7.

1.2K 85 11
                                        

No i mówiłam, że schody...





Harry był zachwycony tą całą imprezą. Wreszcie czuł się na miejscu. Bawił się w najlepsze, kiedy reszta pewnie omawiała tę całą strategię postępowania tutaj, a przynajmniej było tak do czasu, kiedy Yair wreszcie go nie dopadł i nie zmusił do chociaż jednego tańca. Oboje dobrze wiedzieli, że to nie spodoba się Louisowi, ale prawdopodobnie oboje też w jakiś sposób chcieli mu zrobić na złość. 

Harry odwrócił się do mężczyzny, zaczynając z nim jakąś niezobowiązującą rozmowę o tym, jak mu się tutaj podobało i zerknął dyskretnie na balkon, czuł się obserwowany i nie pomylił się. Uśmiechnął się do siebie w duchu, po czym owinął dłonie wokół szyi Yaira, a ten od razu złapał go w pasie i przyciągnął jego biodra do swoich. 

– Louis nas zabije, wiesz o tym – zaśmiał się mężczyzna. 

– Nie jestem jego własnością, mogę robić, co chcę – powiedział Harry i po raz kolejny zerknął dyskretnie na balkon, ale szatyna już tam nie było. 

– Oczywiście, kwiatuszku – potwierdził Yair. – Ale nadal uważam, że to nie jest odpowiedni mężczyzna dla ciebie, traktowałbym cię o wiele lepiej, tak jak na to zasługujesz. 

Harry uśmiechnął się do niego lekko zadziornie, ale zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, coś odciągnęło go od mężczyzny i zaraz poczuł silny uścisk na ramieniu. Louis ciągnął go w stronę wyjścia, musiał sobie poważnie porozmawiać z tym chłopakiem, bo nie będzie robił takich rzeczy na jego oczach. Dobrze widział, że Harry upewniał się, czy na niego patrzył i nawet z balkonu mógł dostrzec ten charakterystyczny błysk w jego oczach, który widział ostatnio praktycznie co chwilę, mówiący mu, że Harry właśnie w tym momencie ma zamiar zrobić mu na złość. Lawirował pomiędzy spoconym tłumem, aż w końcu wyszedł z nim tylnymi drzwiami przeznaczonymi dla obsługi. 

– Wyjazd stąd – powiedział do kilku palących tam pracowników Yaira. 

Ci od razu posłuchali, znikając w środku, a Louis popchnął Harry'ego na ścianę tak mocno, że ten na moment stracił oddech, ściskając w palcach mocno jego szczękę. 

– Mam ochotę cię zabić – wycedził przez zęby. 

– Więc zrób to – zaśmiał się od razu chłopak. Miał ochotę jeszcze bardziej zdenerwować szatyna, ale zdecydowanie nie spodziewał się tego, co ten właśnie zrobi, złapał go pod uda, przyciskając jeszcze mocniej do ściany tak, że Harry przez chwilę bał się o delikatny materiał, który miał na sobie i wpił się w jego usta. I właściwie Styles nie miał nic przeciwko takiej zaborczości, a tym bardziej szybkiemu numerkowi na tyłach klubu. 





Wrócili po kilku minutach, od razu udając się na balkon. Gdzie pewnie przez cały czas siedziała reszta ich towarzystwa. 

– Co nas ominęło? – zapytał Louis, rozciągając się wygodnie na kanapie. 

– Mówiliśmy właśnie o tym, że Yair ma niedługo spotkanie biznesowe – odpowiedział Niall. 

Harry usiadł obok szatyna i od razu napił się trochę, był naprawdę zmęczony, po tym obmacał jego kieszenie i zanurzył rękę w jedną z nich, wyciągając z niej paczkę papierosów i zapalniczkę. Wyjął jednego i odpalił, po czym zaciągnął się mocno, a następnie włożył go w usta szatynowi, wydmuchując dym z płuc. Nie palił, on tylko czasami potrzebował poczuć to przyjemne łaskotanie, bo Louis go tego nauczył przy ich pocałunkach. Dusił się strasznie na początku, ale w końcu mu się spodobało. 

– Na który, mam rozumieć, jedziemy razem z nim? – zapytał Tomlinson, obejmując Harry'ego, który właśnie wtulił się w jego bok. 

– Myślę, że jak najbardziej możecie mi towarzyszyć – powiedział Yair. – Każde ręce się przydadzą. 

Partners in crime. Dirty jobOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz