"I'M MOONCHILD"
Denerwujące pikanie medycznej aparatury wybudziło Jimina z nerwowego półsnu, w jaki udało mu się wpaść na kilka godzin. Zamrugał powiekami, próbując dostosować je do ciemności panującej w pomieszczeniu i przeciągnął się lekko, a jego kości cicho zatrzeszczały.
Jego wzrok od razu padł na twarz Taehyunga, pogrążonego we śnie, przypiętego pod niezliczoną ilość sprzętu.
Jimin już nie płakał, choć nadal miał ochotę, gdy tylko na niego spojrzał.
Delikatna twarz otoczona bandażami i plastrami, siniaki i rozcięcia znajdujące się niemal wszędzie.
Ten widok bolał, ale i tak było to lepsze niż widok jego ciała w czarnym worku.
Zacisnął usta i ponownie wziął bladą rękę Taehyunga w swoją, ściskając ją lekko, zapewniając go, że wszystko będzie dobrze, że wszystko się uda, że niedługo stąd wyjdą i pozostaną razem.
Na zawsze.
Od tamtego dnia minęło już kilka niemożliwie długich tygodni, a brunet nadal się nie obudził. Choć żył, nie chciał jeszcze otworzyć swoich oczu i wstać, aby nie martwić innych. Nie przejmował się tym, że wszyscy wokół niego drżą o jego życie, że błagają go by wreszcie do nich wrócił.
Taehyung spał mocno i długo, powoli nie dając im nadziei na to, że kiedykolwiek jeszcze się obudzi.
Jednak Jimin (może nawet jako jedyny) wierzył w to, że chłopak w końcu wstanie i że razem pójdą na kolejny seans do kina, na wspólne czytanie nowego tomu mangi, na jeszcze jednego shake'a, na długi i leniwy spacer, podczas którego będą trzymać się za ręce i oglądać wstający księżyc, świata poza sobą nie widząc.
To były jego marzenia.
I tak okrutnie pragnął, aby Taehyung pomógł mu je spełnić.
Czas mijał nieubłaganie, w końcu przynosząc ze sobą upragniony, ciepły powiew wiatru.
Nadchodziła wiosna.
Jimin, jak każdego ranka, maszerował korytarzami szpitala z uśmiechem na ustach, witając się radośnie z każdą pielęgniarką, w dłoni dzierżąc bukiet świeżych, żółtych tulipanów. Było wcześnie, ponieważ chciał zobaczyć się z Taehyungiem jeszcze przed szkołą, aby się przywitać i życzyć mu dobrego dnia.
To było już jego rutyna, która w żadnym stopniu mu się nie nudziła, a która pozwalała mu to jakoś przetrwać.
Otworzył drzwi do sali, gdzie przywitały go piszczące sprzęty i głęboko śpiący brunet pośród brzoskwiniowej pościeli.
Uśmiechnął się na jego widok i podszedł bliżej od razu wymieniając stare kwiaty, które przyniósł dwa dni temu. Czuł niesamowity ból w sercu, ale nie pozwalał sobie na łzy. Musiał być silny. Taehyung płakał zdecydowanie zbyt często w swoim życiu, dlatego on musiał teraz uśmiechać się dwa razy więcej, aby to wszystko nadrobić.
CZYTASZ
moonchild || vmin
Fanfic"tam, gdzie kończyła się struna, a zaczynała nienawiść, tam cię odnalazłem pośrodku całej niechęci, gdzie postanowiłeś nawiedzić moje wyblakłe życie, otrzeć moje gorzkie łzy i podarować mi słońce, którego ja nie potrafiłem już dostrzec" gdzie taehyu...