Rozdział 10 - Musisz być bezpieczny

807 33 26
                                    

Posłałam Natashy rozbawione spojrzenie, popijając gorącą herbatę z kremowego kubka. Siostra uniosła kącik ust w górę, poprawiając się delikatnie na krześle.

Siedziałyśmy właśnie w jednej z kawiarni w Lagos, rozkoszując się gorącymi napojami. Wokół nas panował typowy, miejski gwar. W dodatku pogoda wręcz zachęcała do spędzenia popołudnia w jakimś ładnym parku, leżąc na trawie i rozkoszując się ciepłymi promieniami słońca. Szkoda, że nie jesteśmy tu na zwykłej wycieczce. Cholerny Rumlow musi się plątać pod nogami.

- Ładnie ci w tej kurtce - zwróciłam się do Natashy, pamiętając, że muszę się zachowywać zwyczajnie i swobodnie. Oparłam się wygodniej o krzesło, trzymając w dłoniach kubek. - W końcu jakieś jasne ubrania - dodałam, na co posłała mi uroczy uśmiech.

- Dzięki, kupiłam na ostatniej wyprzedaży - odpowiedziała z przesadną ekscytacją. Parsknęłam śmiechem, widząc jej minę. - Dla ciebie kupiłam śliczny, różowy sweterek w kotki - oznajmiła, przystawiając kubek do ust. Już miałam jej odpowiedzieć, kiedy usłyszałam głos w komunikatorze.

- Chcę ją w tym zobaczyć - powiedział Wilson z rozbawieniem.

- Zobaczyć to ty mnie możesz z pistoletem wymierzonym w ciebie - odparłam cicho, żeby nie zwracać na siebie uwagi ludzi wokół.

- O ile będziesz miała na sobie ten sweterek, to jakoś to przeżyję - ciągnął dalej. Jak zwykle miał gdzieś jak bardzo mnie denerwuje.

- Wilson... - warknęłam ostrzegawczo.

- Spokój, to nie konkurs docinek przedszkolaków - uciął mi Rogers, na co przewróciłam oczami i spojrzałam na Natashę, która jakby nigdy nic piła swoją herbatę. 

- Odezwał się Ważniak - mruknęłam cicho i odchrząknęłam.

W komunikatorze usłyszałam śmiech Wilsona, co nie było niczym nowym. Trochę przypominał Bartona z tym wiecznie dobrym humorem.

Niestety, nie widziałam reakcji Rogersa na mój przytyk, ale jestem pewna, że uśmiechnął się pod nosem. Po prostu wiem jak zwykle reagował na moje dziecinne zaczepki.

- Wanda, mów co widać - Steve zwrócił się do Maximoff, która siedziała kilka stolików od nas. 

W spokoju wzięłam kolejny łyk gorącego napoju, czekając na jej relacje. Właściwie nie mogła widzieć niczego więcej ode mnie i Natashy. Centralnie naprzeciwko mnie stoi dwóch policjantów. Opierają się o auto i wyglądają na całkowicie zrelaksowanych. Nawet nie podejrzewają, że za chwilę może się stać coś złego.

- Paru zwykłych mundurowych, mały komisariat, spokojna ulica, idealny cel - podsumowała Maximoff spokojnie. Jak na jedną z pierwszych misji w terenie wydaje się nad wyraz opanowana. Ma potencjał na doskonałą agentkę.

- Na rogu jest bankomat, czyli... - zaczął Steve i urwał. Nawet podobało mi się to jego sprawdzanie nabytych umiejętności szpiegowskich Maximoff.

- Kamery - odparła bez chwili zawahania.

- A uliczki są jednokierunkowe - zauważył Rogers. 

Dziesięć punktów dla tego pana. Wiem to, a nie siedzę w jakimś piętrowym budynku, obserwując ulice z góry.

- Co nie ułatwia ucieczki po skoku - powiedziała szybko Maximoff.

- Gość nie przejmuje się, że go rozpoznają ani, że będą ofiary - stwierdził Steve. 

Poczułam nieprzyjemny dreszcz na plecach, słysząc to. Ile razy ja brałam udział w takich akcjach. Nawet z Rumlowem byłam na kilku. Walczyliśmy ramię w ramię. Dziwne, że wszystko tak bardzo się zmieniło, ale nie żałuję. Dopiero teraz podjęłam właściwą decyzję.

Walcz o przyszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz