10. Runaway

618 33 1
                                        


- Czyli musimy jeszcze do niej wrócić? Przecież uciekłam, wątpię żeby...

- Nie narzekaj jeśli chcesz żyć, Charlotte. - Klaus znów mi przerwał.

- Wiesz co? Idę i zapytam się twojej siostry czy musisz tu być. - odgryzłam się. Ale naprawdę miałam zamiar zadzwonić do Rebeki, powiedzieć jej co się dzieje. Wyszłam więc z salonu i poszłam do pokoju które dzieliłam z Caroline. Wybrałam odpowiednią osobę w kontaktach, która szybko odebrała.

- Hej, Lottie. I jak, zadziałało? Nik mówił mi o tej wiedźmie. - mówiła w dziwny sposób, ale nie koniecznie wiem jak to określić.

- Hej, Beks. Tak czuję się dużo lepiej. Będziemy musieli tam wrócić, bo jestem wystarczająco mocna żeby wykonać to zaklęcie, ale osoba która rozpoczęła, musi to zakończyć. Ja rozpoczęłam przechodząc na stronę przodków, a ona rozpoczęła zaklęcie.

- Nieźle narobiłam chałasu w twoim życiu. - słyszałam jak dziewczyna wzdycha przez słuchawkę telefoniczną. - Przepraszam.

- To nic, w końcu dziewczyny muszą trzymać się razem, prawda? - tutaj nawiązałam do życiowego motta Rebeki. - Twój brat mnie wkurza. Musi tu być? Przecież w trójkę sobie poradzimy.

- Wiem, ale będę się czuła pewniejsza, jeśli Nik będzie z wami. Po prostu, znajomości i to że tak naprawdę nie da się go zabić. - odpowiedziała.

- Okej, skoro będziesz się z tym czuła lepiej, mamo. - dałam nacisk na ostatnie słowo, gdyż zachowywała się jakby była za mnie całkowicie odpowiedzialna.

- Bardzo śmieszne, dobra, muszę lecieć. Do zobaczenia.

- Pa, do zobaczenia. - gdy rozłączyłam się usłyszałam jak ktoś kładzie się na łóżko, stojąc przy oknie nie musiałam się nawet odwracać, by wiedzieć kto to. - Serio podsłuchiwałeś? Ile ty masz lat, Klaus?

- Dużo więcej niż ty, bambi. Nie sądziłem że naprawdę zapytasz Rebeki czy muszę tu być. To było dość zabawne. - powiedział z szerokim uśmiechem.

- Jeszcze raz powiesz do mnie bambi a Ci coś zrobię. - ostrzegłam, po czym wzięłam w ręce szarą poduszkę z krzesła i usiadłam na nim.

- Już dobrze, nie musisz tak dosadnie...bambi. - dokładnie w tym momencie oberwał tą poduszką z całej mojej siły. Jednak jedynie zaśmiał się z mojego czynu.

- Wow, straszna jesteś wiesz. - tym razem to ja dostałam poduszką, różnica taka, że ja spadłam miękkiego krzesełka na podłogę.

- Wiesz co, mam Cię kompletnie dość. Daj znać kiedy walka będzie fer. - oburzyłam się i wyszłam z sypialni, wchodząc do salonu, gdzie Caroline i Stefan oglądali jakiś denny serial. - Jak wy z nim wytrzymujecie?

- Nas nie próbuje tak wkurzyć. - odpowiedział mi brunet.

- Oj naprawdę? Czuję się wręcz zaskoczona. - w tym momencie każdy potrafiłby usłyszeć w moim głosie sarkazm. Usiadłam na ostatnim wolnym kawałku mebla, lecz po nie całej minucie wstałam. - Idę się przejść, póki się nie ściemni. Zabieram telefon.

Tak jak powiedziałam tak zrobiłam, ubrałam na siebie swoje czarne adidasy i takiego samego koloru płaszcz. Do prawej kieszeni ciepłego okrycia włożyłam telefon a do lewej włożyłam klucze, gdy wyszłam z apartamentu. Kierowałam się ładną wedle mnie uliczką, patrząc na budynki, drzewa i przede wszystkim niebo. Kocham patrzeć jak słońce powoli zachodzi lub wschodzi, chmury zmieniają kolory i w nocy pojawiają się gwiazdy. Jakbym z kiepskiej poezji się urwała.

- Cześć. - usłyszałam zza siebie. Okazało się że za mną szła Fallon.

- Witaj. - odpowiedziałam bez emocji, jednak się uśmiechając.

- Chciałabym przeprosić za moje wczorajsze zachowanie, nie chciałam tego powiedzieć. Nie miałam zbyt dobrego doświadczenia z Mikealsonami, ale nadal nie powinnam się tak zachować. - czułam wyraźną skruchę w jej głosie. Kobieta zachowywała się odrobinę dziwnie, ale postanowiłam to narazie zignorować, w końcu uratowała mi życie.

- Nic się nie stało.

- Wiesz co skoro i tak tu jesteś, może pójdziemy do mnie dokończyć zaklęcie. - zaproponowała.

- Um, ale nie mam tej papki.

- To nic, tak się składa że mam jeszcze trochę składników. - odpowiedziała, po czym ruszyłyśmy w stronę jej miejsca. Gdy dotarłyśmy malowana blondynka zaczęła robić miksturę, ja za to postanowiłam powiadomić przyjaciół gdzie jestem. - Co robisz?

- A nic, wysłałam wiadomość do Stefana. Żeby się nie martwił. - gdy to powiedziałam, Fallon siłą wyrwała mi telefon z ręki. - Co ty robisz!?

- Nic usuwam wiadomość. Raczej jej tak szybko nie przeczytał. Widzisz, Charlotte Fox, ja wcale nie chce żeby twoi przyjaciele wiedzieli gdzie jesteś.

- Jakto? - na początku byłam za bardzo zdezorientowana żeby się ruszyć. Dopiero gdy kobieta zaczęła mówić, próbowałam uciec.

- Wiesz, mój szef Cię potrzebuje. - odpowiedziała obojętnie. Jednym ruchem ręki zamknęła drzwi, a drugim zasłoniła rolety antywłamaniowe tak żeby nikt nas nie zobaczył. Próbowałam krzyczeć i walić i kopać. Ale tylko rozcięłam sobie rękę i ledwo naruszyłam bardzo mocną szybę.

- Kto jest twoim szefem i czego chce? - zapytałam, przerażona, nie wiedząc co mi się stanie.

- Gdybym Ci powiedziała, nie było by wcale tak śmiesznie kiedy tu przyjedzie, prawda? Twoja mina będzie genialna. - szyderczy głos postaci przede mną, wywołał u mnie ciarki. Bałam się. - A teraz pij. Musisz być silna na ryrułał.

Wypiłam miksturę, ale tylko w nadzieji że będę znów silna i się z tąd wydostam. Jakoś.

Jednak tak naprawdę znałam za mało czarów, nie miałabym szans. Zostało mi tylko mieć nadzieję że Stefan jednak przeczytał wiadomość i widział że się usunęła. Przecież nigdy nie usuwam wiadomości.










To już dziesiąta część. Miałam dziś mały maratonik.
Dziękuję wszystkim czytaczom i namawiam do komentowania i dzielenia się że swoimi kolegami/koleżankami czytelnikami. :) ❤

Good Changes // tvdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz