32. Falling

549 19 2
                                    


Ciemność przyćmiły głosy i moje własne myśli. Odzyskiwałam czujność, po tym jak zamrugałam parę razy, byłam w stanie otworzyć oczy. W pomieszczeniu były dwa małe okna, a głównego światła dała lampka. Najbliżej mnie były kraty, dwa metry od mojej postaci, opierającej się o chłodną ścianę. Ca kratami zobaczyłam stół z rzeczami, przy którym stała osobą o długich włosach, w kolorze ciemnego blondu.

- Obudziłaś się. - stwierdziła kobieta, gdy odwróciła się w moją stronę. Nie ukrywam, niezmiernie się przestraszyłam. - Może to odrobinę radykalne że Cię porwałam ale nie miałam wyboru, muszę mieć kartę przetargową.

- Jaką kartę przetargową? - próbowałam się podnieść, ale zakręciło mi się w głowie więc tylko począłgałam się do metalowych kratek.

- Parę lat temu razem z przodkami wiedźm, dostałam w ręce przepowiednię. W niej było coś o tobie i moim najbardziej problematycznym synu, jakaś wielka miłość, duże zmiany. - wytłumaczyła, podchodząc do mnie i schylając się. - Katerina miała Cię tylko do mnie przynieść gdy wiedziała że Niklaus się w tobie zakochał.

- Ty jesteś Esther? Klaus opowiadał mi o tym jak wasza rodzina ma tendencje do nie zostawania zmarłymi. Czego od niego chcesz? - powiedziałam, mój głos był przesiąknięty jadem, czego sama się po sobie nie spodziewałam, ale dażyłam kobietę tylko nienawiścią.

- Tak, a my mamy zamiar go zabić, nie chciał przyjąć naszej pomocy, a my nie możemy mu pozwolić krzywdzić ludzi.

- Kto to niby jest my? - zapytałam, Esther wstała i popatrzyła się w lewą dla mnie stronę, skąd dochodziły kroki. W moim zakresie wzroku pojawił się jakiś mężczyzna, na chwilę przestałam oddychać, domyślając się kto to. Ociec rodzeństwa Mikealson był najgorszą osobą a jakiej kiedykolwiek słyszałam, od razu cofnęłam się z powrotem pod mur. - Ty...

- Tak, ja. W końcu będę miał okazję pożegnać tego... potwora. - okej teraz tu już się wkurzyłam.

- To ty jesteś potworem! Za niedługo tu będą, mogą z łatwością was pokonać! - powiedziałam głośno, Esther za to tylko się zaśmiała się.

- Niklaus jest hybrydą, jako jedyny będzie w stanie przejść przez barierę jaką stworzyłam, co bardzo go osłabi. Oczywiście że wie czego chcemy, ale dla zabawy damy mu wybór, ty, albo on. - odwróciła się ponownie z moją stronę. - I nawet nie próbuj sztuczki z krwią wampira, nie zadziała.

- Nie. - walnęłam ręką boleśnie o ścianę. - Oni nigdy nie przegrywają. - bardziej chciałam tym zdaniem przekonać siebie. Usłyszałam dźwięki, co nie mogło znaczyć nic dobrego. - Ile czasu tu jestem?

- Trzy dni. - Już na pewno mnie znaleźli, co tym razem nie było dobrym znakiem, oznaczało to mniej czasu na kombinowanie. Zaczęłam panikować, emocje atakowały mnie od środka. Kolejne odgłosy walki, coraz bliżej.

- Nie! Nie wcho... - było już za późno, z korytarza wszedł Klaus. - Uciekaj. - szepnęłam, jego ojciec w jednym momencie stanął za nim i wbił mu kółek w brzuch. Krzyknęłam, nie wiedząc że mój głos potrafi być tak głośny, szarpiąc z całej siły za metalowe rurki. - Nie!

- Dziesięć minut macie na pożegnanie się. - warknęła. Byliśmy teraz we dwoje, wiedząc że jedno z nas nie opuści celi żywo.

- Nik. - powiedziałam, podbiegając do niego i tuląc go mocno do siebie. - musisz żyć, wreszcie masz dla kogo, musisz mnie poświęcić dla Hope.

