko za zadanie obserwować otoczenie i w razie czego ratować im wszystkim tyłki. Właściwie dawno nie widział Gavriila, a przecież sam nie raz kupował od niego parę zabawek. 

– Martwię się o chłopaków – powiedział Niall, odpalając samochód i w zgrabnym ogonku ruszając za innymi. 

– Nic im nie będzie – odpowiedział mu szatyn. – Są z najlepszymi ludźmi Yaira, poza tym, co może stać się im w sklepie? 

– Louis, wiesz, jak potrafimy działać, nawet w sklepie może im się coś stać – stwierdził blondyn i trudno Louisowi było się z tym nie zgodzić, ale starał się przekonać sam siebie, że wszystko będzie w porządku.

– Nie panikuj i skup się na tym, co mamy robić. Chyba już wystarczająco nauczyli się przy nas i potrafią o siebie zadbać. To nie są dzieci – powiedział, obserwując uważnie jadące drogą samochody, kiedy tylko wyjechali z należącego do Yaira hotelowego parkingu. 

Odruchowo wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, chcąc zapalić sobie jednego, ale blondyn był szybszy. 

– Ani mi się waż – oznajmił. 

Tomlinson tylko przewrócił oczami i wsadził papierosy z powrotem. Też wiedział z kim usiąść... Ale trudno zapali sobie na miejscu. 

– Wiesz, gdzie masz jechać? 

– Oczywiście – odpowiedział z oburzeniem Horan. Przecież był już tutaj nie raz i dobrze znał drogę, więc nie wiedział, dlaczego Louis w ogóle o to pytał, może też się denerwował, ale duma nie pozwalała mu tego przyznać. 

To właśnie Niall dzisiaj prowadził, bo w razie czego szatyn miał strzelać. Jechał w pewnej odległości od reszty, żeby nie wzbudzać podejrzeń, jednak na tyle blisko, żeby nie stracić ich z oczu w razie, gdyby potrzebna im była pomoc. Zanim przejechali przez Miamim minęła jakaś godzina albo trochę więcej, jednak w końcu skręcili na teren opuszczonych fabryk i wjechali do środka jednej z nich za resztą aut. Nie byli ostatni, za nimi jechali jeszcze Zayn i Yair. Czekali na nich przez chwilę i dopiero kiedy nadjechali, wysiedli z samochodów. Przed nimi również stało kilka aut należących do Gavriila i jego ludzi. 

– Gavriil – przywitał się Yair, rozkładając szeroko ramiona i podchodząc do mężczyzny. Oboje uścisnęli się lekko.

– Widzę, że dzisiaj masz szczególną obstawę – powiedział od razu tamten, obserwując uważnie Zayna, Louisa i Nialla. 

Yair zaśmiał się. 

– Chłopcy przyjechali w odwiedziny i postanowili pomóc. Wiesz, jako emerytom brakuje im tego dreszczyku emocji – opowiedział, nie zdradzając prawdziwego powodu, dla którego Zayn, Niall i Louis tutaj byli. 

Gavriil pokiwał głową i podszedł do nich, żeby uścisnąć im dłonie. 

– Miło was widzieć po tylu latach. 

– Ciebie również – odpowiedział mu szatyn. – Jak się miewasz? 

– Nie narzekam. A wy? Plotki głoszą, że zaszyliście się w jakiejś głuszy.

Partners in crime. Dirty jobOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz