7.2 Come Back

733 32 0
                                        


- Są tu jakieś zioła? Potrzebuję mięty, werbeny i...tu jest chyba napisane dzika róża. - zarządziłam, czytając starą kartkę.

- Tak, chyba. Pójdę sprawdzić w magazynku. - nie mogłam wrócić do normalnego świata bez niego, skoro i tak już ryzykowałam życie dla szczęścia jego siostry. W jakiś dziwny sposób ich rozumiałam, oczywiście nie mogłam wiedzieć co czują, ale ich rozumiałam. Może dlatego że nie wyobrażam sobie takiego życia, albo dlatego że byłam dla nich dobra i mogli się przede mną w miarę możliwości otworzyć.

- I jeszcze poproszę ugniatacz jakiś do ziół! - krzyknęłam z kuchni. Gdy Kol wrocił do pomieszczenia, zmieszaliśmy wszystko razem. Wzięłam do ręki nóż z dużego stołu i westchnęłam. Oczywiście każde duże zaklęcie musi mieć coś do krwi.

- Jesteś gotowa? - zapytał chłopak na co kiwnęłam głową i spojrzałam się na niego. Gdu znów spojrzałam na metal, ostrzem zrobiłam nacięcie w środkowej części mojej dłoni i syknęłam, trochę bolało. Po chwili Mikealson zrobił to samo, tylko w przeciwieństwie do mnie prawie nie zwrócił uwagi na ranę, która już paru sekundach się zagoiła. Położyłam drugą rękę nad roślinami i rozpoczęłam mrucząc pod nosem:

- Phesmatos qel mastons de. - wypowiedziałam zaklęcie po raz pierwszy, z każdym następnym razem stawałam się coraz pewniejsza, czując że działa, aż w końcu wydawało mi się że cała magiaże mnie uleciała. - Phesmatos qel mastons de!

Poczułam dziwne mrowienie w rękach, a gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam moje położenie. Byłam z powrotem w moim salonie, Spojrzałam na Frayę i Rebekę, gdy młodsza z sióstr do mnie podeszła, przytuliła swojego brata, po czym złapała mnie za ramiona.

- Ty żyjesz.. i udało Ci się. - powiedziała Rebekah z uśmiechem na ustach - Dziękuję, naprawdę.

- Masz wdzięczność najpotężniejszej i najmilszej rodziny na świecie, ciesz się. - dodał Kol.

- Oj już sobie tak nie schlebiaj, kolego. - odpowiedziałam z ironicznym uśmiechem.

- Tak jest koleżanko. - brunet ukłonił się po czym zaśmialiśmy się.

- Widzę że jednak można się zaprzyjaźnić w tak krótkim czasie. - wtrąciła Freya, jej także uśmiech nie schodził z twarzy. Dla takich właśnie momentów warto pomagać innym, pomyślałam, nie wiem czy próbuję sobie wytłumaczyć głupotę, ale to prawda.

- Gdybyście nie musieli uratować swojego miasta, dłużej byśmy świętowali. - powiedziałam, już trochę mniej entuzjastycznie.

- Prawda. - odpowiedziała Rabekah. - Ale jak to wszystko się skończy, zrobimy spóźniony bal powitalny. Wy wiecie że ona nigdy nie była na żadnym balu? - tym razem zwróciła się do rodzeństwa, mówiąc o mnie.

- Niestety w tych czasach to dość normalne. - powiedziałam na to, wzruszając ramionami i krzywiąc się, gdyż fajnie by było pójść na bal.

- Nie martw się ja mam tysiąc lat i też nigdzie nie byłam. - westchnęła Freya - Ale to już dłuższa historia.

Chciałam coś powiedzieć, ale w tym samym momencie zadzwonił do mnie telefon. Przeprosiłam towarzystwo i odebrałam. Poszłam na górę zamykając drzwi op mojego pokoju, w końcu byliśmy w moim domu. Pokój był głównie w kolorze białym i fioletowym, mój ulubiony. Usiadłam na jasnym łóżku i zaczęłam rozmowę.

- Cześć Caroline, coś się stało? - zapytałam gdyż przez parę sekund nic nie mówiła, a to do niej nie podobne.

- Nie, znaczy... nie koniecznie. - odpowiedziała niepewnie.

- Caro, wiesz że nie lubię jak ktoś owija w bawełnę. Możesz mówić. - powiedziałam pokrzepiająco.

- Mogłabyś za dwa tygodnie być na dłużej w Mystic Falls. Nie wiem czemu ale Elijah Mikealson chce żebyśmy mieli Cię na oku. - westchnęłam marszcząc brwi. I co będą całą brygadę przemawiać żeby mnie pilnować? Oczywiście że wiedział o całym zajściu, mogłam wiedzieć że tak będzie, w końcu moje zawarte przyjaźnie w Mystic Falls mają na mnie największy wpływ.

- No dobra, będę tam. Muszę jeszcze załatwić parę spraw. - powiedziałam zrezygnowana. - Kiedyś Ci opowiem o co chodzi, okej?

- Dobra, to widzimy się. Papatki.

- Pa, trzymaj się. - powiedziałam, po czym dziewczyna się rozłączyła.

Przeczuwałam że to będzie trudna wycieczka. Wyszłam z mojego pokoju i weszłam z powrotem do salonu, już w odrobinkę mniejszym chumorze.

- Wszystko dobrze? - zapytała Rebekah.

- Tak, jest spoko. - odpowiedziałam. Nie powinnam przejmować się na zapas, jak mam wytłumaczyć przyjaciołom że rodzina Mikealson się mną interesuje. W końcu dla nich znaczyli tylko kłopoty, a ja im pomagam.

Będzie dobrze, próbowałam sama siebie przekonać, zrozumieją...

Good Changes // tvdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz