4. Reason why

981 39 0
                                        


Tak mogło by być już zawsze, pomyślałam. Nasza siódemka, siedziąca na kanapie, rozmawiając i śmiejąc się. Niestety moje szczęście z przyjaciółmi nie trwało zbyt długo, skończyło się kiedy do pokoju wszedł Klaus Mikaelson, którego wczoraj poznałam. Nie chodziło o niego, tylko osobę stojącą obok, drodzy państwo przedstawiam jego brata, Kola... który wie o czymś o czym nie chce żeby ktokolwiek obecny się dowiedział.

Wiedziałam że słowa wypowiedziane w mojej głowie pojawiły się tam zbyt szybko, stanowczo zbyt optymistycznie. Ale skąd miałam wiedzieć że brunet powie starszemu (nie żeby na tą skalę lat to miało znaczenie) bratu, o tym jak mu pomogłam z magią, która miała dość duże konsekwencje. Skąd wiem że mu powiedział? Patrzyli się na mnie w ten sposób, że nie było innej opcji. Kol patrzył się na mnie z wdzięcznością i o dziwo skruchą, a blondyn ze zdziwieniem, nie do końca zruzumiałym dla mnie uśmiechem i... nazwałabym to chyba sprawdzaniem czy żyję.

- A pierwotni co tu robią? - zapytał Damon jakby ich tutaj nie było, rozglądając się po każdym, wszyscy byli zdezorientowani w wyjątkiem mnie. Nie wiem czy tym że Kol żyje, czy tym że są tu bez zapowiedzi, a to zły znak.

- Witajcie ludzie, tak jak widzicie ożyłem. - zaczął młodszy Mikealson, grzecznym i na początku ironicznym tonem, późniejsze zdania mówił już poważnie. - Nie jestem tu by was skrzywdzić, bądź zemścić się. Przyszłem porozmawiać z małą czarownicą. Czy mogę Cię prosić, Charlotte?

- Co tu się dzieje? - zapytała Caroline unosząc jedną brew do góry.

- Nic strasznego, kochana. Po prostu mamy spólne interesy, można by powiedzieć. - odpowiedzial za mnie Klaus, z opowieści miał być taki zły, demoniczny, paranoik... a jednak wydaje się dość miły, zwłaszcza dzisiaj. Coś czuję że będziemy miały z Caroline pogawędki na miarę piżama party, on jakoś inaczej na nią patrzył.

- A spoko, chociaż nie mamy pojęcia w co się wpakowałaś. - powiedział Damon, żadko można naprawdę w jego głosie usłyszeć że się przejmuje, więc może naprawdę myśli że rodzinka pierwotnych jest dla mnie zagrożeniem.

- To nic takiego, pozwólcie że wyjdziemy. - powiedziałam I tak zrobiłam. Odeszliśmy kawałek dalej po trawie, by wiedzieć że wampirza część składu nie podsłuchuje.

Miesiąc wcześniej


Myłam sobie naczynia w domu i słuchałam muzyki, kiedy nagle ktoś zapukał do drzwi. Przypomniało mi się wtedy także że nie zażyłam dzisiaj własnoręcznie robionego soku z werbeny, który nauczyła mnie robić babcia. Nalałam sobie szybko do szklanki i wypiłam przyjemnie chłodzący napój. Wtedy osoba stająca na zewnątrz odkryła jak działa dziwny dzwonek przy naszych drzwiach i zadzwoniła.

Miałam dzwine przeczucie że to kłopoty się napatoczyły. Na wszelki wypadek wzięłam do ręki kawałek drewna i schowałam do tylnej kieszeni jasnoniebieskich dżinsów. Byłam gotowa by otworzyć drzwi. Przeszłam więc z kuchni do jadalni, z jadalni do salonu, a z salonu do drzwi w korytarzu. Gdy otworzyłam, zobaczyłam blondynkę. Wyglądała dziwnie znajomo.

- Cześć, jestem Rebekah Mikealson, z rodziny pierwotnych wampirów. Potrzebuję twojej pomocy, a wiem że jesteś osobą której szukam gdyż widziałam na szafce przez okno magiczne przedmioty i czuję od ciebie werbenę, więc nie mogę użyć naszego triku z kontrolą mózgu. To co, mogę wejść? - dotknełam jej ręki, dlaczego czuć od niej taką dobrą aurę, w końcu to tysiącletni wampir. Może powinnam ją wpuścić? Intuicja mi tak podpowiada.

- Jeśli szukasz Charlotte Fox, wejdź. - ustąpiłam jej drogi.

Pięć minut później już rozmawiałyśmy przechodząc do tego po co przyszła dziewczyna.

- Chcesz coś do picia? - zapytałam grzecznie. Nie do końca wiedziałam jak zachować się w towarzystwie pierwotnej, może to głupie ale prawda.

- Tak, dziękuję. - po tych słowach wzięłam do jednej ręki dwa rodzaje herbaty a do drugiej kawę. Rebekah wskazała na lewą, tą od kawy. Gdy wstawiałam wodę, zapytałam:

- A więc co Cię tu sprowadza? Potrzebujesz czarownicy?

- Tak, obiecałam coś bratu. Pewnie słyszałaś o naszej pokręconej rodzince? - zaśmiała się pod nosem.

- Tak, mam przyjaciół w Mystic Falls. Trochę o was słyszałam, ale nie dużo. - odpowiedziałam jej tym samym.

- Pewnie nic dobrego... - mruknęła pod nosem.

- O tobie akurat nie, z tego co pamiętam Stefan powiedział mi że nie lubisz tego kim jesteś.

- Tak, to prawda. To dzięki jemu tutaj trafiłam, oczywiście nie specjalnie, nie naraził by ciebie. Zobaczyłam twoje zdjęcie i zapytałam kim jesteś. Potrzebuję czarownicy ale nie jest to dla mnie łatwy temat.

- Powiedz, postaram się zrozumieć. - dodałam z otuchą z głosie.

- Wiem że magia niesie za sobą konsekwencje, ale potrzebuję... wrócić brata zza grobu.

- No nie wiem, jednak chce żyć. - powiedziałam ironicznie.

- Proszę, będę Ci dozgonnie wdzięczna, a pomoc najstarszej wampirzycy na świecie może się przydać. Poza tym nie jest to aż tak skomplikowane w porównaniu to tego jakby zginął w swojej postaci, poświęcił się jako czarownik. Jest gdzieś razem z przodkami Nowego Orleanu. - częściowo mnie przekonała, nie mam pojęcia dlaczego ryzykuję życie dla tej rodziny. Może z nudów, albo z nadzieją że pomoże moim przyjaciołom gdy znowu będą w tarapatach? - Moja siostra wszystko sprawdziła.

- A ona nie może tego zrobić? - dopytałam.

- Nikt z jej rodziny nie jest z Nowego Orleanu, a z tego co wiem twój okciec jest. - westchnęłam na jej słowa.

- Nk powiedzmy... wchodzę w to, ale będę musiała się upewnić co to waszych intencji. Nie chcę pakować się na pewną śmierć.





CZEŚĆ!
Jeśli to przeczytaliście, znaczy że przetrwaliście przez beznadziejny początek.
Jak myślicie, z kim skończy główna bohaterka? (Lub z kim chcecie aby była w związku)

Mam nadzieję że się wam podobało i zachęcam do nie opuszczania książki.

buziaki,
wiktoria ❤

Good Changes // tvdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz