Steve
Następny poranek
Wziąłem głęboki oddech, otwierając oczy. Miałem wrażenie, że wszystko wokół mnie wiruje. Zamknąłem powieki, starając się wszystko sobie przypomnieć.
Co się stało? Gdzie jestem? Dlaczego czuję się jakby właśnie przebiegło po mnie stado słoni?
Wraz z przemyśleniami, pojawiło się zrozumienie.
To wszystko naprawdę się wydarzyło. Nie było tylko kolejnym, głupim koszmarem.
Gwałtownie poderwałem się z podłogi, rozglądając dookoła. Nagły ruch spowodował silniejsze zawroty głowy, jednak to nie było ważne. Gdzieś tam jest Scarlotti z trójką Zimowych i Buckym. Planują zaatakować na przyjęciu urodzinowym córki Clinta. Dzieli mnie od nich sześć godzin jazdy.
Wciąż zamroczony spojrzałem za okno. Dostrzegłem słabe promienie słońca, które musiało dopiero zacząć wschodzić.
Mogę zdążyć. Muszę.
Powoli podniosłem się z ziemi, a świat dookoła wirował. Wszędzie panowała cisza. Byłem całkiem sam.
Wykonałem niepewny krok do przodu, po którym się zachwiałem. Poczułem ból w klatce piersiowej. Niewątpliwie, mogłem sobie coś złamać w trakcie ostatniej walki. Później się tym zajmę. Powoli, krok po kroku, wyszedłem z budynku.
Miałem nadzieję, że nie zabrali samochodu. Scarlotti chciał abym zdążył do Missouri i nie miałem zamiaru go zawieźć. Jest zbyt dumny z tego co już osiągnął, a przez to nieostrożny oraz głupi. Nie docenia moich możliwości. Nie przegram kolejnej bitwy.
Wzrok przechodniów po drodze uświadomił mnie jak okropnie muszę wyglądać. Przyglądali mi się jakbym był jakimś kryminalistą. Pewnie daleko było mi w tej chwili do ich wyobrażenia o Kapitanie Ameryce.
Jakaś kobieta, idąca z dzieckiem, na mój widok natychmiast stanęła po jego drugiej stronie aby iść pomiędzy mną a chłopcem. Czując się głupio, opuściłem głowę.
Na szczęście, samochód stał dokładnie w tym samym miejscu. Obejrzałem go z zewnątrz, nie dostrzegając żadnych uszkodzeń. Bez wahania wsiadłem do środka. Silnik odpalił bez zarzutu. Nawet nie podejrzewałem Scarlottiego o zastawienie pułapki, skoro nie rozkazał mnie zabić, kiedy miał okazję.
Wziąłem głębszy oddech, czując ból w żebrach. Nie chciałem dopuścić do siebie faktów i wspomnień wczorajszego dnia. Musiałem działać. Każdy ruch wykonywałem jak w jakimś amoku.
Złapałem za lusterko, aby dopasować je do siebie. Dopiero teraz dostrzegłem swoją twarz. Zaschnięte ślady krwi na bladej skórze, fioletowe limo pod lewym okiem, zasklepione rozcięcie w okolicy skroni. Wyglądałem dosłownie jak postać z horroru. Nic dziwnego, że przechodnie tak na mnie patrzyli.
Oderwałem wzrok od lusterka i spojrzałem przed siebie. Nie czas na myślenie. Czas na działanie.
Muszę zdążyć do Missouri.Katerina
Z lekkim uśmiechem przyglądałam się jak Laura pomaga zapleść włosy Lili w pięknego warkocza.
Dziewczynka od samego rana tryskała dobrym humorem. Ciągle powtarzała jak bardzo nie może doczekać się tego przyjęcia. Powiedziała, że będą jej najlepsze przyjaciółki a także koledzy.
Na samo wspomnienie imion chłopaków, obecny w pokoju Barton, przewracał oczami. Chyba nie podobało mu się, że jego mała księżniczka ma znajomych płci przeciwnej w tak młodym wieku. Zdecydowanie włączyła mu się nadopiekuńczość.
![](https://img.wattpad.com/cover/250269572-288-k198301.jpg)
CZYTASZ
Walcz o przyszłość
ФанфикPodobno nic w życiu nie jest pewne i stabilne. Prędzej czy później wszystko co znamy, a nawet kochamy zostaje w tyle. Jedynym rozwiązaniem jest umiejętność przystosowania się. Katerina przekonała się o tym wyjątkowo dotkliwie. Rozpoczęła nowy rozdzi...