Natura kobiet jest głupia. Bo przecież my lubimy się przyzwyczajać, lubimy kochać, lubimy być kochane. My się niszczymy, a ta nasza autodestrukcja prowadzi donikąd. Lubimy wybaczać, lubimy ufać, na nowo i na nowo. Ale po co? Żeby wybaczać wszystkie rany, po których zostały już tylko blizny przypominające o każdym małym końcu świata? Żeby ufać każdego dnia od początku? To podchodzi pod syzyfową pracę.
Myślałam, że jestem na Ciebie gotowa. Myślałam, że moja wyobraźnia działa wystarczająco sprawnie, by wyobrazić sobie wszystkie te historie i wystarczająco dokładnie, by je skrupulatnie opisać. Jednak tobie lepiej wychodzi kłamstwo literackie. Swoją drogą zabawne jest utwierdzenie się w przekonaniu, że okłamywało się kogoś w sposób samoistny, niedążący do żadnych ukrytych korzyści, w sprawach błahych i całkowicie przyziemnych, podczas gdy ktoś, kogo pozornie dobrze się zna, żyje w nierealnym świecie.
Próba pierwsza. Jak mnie słychać? Raz dwa, raz dwa. Wyciskam na klawiaturze numer telefonu, czy nietaktem jest podanie go tutaj? Nie chcę się w to zagłębiać. Jakiś drobny impuls pchnął mnie w stronę Twojej komórki, gdy brałeś prysznic. Spisałam numer. Sara. Brzmi tak dobrze, mądrze, gdy słyszę to imię, mam przed oczami dziewczynę o niebieskich włosach, kiedyś taką mi ją opisałeś i do tej pory szukam jej czasem na ulicach. Więc dzwonię. Serce bije mi z zawrotną prędkością.
Nie ma takiego numeru.
Nie ma też Mike'a. Tego kumpla z Anglii, z którym poszliście na piwo, kiedy Twój ojciec przyleciał do Polski. Nigdy nie uczył Cię grać na gitarze. Nigdy nie wspierał Twojego zespołu, nie nocowałeś u niego po koncertach i nie traktowałeś go jak starszego brata.
To ściema.
I klucz w tym wszystkim - idealna pani Paulina. Zamknij oczy. Popatrz na nią jeszcze raz, jak przestałeś po tygodniu kochać kogoś tak nadzwyczajnego? Byłam do niej tak podobna, tak bardzo ją przypominałam. W takim razie, kto jest iluzją? Ja czy ona? Czarny miesza się z białym, tworząc nieczytelną szarość wokół wszystkiego co nas otacza. Jej także nigdy nie spotkałeś. Nie rzuciła dla Ciebie wszystkiego, nie spędzała z Tobą całych dni, nie zniknęła nagle. Ona się po prostu nigdy nie pojawiła.
Nie ma w Tobie nic nadzwyczajnego poza łatwością z jaką żyłeś w kłamstwie przez 462 dni. Ja potrafię zrozumieć wiele, chęć przypodobania grupie rówieśników, burzę hormonów, nawet chore ambicje, ale po co? Po co okłamywać kogoś, kogo się nie zna, budować nową przyjaźń, a z czasem związek na fundamentach z kłamstwa?
To trudne, udawać kogoś, kim się nigdy nie było przez tak długi okres czasu. To równie trudne jak mieszkać samemu i przeżywać z matką rozpad drugiego małżeństwa, gdy w rubryczce przyczyna jest widoczne "konflikty i kłótnie najczęściej z powodu dziecka z pierwszego małżeństwa powódki". Ja wiem, że Ci ciężko, wiem jak to jest, kiedy cały świat spad Ci na głowę i masz wrażenie, że zgniata ci płuca, przyciskając swoim ciężarem do dna. Ale tak żyć nie można. Nie można dawać drugiemu człowiekowi nadziei na lepsze jutro, gdy sprawy wczorajsze niebezpiecznie rozbijają się o dzisiejszą noc.
To, co mi po Tobie zostało, to zdjęcie na biurku, zasuszona róża, naszyjnik w kształcie serca, bilet do kina i wspomnienia. I nie jestem pewna, czy bardziej chcę to zniszczyć, czy zachować na pamiątkę.
Chciałam tylko dostać miłość i uwierzyć, że to ta jedyna, ta prawdziwa, ta na zawsze. Tak się nie stało. Dziś wolisz wyhodować obie tulpę, niż normalnie ze mną porozmawiać. Dziś nie mamy już wspólnych tematów i jedyne, co mogę z Tobą zrobić, to gonić Cię 10 lutego w drodze do psychiatry. Przydałby mi się po tym wszystkim.
-Filipowi
n.