- Nie, Charlotte. - powiedział, obejmując moją twarz ciepłymi dłońmi. - Za chwilę wyjdziesz z tąd i wrócisz do domu. Kol, Rebekah i Elijah na pewno są na zewnątrz. Będziesz żyć, masz niecałe dwadzieścia lat. - po raz pierwszy zobaczyłam jak oczy blondyna są zapełnione łzami, ja z resztą byłam już w całkowitej rozsypce.

- Nie wiem czy będę potrafiła beż ciebie, musi być jakieś inne wyjście, ja... ja. - zaczęłam dławić się własnymi łzami. - Kocham Cię, nie potrafię.

- Hej, bambi. Mówię Ci że będzie dobrze, chciałbym żebyśmy mieli dłużej, ale nie możemy nic zrobić. Gdy Hope będzie duża, powiesz jej że że ją kacham i jest wspaniała, okej? - kiwnęłam głową, nie chcąc przyjąć do wiadomości faktu że to co dopiero się zaczęło, może się skończyć. - Kocham was obie, zo to że nauczyłyście mnie jak.

- Oj nie bądź taki banalny, nigdy nie jesteś. - pociągnełam nosem, śmiejąc się przez płacz. - Nigdy o tobie nie zapomnę.

- Wiem. - połączył nasze usta w pocałunku, który był całkiem inny niż te poprzednie, było to nasze pożegnanie, ostatni raz. Nagle do pomieszczenia weszli moi oprawcy, Mikeal Mikealson miał na swojej twarzy perfidny uśmiech, który podnosił mi ciśnienie do tego stopnia, że gdyby nie to że jest nieśmiertelny, a ja nie mam mocy, nie żył by.

- Wy żmije! - zaczęłam się drzeć, gdy zostałam siłą z tamtąd wyciągnięta. - Puszczać mnie! - po chwili jednak nie miałam z czym walczyć, zostałam wyzrucona, a drzwi zostały zamknięte przed moim nosem. Złapałam się za głowę.

- Charlotte? Gdzie jest Niklaus? - zapytał jak zwykłe opanowany Elijah, widząc mój stan, zmarszczył się zaniepokojony.

- Lottie? - blondynka spojrzała na mnie, także szukając brata. Wzruszyłam ramionami, nie będąc w stanie nic powiedzieć. Odwróciłam się w stronę przejścia, pociągnełam za klamkę. Drógi raz mocniej, trzeci raz z niewiarygodną nienawiścią. Kolejne razy stawały się coraz brutalniejsze. Krzyknęłam bezsilnie, posuwając się na sam dół drzwi. Siedziałam bezsilnie, walnęłam w drewno kolejny raz, i gdy chciałam powtórzyć ruch, moje dłonie zostały przetrzymane przez kogoś. Odwróciłam się, patrząc smutno na Kola. Zza niego zobaczyłam Rebekę, która wycierała łzy z oczu.

- Cii. - powiedział brunet przyciągając mnie do siebie. - Musisz postarać się uspokoić. - widać było że sytuacja także go uderzyła, mimo stosunków między braćmi.

- Ale to moja wina, on wiedział, on wiedział że coś się szykuje. - zaszlochałam, mocno trzymając się Kola. - Musi być jakiś sposób. - mój szept, był jedynym na co było mnie w tym momencie stać, najprawdopodobniej majaczyłam. - Musimy.

- Cii, będzie lepiej, zobaczysz. - pokręciłam głową na nie. Jak można przywiązać się do kogoś tak mocno, w tak krótkim czasie? Jak można zakochać się, upaść tak mocno? I dlaczego to wszystko tak szybko się skończyło?

- Nie, Kol. Myślałam że z każdą śmiercią człowiek się uodparnia, ale prawda jest taka że jest jeszcze gorzej.

- Kochasz go, szczerze. To boli. - powiedziała Rebkah, także miała trudności z mową, podeszła do mnie i złapała za rękę by dodać mi otuchy. Mimo że obie doskonale wiedziałyśmy że nic mi nie pomoże. - Dobranoc, Lottie. - powiedziała, a zanim zajarzyłam co się dzieje, dmuchnęła we mnie jednym z proszków Frey'i. - To dla twojego dobra.






Bo czasem koniec książki do tylko koniec rozdziału w życiu, kolejny początek.











Koniec!

I tak dla jasności to Rebekah uśpiła chwilowo Charlotte by nie wpadła w panikę.

Przepraszam także za złe zakończenie  i brak dokładnego epilogu, ale jak to mówią, czasem zakończenie to dopiero początek.
Czy coś ;)

Good Changes // tvdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz