Rozdział 9 - Miłej pracy!

761 37 15
                                    

Nie ma nic lepszego od biegania w pierwszych promieniach wiosennego słońca. Już dawno nie wstałam tak szybko, żeby zacząć trening w porannej szarości. Na początku mogłam dostrzec tylko niewyraźne kształty budynków lub drzew, jednak teraz jasność zza horyzontu znacznie poprawia widoczność. Na niebie widniała wspaniała gra ciepłych kolorów. Od żółtych po ciemny czerwień. Tak bardzo przypominający płomienie ognia, wesoło tańczące w kominku.

Specjalnie wstałam dzisiaj szybciej, żeby nie spotkać się ze Stevem i Wilsonem. Po wczorajszej rozmowie chciałam unikać ich jak najskuteczniej. Plan był dobry. Z wykonaniem, jak zawsze, poszło gorzej.

- Katie! - usłyszałam za sobą krzyk Wilsona. Przewróciłam oczami, ale zatrzymałam się, czekając aż do mnie dołączy. Postanowiłam chwilowo zignorować to jak mnie nazwał.

- Czego dusza pragnie od mojej skromnej osoby? - zapytałam nad wyraz milutkim tonem. Usta wygięłam w uśmiechu, od którego wręcz bił sarkazm.

- Właściwie to kilku spraw, ale w tej chwili jednej najważniejszej - oznajmił z wyrazem udawanego zastanowienia na twarzy, jednak po chwili spoważniał.

- Mam się domyślać czy łaskawie mnie oświecisz? - zapytałam, krzyżując ręce na piersi.

- Porozmawiaj z nim - powiedział krótko. Nie trzeba być wybitnym filozofem, żeby domyśleć się o czym mówi. Była tylko jednak możliwość.

Przez moment wpatrywałam się w Wilsona z zaskoczeniem, po czym zaśmiałam mu się w twarz.

- Okej, Wilson, nie wiem w co grasz albo oboje gracie, ale ja mam dość - oznajmiłam. 

Coś w środku nieustannie bolało mnie na myśl o Stevie. Nie wspominając, że dzisiaj do mojego koszmaru dołączyła Sharon.

Nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony rozmówcy, wróciłam do biegu.

- W nic nie gramy, po prostu porozmawiaj z nim i dla odmiany daj mu dojść do słowa - powiedział, wyrównując ze mną tempo.

- Rozmawialiśmy wczoraj. Nawet kilka razy. Powinieneś być zadowolony, że twój przyjaciel jest szczęśliwy - stwierdziłam przyspieszając. Naprawdę mógłby już odpuścić.

- Steve nie jest szczęśliwy...

- Owszem, jest. Widziałam jego wyraz twarzy, kiedy zobaczył Sharon - przerwałam mu gwałtownie i stanowczo. Znałam już pełne uczuć spojrzenie Steve'a. Dokładnie takie miał, kiedy weszła do pomieszczenia.

- Nie rozumiesz... - spróbował znowu, na co przewróciłam oczami.

- Wilson, daj sobie spokój i nie wtrącaj swojego wścibskiego nosa w życia innych ludzi - oznajmiłam, po czym przyspieszyłam najbardziej jak mogłam. Usłyszałam za sobą szybkie kroki, ale nie był w stanie mnie dogonić.

- Steve nic nie czuje do Sharon! - krzyknął za mną. 

Gdyby widział to co ja, zmieniłby zdanie. Nawet jeśli jeszcze nie są razem, to tylko kwestia czasu. 

***

- Trouble! 

Drzwi do mojego pokoju otworzyły się gwałtownie, ukazując wyjątkowo wytrąconego z równowagi Starka. Jego postawa wyglądała na wyjątkowo napiętą. Nieruchomo stanął w przejściu, cały czas trzymając klamkę i oskarżycielskim spojrzeniem omiótł całe pomieszczenie. W końcu zatrzymał się na mnie. 

- Gdzie ten zawszony nosiciel kleszczy? - zapytał, po czym zacisnął gniewnie szczękę.

- Dobra, po pierwsze nie wyzywaj mojego kota - powiedziałam, wstając z fotela. 

Walcz o przyszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz