31.

340 19 0
                                    

Poszłam w kierunku szatni i poczułam bicie 3 serc. Podeszłam do drzwi i zaczęłam słuchać

- No pokaż nam kim jesteś - zaczął jakiś chłopak

- Nie bój się, pokaz nam. Chcemy zobaczyć potwora , którym jesteś

- Słońce, księżyc, prawda - usłyszałam głos Liama. Byłam pewna że muszę zainterweniować . Kiedy weszłam do szatni zobaczyłam, że jeden z tych chłopaków poddusza Liama, a drugi stoi i patrzy się na fale zajście. Liam próbuje opanować gniew , ale widzę , że jest już naprawdę źle. Cholera

- Zostawcie go - zwróciłam się do chłopaków jak na razie spokojnie , a Liam uśmiechnął się na mój widok

- A co mi zrobisz ślicznotko? - prychnęłam na jego słowa. Podeszłam i złapałam go za wolną rękę która wykręciłam do tyłu, a chłopak jęknął z bólu. Ten drugi ( chyba miał na imię Nolan ale nie jestem pewna ) chciał pomóc koledze, ale jego rękę również wykręciłam. To wyglądało naprawdę komicznie - PUŚĆ MNIE ! - zaczął krzyczeć

- Ponawiam moja ,jak na razie, próbę - spojrzałam mu w oczy - puść Liama , a nie złamie Ci kości kochanie - chłopak jak na zawołanie puścił Dunbara, a ja po chwili odepchnęłam ich na ścianę - Ostatni raz byłam taka miła - chłopcy od razu wyszli z szatni

- Dziękuję - powiedział Liam, a ja po prostu go przytuliłam

- Musisz mi powiedzieć dokładnie o co chodzi - odeszłam do niego na krok , a moje ręce leżały na jego ramionach - jestem z Ciebie dumna, że udało Ci się zapanować nad gniewem - chłopak uśmiechnął się do mnie

2 tygodnie później:

Za miesiąc wyjeżdżamy na studia. Coś niezwykłego. Liam już miał spokój bo razem ze Scootem porozmawialiśmy z tym chłopakami. Mam nadzieję że to się nie zmieni. Jestem bardzo dumna z Liama, że zaczął coraz lepiej panować swój gniew e takich sytuacjach ale na ogół dalej jest źle. Aktualnie siedzę w pokoju przeglądając ubrania , jak co roku. Jak zwykle nazbierało się tu sporo rzeczy, w dużej mierze nie moich. Znalazłam szpilki i 4 koszulki Lydii, 2 bluzy Stilesa i parę bluz mojego brata - nic nie poradzę że zawsze było mi zimno w najmniej oczekiwanych momentach. W rogu szafki leżała zwinięta koszulka. Coś mi mówiło żebym jej nie brała, ale ciekawość wzięła górę . Wyciągnęłam koszulkę i rozłożyłam ją w rękach. Pachniała tak znajomo. No i po chwili mi się przypomniało. Koszulka Theo. Czemu wszystko mi o nim do cholery przypomina. Do pokoju wszedł mój brat, zwinęłam i schowałam koszulkę w głąb szafy.

- Widzę , że Ciebie też mama dopadła - zaczął się śmiać i usiadł na krańcu łóżka

- Dokładnie - spojrzałam na jego rzeczy - ale przynajmniej wiemy co się stało z twoimi i Stilesa bluzami - podałam mu rzeczy ale moje spojrzenie padło na szarą bluzę Stilesa - ale tą sobie zatrzymam

- Wiedziałem, że ją zabierzesz - na jego twarzy zagościł uśmiech ale za chwilę na zmienił go na późny wyraz twarzy - mam do Ciebie sprawę . Wiem, że chcesz się od tego odciąć więc Cię nie zmuszam

- Mów co sie dzieje - schowałam resztę ubrań do szafy i usiadłam koło niego

- Malia dowiedziała się , w sumie przez totalny przypadek, że jeden wilkołak został porwany. To dość niebezpieczne. Pamiętasz tych ,,łowców" , którzy zabijali wilki że stada Satomi? - pokiwałam twierdząco głową - zostało ich 2 ; przywódca i jeden z jego najwierniejszych pomagierów. Ostatnio pojmali jeszcze jednego. Chce mu pomóc. Idzie jeszcze Malia. Jeśli chcesz idź z nami, jeśli nie to to zrozumiem - wyczułam w jego głosie niepewność . Wiedział kim jest owy wilkołak.

- Masz rację, chciałam się od tego odciąć ale pomogę wam. Nie będę siedzieć bezczynnie, poza tym co 3 to nie 2

- No to zbieramy się - zarządził - Malia już na nas czeka

- Czekajcie - zatrzymała nas mama - Victoria musisz coś zobaczyć - wyciągnęła zza siebie wszystkie listy, które dostawałam od Theo. Zabrałam je od niej i położyłam na łóżku. Przeczytam je jak wróce . Może w końcu nadszedł ten czas.

Dotarliśmy do czegoś na podobe fabryki, była na obrzeżach miasta. Sprytne. Było już dosyć ciemno więc o mało co się nie wywaliłam wychodząc z samochodu Tate. Według Chrisa miało nikogo już nie być. Chris został na zewnątrz, a my weszliśmy do środka.

- Jest na największej hali - powiedział Chris do komunikatora - niech idzie jedna osoba, pozostałe niech ochraniają

- Ja pójdę - powiedziałam pewnie i zaczęłam podchodzić do wielkich drzwi wysuwając kły i pazury

- Uważaj na siebie - krzyknął za mną Scoot

- Jak zawsze braciszku - odkrzyknęłam

Kiedy weszłam na halę od razu jakiś gość się na mnie rzucił. Dzięki temu że miałam już wysunięte pazury poradziłam sobie bez problemu

- Chris miało nikogo nie być do cholery - powiedziałam przez komunikator

- Zabierajcie się stamtąd natychmiast - powiedział. Teraz ? Serio ?

- Już za późno , spróbuje go uwolnić wy spadające - cały czas rozglądałam się po pomieszczeniu ale nikogo nie widziałam, ani nie słyszałam...

Love worth lie - Theo RaekenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz