7.1 The Ancestors

755 39 0
                                    

Poczułam chłód, więc wiedziałam że się udało. Teraz przydałoby się znaleść młodszego Mikealsona. Słyszałam o nim różne rzeczy, ale żadko wierzę w plotki, gdy byłam młodsza za bardzo mnie raniły.

- A ty co tu robisz? - usłyszałam za sobą głos. Byłam na dużej uliczce, to Nowy Orlean, mimo tego że miasto jest po tej stronie opustoszałe, budynki są piękne. Odwróciłam się na pięcie by zobaczyć bruneta z brązowymi oczami, był wysoki i patrzył na mnie z zaciekawieniem.

- Kol, prawda? - widziałam go na zdjęciach, więc go poznałam. - Jestem Charlotte Fox, czarownica z Mystic Falls. Siostra obiecała Cię przywrócić do życia, dotrzyma słowa. Mam moc żeby Cię z tąd wypuścić, moja mama była z rodu Bennett, tata z Corvetti. Chyba wiesz co to znaczy.

- Dlaczego miałabyś nam pomóc?

- Jesteś nieufny, nie dziwię się.  A odpowiadając na pytanie, sama nie wiem. Mam taką wewnętrzną potrzebę pomocy, poza tym bardzo się z Rebeką polubiłyśmy. - odpowiedziałam gładko, przodkowie nie mają nade mną takiej władzy, gdyż nie pochodzę z miasta.  Więc nie muszę się nimi przejmować.

- Um, czekaj, jeśli dziadki Cię zobaczą, będzie po tobie. - uśmiechnęłam się na słowa bruneta.

- Gdybym była z New Orleans, oczywiście, ale nie jestem z tąd.- chłopak zmarszczył brwi w niezrozumieniu - Pochodzę z Mystic Falls, Rebekah i Freya mi pomogły i jakoś udało mi się tu dostać.

- Imponujące, wyglądasz dość młodo. W sensie, dużo praktykujesz? - kiwnęłam w odpowiedzi na to zdanie.

- Tak, moje moce dość szybko zaczęły mi się objawiać.

- No dobra, więc... jakiś warunek? - zapytał Kol.

- Nie. Zero. Idiotka ze mnie prawda? - po wypowiedzieniu tych słów zmarszczyłam brwi i trochę bardziej zdałam sobie sprawę z tego co robię.

- Ja bym tak tego nie nazwał. - powiedział wampir, uśmiechając się pod nosem i podchodząc krok bliżej. Dzielił nas mniej więcej metr. - Bardziej czyste dobro, wrażliwość. To bardzo żadkie w tych czasach.

Pokazał palcem żebyśmy poszli dalej. Było tutaj kojąco cicho. Weszliśmy do jakiegoś baru, na zakręcie ulicy, która w prawdziwym mieście musiała być dość tłoczna. Wnioskuję, gdyż była szeroka i większość parterów budynków to miejsca publiczne. Przed wejściem wisiała tabliczka 'Rosseu's'. W środku po lewej był barek, po prawej za to stoliki i mała 'scenka'. Z tyłu za szklaną ścianą z licznymi szprosami chyba była kuchnia.
Kol podszedł do do barku i wziął jakieś picia w ręce które uniósł abym zadecydowała co chcę.
Wzruszyłam ramionami, lecz chłopak uniósł wymownie brew.

- Umm, to daj Colę. - westchnęłam i machnęłam ręką. Kol zaśmiał się, gdyż musiałam wyglądać mizernie w tym stanie.

- Będzie dobrze, upewnij się też że będziesz gotowa jak się stąd zabierzesz, bądź zabierzemy. Jeśli wrócimy razem siostra by mnie zabiła za nie opiekowanie się tobą tutaj.

- Widzę że humorek dopisuje? - zapytałam gdy tym razem ja uniósłam brew.

- A dziwisz się? Każda nadzieja na wyjście z tąd i pożegnanie zmarłych którzy mnie nie lubią poprawia mi humor. - znów się zaśmialiśmy.

