Rozdział 6 - Kogo ty próbujesz oszukać, Kate?!

811 37 43
                                    

Siedziałam na jednym z siedzeń pasażerskich, czekając aż Wilson i Steve wejdą na quinjet. Specjaliści Tarczy przed chwilą zjawili się na miejscu. Mieli jeszcze raz sprawdzić całą bazę w celu znalezienia jakichś śladów, które my mogliśmy przeoczyć, chociaż nie wierzyłam, że na coś trafią. Scarlotti był profesjonalistą. Z całą pewnością nie zostawił za sobą żadnych wskazówek dotyczących jego aktualnego pobytu.

Czułam na sobie uważne spojrzenie Natashy, ale cały czas wpatrywałam się w swoje stopy. Nie mogłam wytrzymać tego ignorowania moich błędów. Zrobiłam tyle złego. Dzisiaj dopadły mnie konsekwencje kolejnej pomyłki.

Według Bartona powinnam porzucić swoją przeszłość i walczyć o przyszłość, ale jak miałam to zrobić? Jak na razie cały czas ścigają mnie złe wybory, które już dokonałam. Nie mogłam ich zmienić.

- Możemy lecieć, Nat - usłyszałam głos Steve'a, na co lekko się spięłam, ale wciąż nie zmieniłam pozycji. - Fury dzwonił. Czeka na nas w kwaterze.

- Co ze Starkiem i resztą? - zapytała Natasha, ale z ulgą przyjęłam fakt, że poczułam jak maszyna rusza. Przynajmniej zaraz stąd znikniemy.

- Już wrócili. Trafili na jedną z mniejszych baz - odpowiedział. 

Zamknęłam oczy, przyswajając sobie tę informację. Czyli oni też raczej na pewno nie mają żadnych poszlak ani wskazówek.

Wszystko mogło potoczyć się inaczej gdybym rok temu została i powiedziała im o Syberii. Może trafilibyśmy tam przed Scarlottim. Z drugiej strony, wciąż nie poruszyłabym tego tematu od razu. Przecież uważałam to wszystko za jedno wielkie kłamstwo. Jak bardzo się myliłam...

- Kate, słuchaj - usłyszałam tym razem niepewny i jakby skruszony głos Wilsona. 

Wciąż nie chciałam z nim rozmawiać. Tym bardziej, że to dla niego strzeliłam do tamtego Zimowego. Może mielibyśmy zakładnika, gdyby nie potrzebował pomocy.

Tylko czemu walczył z nim sam? Przecież Steve powinien tam być, ale pomógł w tym momencie mi. Idąc tym szlakiem, wyciągnęłam kolejny wniosek. To też była moja wina. Zimowi nie żyją, bo ja nie dałam sobie rady.

- To nie jest dobry moment, Wilson - odpowiedziałam, siląc się na uprzejmość. 

Nie mogłam obwiniać go za swoje błędy. W dodatku coś w jego głosie sprawiło, że poczułam lekki żal, że odpycham go od siebie w tak wredny sposób. Nawet jeżeli robię to dla jego dobra.

- Chcę tylko podziękować - powiedział czym zupełnie mnie zaskoczył. - Zapewne byłoby po mnie, gdyby nie ty, dlatego dziękuję - dodał, a ja nie wiedząc czy dobrze robię, odwróciłam się w jego stronę. Patrzył na mnie niepewnie, jakby czekał aż rzucę jakąś kąśliwą uwagą.

- Nie masz za co dziękować - odpowiedziałam, patrząc przed siebie. 

Stał tam Steve i ewidentnie czymś się zadręczał. Z łatwością rozpoznałam ten wyraz twarzy. Pewnie myśli o Scarlottim albo o tym czemu wcześniej nie wspomniałam o Syberii.

- Porozmawiajcie w końcu - usłyszałam Wilsona, więc ponownie odwróciłam się w jego stronę. - Od roku jest nie do zniesienia, a ciebie nie znałem wcześniej, ale też nie tryskasz empatią, Katie - powiedział. Zmrużyłam oczy, patrząc na niego gniewnie.

- Spadaj, Wilson i nie waż się tak do mnie mówić - odpowiedziałam. Z jakiegoś powodu to zdrobnienie kojarzyło mi się z małymi dziewczynkami o charakterze księżniczek w różowych sukienkach.

W odpowiedzi parsknął śmiechem i przesiadł się o siedzenie dalej, a ja wróciłam do podziwiania swojego obuwia. Muszę się uspokoić. 

***

Walcz o przyszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz