- Tak... to była Katherine. - odpowiedziała spokojnie Maryssa, jakby miała trudności. A ja, jak i reszta byliśmy w szoku.
- Katherine?! Ta Katherine? - zapytałam nie chcąc wieżyć że jest powodem jeszcze większej ilości naszych problemów. Może i wyglądała dokładnie tak jak Elena, ale nie było skali na różnicę ich osobowości, każdy tak powie. Myślałam że się tolerujemy, jesteśmy koleżankami, a ona perfidnie przyczyniła się do śmierci mamy i taty...
- Obawiam się że tak. - dodała wtedy że skruchą. - Przykro mi, Charlotte. Potrzebowała Cię do niebezpiecznej klątwy, rodzice nie chcieli Cię oddać więc... postanowiła ich...usunąć.
- Ja... przeproszę na chwilę. Muszę się przewietrzyć. - powiedziałam, opierając się na chwilę o szafkę. I wyszłam na zewnątrz budynku. Idąc znaną mi ścieżką w stronę parku, próbowałam poukładać myśli. Zaczęłam nucić jakąś piosenkę, by odgonić koncepcję okrutnej Katherine Pierce na bok. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęło robić się jeszcze bardziej ciemno.
Postanowiłam wrócić, żeby zachować się rozsądnie, chociaż i tak już uciekałam od problemów, dosłownie. Jednak patrząc na radzenie sobie z szokiem lub bólem niektórych moich przyjaciół, jest to relatywnie zdrowy sposób.
Wychodząc z parku przez duży metalowy łuk, który obięty był roślinami, usłyszałam jakiś ruch w krzakach. Odwróciłam się gwałtownie czuwając, gdyż jedyne światło dochodziło z jednej lampy, stojącej przy chodniku. Inne lampy stały za daleko aby mi coś w tej chwili dać. Gdy znów usłyszałam ruch, lecz bliżej, żałowałam że nie wzięłam nikogo ze sobą albo nie wróciłam z resztą.- J-Jest tam kto? - zapytałam. Chciałam chwycić telefon, dopiero teraz zastanawiając się, dlaczego nikt nie dzwonił do mnie przez tak długi czas. Moja kieszeń była pusta. Zaczęłam odrobinę panikować. Jeśli to człowiek, poradzę sobie, w końcu jestem wiedźmą. Jednak to miasteczko jest jednym z tych, w których pełno istot nadprzyrodzonych. A ja niestety, jedną z osób które widzą swoją głupotę po czasie.
Chciałam krzyknąć, gdy poczułam że ktoś za mną stał, nie zdążyłam jednak, gdyż soba za mną położyła rękę na mojej buzi, a drugą na mojej talii.- Cii, to tylko ja. - odetchnęłam z ulgą gdy usłyszałam szepczący głos Klausa. Gdy uspokoiłam się, wziął swoją lewą rękę z mojej buzi i przekładając ją na ramię. Odwróciłam głowę w bok, widząc kątem oka jak chłopak sięga do swojej kieszeni i wyjmuje z niej mój telefon.
- Nie wiedziałam że będę tak się cieszyć że Cię widzę. - westchnęłam ponownie, uważając że bicie serca teoretycznie wróciło do normy, gdyż nie bałam się już. Odwróciłam się całkowicie do chłopaka, lekko unosząc kąciki moich ust do góry.
- A ja wiedziałem. - zawtórował.
- Ach tak? Wiedziałeś czy miałeś nadzieję że to powiem? - zapytałam unosząc jedną brew do góry i przybierając minę cwaniaczka.
- Powiedzmy że i to i to. - Klaus poprawił mi kołnierzyk od dżinsówej kurtki, którą miałam na sobie. Dobrze że nie ma za dużo światła, pomyślałam, inaczej mężczyzna mógłby zobaczyć jak się rumienię. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego że praktycznie trzęsłam się z zimna. - Chodź idziemy do domu. Lato niby jest, ale noce chłodne.
Kiwnęłam głową. Mikealson przełożył rękę przez moje ramię, bym nie zamarzła i ruszyliśmy w stronę mojego miejsca zamieszkania.
Gdy byliśmy na miejscu, przystanęłam na chwilę, zastanawiając się nad czymś.- Jak mogłeś wejść do środka? - zapytałam gdy stanęliśmy przed moimi drzwiami wejściowymi.
- Nie mogłem, także dlatego to ja postanowiłem Cię poszukać. - gdy otworzyłam drzwi z klucza, zajrzałam do salonu, widząc jak Salvatore i Forbes oglądają telewizję. - Znowu uratowałem jej życie.
- Nie prawda! Poradziłabym sobie. - wyrzuciłam ręce do góry, gdy odwiesiłam kurtkę na stałe miejsce.
- Tak? A masz już całkowity dostęp do magii?
- Nie, Stefan. Ale prawie. - odpowiedziałam siadając na krzesło w małej części jadalnianej, stworzonej przez okrągły stolik wkoło którego stały cztery białe drewniane krzesła. - Jak jutro się obudzę, będę jak nowo narodzona.
- To dobrze. A następnym razem, od razu powiesz nam jeśli coś Ci będzie. - odpowiedział patrząc na mnie, jakby chciał być pewny że jego słowa do mnie dotarły.
- Tak, ale miejmy nadzieję że nie będzie następnego razu. - wtrąciła Caroline.
- No pewnie, zrozumiałam. I jeszcze jedno. - podniosłam palec wskazujący - Nie chce już o tym gadać, w sumie to nigdy.
- Czekaj... Ale nadal jedziesz za dziewięć dni ze mną do Nowego Orleanu prawda? Nie chcę ponownie odczuć gniewu Rebeki.
- Tak, w końcu jesteśmy dobrymi koleżankami, a poza tym zawsze chciałam zobaczyć to miasto, jadę. - odpowiedziałam. - Ale najpierw trzeba wrócić to Mystic Falls.
- Ty to nasiedzisz się w aucie za wszystkie czasy. - zaśmiała się blondynka, nażucając na siebie bluzę, gdyż najprawdopodobniej było jej zimno.
Bardzo dziękuję każdemu kto czyta, chciałabym także prosić o wystawienie swoich opini i rakcji w postaci komentarzy, bardzo mnie to motywuje. (oczywiście jeżeli chcecie) ❤

CZYTASZ
Good Changes // tvd
FanfictionCharlotte Fox, jest czarownicą. Jedzie do starych przyjaciół z małego miasteczka, tylko przejazdem. Coś ją jednak zatrzyma na dłużej. Co stanie się gdy wróci do Mystic Falls? ☁️ 🏅 1 in #theoriginals 🏅 1 in #tvd