- Racja, głupie pytanie. Zdrowie. - stuknęliśmy szklanki i wypiliśmy zawartość. - Masz gust. - dodałam nawiązując do jego napoju. Było to jakieś wino. Normalnie prawie nie piłam, ale cóż, w końcu przyjaźnię się z Damonem. Na wszystko mi pozwala, a jak ma dosyć mojej sensytywności to nawet namawia. Ale jak by nie patrzeć dużo mnie to uczy i jestem dzięki jemu odważniejsza.

- Doświadczenie. - powiedział na co przechyliłam głowę w geście zrozumienia.

- Mamy około dwóch dni, ale nie chciałabym przemęczać Frey'i i Rebeki. Ale wolę wiedzieć czy te rumory o tym że jesteś psychopatyczny są prawdziwe i mogę z czystym sumieniem Cię przywrócić do życia. - zaczęłam mówić ale na chwilę przerwałam analizując. - Nie wydajesz mi się jakoś bardzo szczególnie nienormalnym. Jesteś bardziej...

- Uroczy?

- Powiedzmy że chciałam powiedzieć skromny ale to cofnęłam. - puste miejsce znowu wypełniły nasze chichoty. - Ale się nie pomylił. - mruknęłam pod nosem, aby tego nie usłyszał, ale coś mi nie wyszło gdyż okazało się że po stronie przodków też może używać swoich wampirzych przywilejów.

- Wiesz że to słyszałem. - Mikealson uśmiechnął się szeroko. Poziom mojego zażenowania sięgnął zanitu. Opuściłam głowę na dół, sprawiając że dość mocno spadła na stół.

- Ała. - warknęłam nadal głową na stole.

- No ej, weź mi tu nie umieraj. - zaśmiał się Kol. Gdy odrobinę się podniosłam, brunet wziął moją głowę delikatnie w swoje ręce po czym dodał. - Wracając do tych plotek, popełniłem dużo błędów z przeszłości, lecz ostatnio nauczyłem się kontroli, z małą pomocą.

- Opowiesz mi o niej? - jego uśmiech gdy o tym wspomniał mówił wszystko. To miłość go zmieniła. On jednak patrzył się na mnie z niezrozumieniem. - Sprawiałeś wrażenie jakbyś o kimś myślał. Ale zdawało mi się że Cię to bolało?

- Czyli to jest twoja specjalizacja magiczna, masz talent do czytania ludzi. I masz rację, moja dziewczyna Davina... zginęła, ale przodkowie jej coś zrobili i widziałem ją z powrotem tylko raz. - w ciemnych tęczówkach chłopaka zobaczyłam łzy gdy zrobił pauzę, chyba próbował się uspokoić.

- To straszne, przepraszam myślałam że...- powiedziałam z prawdziwą skruchą, lecz mi przerwał.

- Nie, jest okej, nie mogłaś przecież wiedzieć. - zaczął - Po prostu jest czasem ciężko, praktycznie każdy kto jest blisko mojej rodziny umiera.

- Przykro mi, słyszałam o waszych rodzicach... jak można przeznaczyć swoje życie na ruinowanie swoich dzieci? - powiedziałam ze znacznym niedowierzaniem.

- Uważają nas za okrutne potwory, nie mające szansy na miłość czy odkupienie. Każde z nas zareagowało na ten fakt inaczej.

- To oni są okrutni. Nie pochwalam waszego zachowania, ale... to co innego. Jesteście wampirami, może to instynkt, brak kontroli, złość. Nie powinnam tak myśleć, powinnam was nienawidzić. Jednakże, rodzice powiedzieli mi kiedyś że zło się nie rodzi, zło się tworzy.

- Są mądrymi ludźmi. - powiedział wtedy spokojnie.

- Byli. - poprawiłam po chwili. Nadal bardzo boli mnie ich strata. Przez chwilę zastygł. - Zginęli, wypadek samochodowy.

- Kondolencje. - powiedział a ja uśmiechnęłam się smutno. - Coś się składa że nasze życia, poza wiekiem, nie różnią się aż tak bardzo.




Good Changes // tvdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz