- Czyli Kol Ci powiedział? - zapytałam patrząc na hybrydę, na co kiwnął głową na tak.- Jak się czujesz? - zapytał brunet.
- To nie ja wróciłam zza grobu, Kol. - zaśmiałam się, próbując obrócić to wszystko w żart. Nie chce żeby znów ktoś się mną przejmował. Niestety, wiedzieli że coś jest na rzeczy, jestem dość dobrą aktorką i potrafię kłamać, ale ta dwójka przecież żyje na tym świecie z tysiąc lat i słyszy bicie mojego serca.
- Dzięki tobie, więc musisz nam powiedzieć jeśli coś Ci będzie. - Kol drążył temat.
- Okej. - westchnęłam - Na pewno dam wam znać jeśli coś się będzie działo.
- A i przekażesz może Caroline że chciałbym się z nią jutro spotkać? - pokiwałam na słowa Klausa w górę i w dół, po czym pokręciłam zabawnie brwiami, dając znać że wiem co jest grane, co z resztą ich rozbawiło. - Dziękuję.
- Nie ma sprawy, a teraz was przepraszam, wrócę do reszty bo jeszcze będą się o mnie martwić. - z uśmiechem odwróciłam się na pięcie i zwyczajnie wróciłam do rezydencji braci Salvatore. Zachowuję się jakby wszyscy pierwotni byli moimi starymi znajomymi, nie powinnam, pomyślałam.
Nagle poczułam że coś cieknie mi z nosa, miałam nadzieję że to tylko przez zimno, lecz miałam złe przeczucia. Tak jak myślałam, krew. Podirytowałam się iż wiedziałam że to przodkowie i ich zemsta, konsekwencje ciemnej magii.
Przystanełam na chwilę, i zastanawiałam się jak to zakryć. To nie jest tak że nie chcę żeby wiedzieli że najprawdopodobniej umieram, chciałam najpierw znaleść w księgach jakąś pomoc.
Wzięłam więc rękaw od bluzy w rękę i podniosłam ją do nosa. I przeszłam przez drzwi.- Co tam się stało? - zapytała zmarwiona Caroline.
- Nic, nic. Później wam wytłumaczę, muszę do łazienki. - kiepska wymówka, lecz co miałam zrobić żeby szybko pójść?
Poszłam do łazienki połączonej z moim pokojem. Trochę dłuższa droga, ale nikt tu nic nie znajdzie przypadkiem, jakbym zostawiła ślad.
Po pięciu minutach potok ustał i po całkowitemu oczyszczeniu mnie i łazienki, mogłam wrócić na dół.
Gdy zamknęłam za sobą drzwi od pokoju, ktoś przygwoździł mnie do ściany. Na początku chciałam krzyknąć lecz ta osoba przytrzymała rękę na mojej twarzy bym się uspokoiła. Gdy zobaczyłam kto to, ulżyło mi, ale i tak bałam się że coś podejrzewa.- Co jest z tobą? - szepnął wyraźnie zmartwony Stefan. - Widzę że coś się dzieje, tylko co?
- Nie przejmuj się, nic mi nie jest. Po prostu ostatnio dużo się dzieje i mam odrobinę rozwalony system spania, przez co jestem rozkojarzona. - do osób tak bliskich jest mi bardzo trudno kłamać, nawet jeśli brzmi to gładziutko.
- Ale jeśli coś grubszego jest na rzeczy, powiedziałabyś mi, prawda? - gdy go słuchałam pomyślałam jedno 'człowieku weź nie patrz się tak na mnie tymi ładnymi ślepiami bo nie wytrzymam i się popłacze'.
- Tak. - wytrzymałam, głos mi się nie załamał. Nie wiem czy to powód do dumy czy wstydu.
- No dobrze, chodź bo wszyscy się niepokoją. - Stefan uśmiechnął się delikatnie, po czym swoją lewą rękę położył na moje lewe ramię.
- I? Co jest? - nawet nie zdążyliśmy zejść ze schodów a Caroline wyskoczyła.
- Nic, nic mi nie jest. Już rozmawialiśmy, jestem po prostu rozkojarzona. - uśmiechnęłam się - A, zapomniałabym. Klaus chciałby się z tobą spotkać.
- Tak? - zapytała zmieszana - Aha, dobrze. Będę musiała się z nim skontaktować.
Po tym najwyraźniej żadne z nas nie chciało zaczynać nowej rozmowy, gdyż resztę drogi do salonu w (którym siedzieli Damon, Elena, Bonnie i o dziwo Rebekah) spędziliśmy w ciszy. Gdy weszliśmy do środka blondynka odwróciła się, kładąc rękę o oparcie kanapy. A kiedy się zobaczyłyśmy, podszedłyśmy do siebie szybkim krokiem i się przytuliliśmy. Powiedzmy że przez ostatni miesiąc stałyśmy się dobrymi koleżankami.
- Jak ty to robisz że nawet wszyscy Mikealsonowie których poznałaś Cię tak lubią? - zapytał się Damon.
- A jak ty to robisz że mało kto Cię lubi? - odsarknęłam, na co teoretycznie dużo straszy Salvatore wystawił mi język.
- Dużo osób mnie lubi, jestem czarujący. - uniósł brew. Duża część naszego towarzystwa się zaśmiała.
- Tak, przestań, bo jeszcze w to uwierzymy. - uśmiechnęła się do mnie niedawno poznana blondynka.
- Hej, co się stało? Nie jedziesz z braćmi do Nowego Orleanu? - zapytałam się blondynki.
- Jadę, ale musiałam przyjechać, by sprawdzić osobiście jak się czujesz. - westechnęłam na te słowa.
- No to byłaś kolejna w kolejce. Nic mi nie jest. Czuję się dobrze. - znów dziś skłamałam.
- Dlatego zajechałaś tutaj przed przyjazdem do Nowego Orleanu? Przecież to nie po drodze. - chciałam żeby to się skończyło, przejrzała mnie. Widziałam jak Elena szybko odwraca głowę od kominka a Stefan marszczy brwi, Caroline i Bonnie za to przeszywały mnie wzrokiem.
- Dawno mnie tu nie było, a miasto docelowe jest siedem godzin z tąd, uznałam że wypadało by wpaść. Nie martwcie się tak o mnie bo to męczące. Kol i Klaus pytali o to samo. - spojrzałam się na Bennett i Gilbert, bo wiedzą o czym mówię.
- Okej, muszę już iść Charlotte. Zobaczymy się za dwa tygodnie, prawda? - Rebekah zapytała.
- Tak, widzimy się.
- To pa pa. - od machała, po czym zniknęła w wampirzym tępie. Odetchnęłam, teraz pewnie wiedzą że jeśli jeszcze raz ktoś się zapyta ' jak tam u mnie', 'czy wszystko dobrze' lub coś w ten deseń, nie wytrzymam nerwowo.
Cześć!
Czy podzielacie decyzję Charlotte, żeby nikogo nie martwić bo może nic jej nie będzie? Może boi się że będą wściekli, w końcu ryzykowała wiele dla osoby której nie zna.
Ciekawe jaki był powód.
CZYTASZ
Good Changes // tvd
FanfictionCharlotte Fox, jest czarownicą. Jedzie do starych przyjaciół z małego miasteczka, tylko przejazdem. Coś ją jednak zatrzyma na dłużej. Co stanie się gdy wróci do Mystic Falls? ☁️ 🏅 1 in #theoriginals 🏅 1 in #tvd