Kolejne spotkanie przebiegło nieco łagodniej. Czułam, że mogę Ci zaufać i że nigdy mnie nie zawiedziesz.
Ten spacer był bardzo długi. Co chwilę patrzyłeś mi w oczy sprawdzając, czy przypadkiem nie płaczę. A ja ze spuszczoną głową wyznawałam Ci o sobie całą prawdę.
Pamiętam, że staliśmy na wiadukcie, a pod nami przetaczały się tysiące samochodów. Niebo tej nocy było takie czyste, że gwiazdy można by policzyć na palcach jednej ręki.
Przytulałeś mnie wtedy tak mocno i nie wiedziałam, czy dlatego, że było Ci zimno w samej bluzie czy może chciałeś mnie trochę poskładać.
Bawiliśmy się jak dzieci, krocząc po krawężniku. Nasze śmiechy zakłócały idealną ciszę panującą koło bram cmentarza.
"Zaginął".
Cóż zabawna sytuacja. Wszędzie ciemno, tylko kilka drzew, a na każdym z nich kartka.
"Zaginęła".
-Może lepiej stąd chodźmy?
-Chyba się nie boisz? Przecież ze mną nic Ci nie grozi.Szkoda, że to tylko pozorne bezpieczeństwo.
Wracamy.
Drogę przebiega nam czarny pies. Na trzech łapach.
Łapię Twoje ramię ze strachu. Tylko się śmiejesz.
-Co to?- wskazujesz na środek ulicy, najwyraźniej niezwykle zainteresowany. Nie wiem czym, wzrok mi szwankuje.
-Zostaw toPokonujesz jezdnię kilkoma krokami.
-Pies. Zdechły. Cały we krwi. Chcesz zobaczyć?
Przyśpieszam i idę w przeciwnym kierunku. Słyszę, że za mną biegniesz. Wszystko nagle ustaje i czuję się już lepiej.
Coś piszczy.
Pies. Kolejny. Tym razem brzmi jakby był zabawką i ktoś ściszył dźwięk pokrętłem z pięciu na dwa.
Paranormal, kurwa.
-Chyba się nie boisz? - uśmiechasz się i przytulasz mnie mocno. Strach ulatuje. Idziemy w ciszy.
Dom. Nareszcie.
-Dzięki za dzisiaj- ostatni raz mnie obejmujesz.
To był ten dzień, gdy śmiało mogłam powiedzieć, że jestem szczęśliwa.
Czy Ty potrafisz być szczęśliwy ze mną?