Rozdział 6

340 10 0
                                    

*Martyna*

- Hej, podwieźdź cię!

Kiedy się odwracam widzę Steva, który zatrzymuje swojego Harleya.

- Hej, mieszkam po drugiej stronie miasta. Nie chcę cię wykorzystywać, ale dzięki za propozycję.

- Ja też mieszkam po drugiej stronie miasta, więc mam po drodze. I nie będziesz mnie wykorzystywać. Wsiadaj, nie pozwolę żebyś cały dzień szła z buta przez cały Nowy Jork.

Podchodzę do niego i siadam zanim. Obejmuje go w pasie, żeby nie spaść i ruszamy wcześniej podając mu mój adres. Wciąż gdzieś z tyłu głowy siedzi mi to co zrobiliśmy wczorajszej nocy. Ale nic nie pamiętamy, więc z jednej strony nie ma takiego dużego problemu, gorzej jeśli byśmy to pamiętali, było by bardzo niezręcznie. Kiedy dojechaliście na miejsce zaproponowałam mu kawę, na co on się zgodził.

- Długo już tu mieszkasz? - kiedy się mnie o to spytał zaczęłam liczyć jak długo.

- Chyba 2 miesiące, ale nie jestem pewna. Tak dużo się ostatnio dzieje, że nie wiem.

- To jak na 2 miesiące to ładnie się urządziłaś.

- Dzięki.

Rozmowa nam się nie kleiła, było drętwo. A ja myślałam, że w klubie będzie, nieźle się pomyliłam. Steve po wypiciu napoju pojechał, a ja zostałam sama. Postanowiłam pójść się pouczyć, dawno tego nie robiłam, było to spowodowane zamieszaniem z Lokim. Nauka minęła mi bardzo szybko, zanim się obejrzałam już była godzina 20. Postanowiłam, że pójdę się wykąpać i zadzwonić do przyjaciół. Niestety żadne z nich nie odebrało, co mnie bardzo zmartwiło, przecież oni zawsze odbierają. No trudno i tak się niedługo dowiem co się stało. Poszłam do salonu włączyć telewizor i pooglądać sobie, stanęło na moim ulubionym serialu "Przyjaciele" obejrzałam sobie z trzy odcinki i poszłam do łóżka spać.

Rano obudziło mnie walenie do drzwi, chwyciłam szybko szlafrok i ruszyłam do drzwi, dziwne nie zamawiałam niczego, więc nie był to kurier. Kiedy otworzyłam drzwi nie spodziewałam się takiej niespodzianki. Za drzwiami zobaczyłam moich przyjaciół, którzy zanim wogule zareagowałam weszli do mojego mieszkania.

*Chris - Czkawka*

Razem z całą naszą ekipą zdecydowałem, że polecimy do Nowego Jorku do Martyny. Nasze życie zrobiło się strasznie dziwne bez niej. Teraz stoimy przed drzwiami jej mieszkania, zapewne będzie wściekła, że obudziliśmy ją o tej godzinie. Bliźniaki się biją, oni chyba nigdy nie dorosną, nawet jeśli każde z nich będzie miało własne dziecko. David ( Śledzik) kłóci się z Zackiem ( Saczysmark). A moja dziewczyna rozmawia z Luną (Heathera) wszyscy boimy się jej mówić po imieniu, ja to nawet boję się pomyśleć. Staram się uspokoić cały ten cyrk, al ena próżno.

- Przygłupy to ma być niespodzianka, tak? - wszyscy potwierdzili kiwając głowami - więc bądźcie ciszej, bo inaczej to się nie uda.

Kiedy skończyłem zapukałem w drzwi, które po chwili się otworzyły, a w nich stanęła Martyna. Widać było, że jest zaskoczona, zanim wogule zareagowała weszliśmy do salonu.

- co wy tu robicie? - spytała się nas dziewczyna, która na wyraźniej nie wie co się jeszcze dzieje.

- Idź się przebrać, później ci wszystko powiemy - mówi Astrid.

Kiedy poszła się przebrać większość z nas zaczęła rozglądać się jak urządziła się nasza przyjaciółka, a druga część przeglądała Ci ma w lodowce, znając tą diablicę pewnie nic, ale oni zawsze coś znajdą. Kiedy przechodziłem do następnego pokoju oniemiałem, miała tu własną bibliotekę, kont do tworzenia jakiś rysunków, i wielkie biurko jak u jakiegoś Ojca Chrzestnego, chociaż była nim tak jakby, więc może jakieś stare nawyki czy coś. Nie wiem podchodzę do konta twórczego, który jako jedyny mnie zaciekawił, sam rysuje jak znajdę czas, ale to co ona tu ma, stwierdzam jestem w raju.
(tak wygląda jej kącik rysunkowy)

- Czkawa, choć! - nie mówimy sobie po imieniu tylko po ksywkach, oczywiście nie licząc Astrid i Martyny

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Czkawa, choć! - nie mówimy sobie po imieniu tylko po ksywkach, oczywiście nie licząc Astrid i Martyny.

Kiedy dochodzę do salonu, siadam na jednym z dwóch foteli, który jest wygodniejszy choć na takiego nie wygląda.

- No to mówcie, czemu mi nie powiedzieliście, że przyjeżdżacie przyszykowałam bym coś dla was. - zaczyna pierwsza Martyna.

- chcieliśmy ci zrobić niespodziankę - mówi Heathera.

- I mamy dla ciebie wiadomość - na chwilę przerywam, ale kiedy mam zamiar zabrać głos odzywa się Martyna, która musi zawsze coś powiedzieć.

- Astrid jest w ciąży, gratuluje. Wiedziałam, że kiedyś to nastąpi, ale nie ze tak szybko!

- Co! Nie! - krzyczę jednocześnie z Astrid.

- Mamy zamiar zamieszkać w Nowym Jorku. - dokańczam, a Martyne z tego wszystkiego, aż zatkało, chyba po raz pierwszy.

Naucz mnie żyć i kochać Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz