Dziś chyba znowu Cię nie ma. Uświadamiam to sobie dopiero teraz, kiedy moje nogi zwisają między szczebelkami małego balkonu, jakieś czternaście metrów nad ziemią.
To nie to samo, co patrzenie z Tobą w gwiazdy o północy na dachu wieżowca.
Nic nie zastąpi mi Twoich zbyt szerokich źrenic.
I uśmiechu.
Nikt nie potrafi uśmiechać się równie szczerze i ujmująco jak Ty.
Ale to nie jest pierwszy raz, gdy łzy ciekną mi po policzkach bez żadnego powodu.
Poza tym mam powód do płaczu.
Straciłam Cię.
A Ty byłeś jedynym księciem, którego kochałam bez białego rumaka.