Steve
Wesołe miasteczko wyglądało jak po jakiejś katastrofie. Funkcjonariuszom policji udało się opanować panikujący tłum, jednak krzyki nieustawały.
Bez wahania skierowałem się do wejścia na teren parku, który otaczali policjanci.
- Muszę dostać się do środka - powiedziałem do jednego z nich.
Mężczyzna zmierzył mnie krytycznym spojrzeniem.
- Z całym szacunkiem, Kapitanie Rogers. Nie wygląda pan na gotowego do tej walki - odpowiedział, zatrzymując mnie.
Miał rację. Każdy oddech sprawiał mi problem, każdy następny krok, a co dopiero uderzenie. Moje ciało nie uleczyło się w pełni. Nie nadawałem się do prawdziwej bitwy, ale musiałem spróbować. Byłem to winien im wszystkim.
- Steve! - usłyszałem czyjś głośny krzyk.
Odwróciłem się zaskoczony w kierunku, z którego dobiegł. W tłumie ludzi dostrzegłem Clinta, przepychającego się w moją stronę. Wyglądał na przerażonego i zdeterminowanego jednocześnie.
- Kapitanie Ameryka! - podszedł do mnie inny funkcjonariusz. - Hawkeye? - upewnił się, patrząc na Bartona, który skinął głową. - W środku jest jedna od was, agentka Tarczy - powiedział szybko. Poczułem jak oblewa mnie zimny pot.
- Kate - oznajmił Clint, chociaż sam się tego domyśliłem. Mogła zaprzeczać, ale jest jedną z nas. Jest Avengerem. Każdy jej czyn, wybór, wszystko na to wskazuje. - Wróciła po Coopera. Żadne z nich nie wyszło z parku.
- Kazała nam zająć się cywilami - dodał policjant.
Z terenu wesołego miasteczka rozległy się strzały z broni.
- Musimy dostać się do środka - zarządziłem.
Mężczyzna powiedział coś do funkcjonariusza, który mnie zatrzymał. Dzięki temu, już po chwili, razem z Bartonem biegliśmy wytyczonymi ścieżkami parku. Starałem się zignorować ból towarzyszący tej czynności, skupiając się na naszym celu. Teraz liczyli się tylko Kate i Cooper.
- Diabelski młyn - powiedział Clint, wskazując na ogromne koło. - Scarlotti powiedział, że tam jest.
Wokół nas panował ogromny chaos. Wszędzie walały się śmieci, zniszczone stanowiska, atrakcje, a co gorsza, w powietrzu unosił się zapach krwi. Niedaleko drogi, którą biegliśmy dostrzegłem martwe ciało kobiety. Kilka metrów dalej leżał jakiś mężczyzna. Nie chcę nawet dopuścić do siebie myśli jak wielu niewinnych ludzi dzisiaj tu zginęło.
Nie trafiliśmy na żadną oznakę życia. Zupełnie jakby wszyscy agenci już wylecieli maszynami z włączonym maskowaniem. Przynajmniej ci z nich, którzy przeżyli.
W końcu dotarliśmy na ostatnią prostą przed diabelskim młynem. Tuż obok niego dostrzegłem quinjet. Na szczycie podestu stały dwie doskonale znane mi sylwetki.
- Kate! - krzyknąłem, starając się zebrać w sobie wystarczająco siły.
Kobieta wyprostowała się, słysząc mój głos. Obserwowałem jak odpycha od siebie Bucky'ego i odwraca w moją stronę. Podjęła walkę, ale podest zaczął się zamykać.
- Nie! - krzyknęła, walcząc z Buckym. - Cooper, uciekaj!
Nie mieliśmy szans zdążyć. Podest zaraz się zamknie...
Poczułem silny uścisk Clinta na ramieniu, zmuszający mnie do zatrzymania się. Spojrzałem na niego kompletnie zdezorientowany. Mężczyzna wyjął zza paska pistolet, włożył do środka jedną kulę i wymierzył przed siebie. W szoku obserwowałem jak wystrzelona amunicja trafia w nogę Kate. Kobieta upadła na ziemię. Przez prawie zamknięty podest dostrzegłem jej zaskoczone spojrzenie.
CZYTASZ
Walcz o przyszłość
FanfictionPodobno nic w życiu nie jest pewne i stabilne. Prędzej czy później wszystko co znamy, a nawet kochamy zostaje w tyle. Jedynym rozwiązaniem jest umiejętność przystosowania się. Katerina przekonała się o tym wyjątkowo dotkliwie. Rozpoczęła nowy rozdzi...