Rozdział 30

94 6 5
                                    

*Martyna*
Jestem cała obolała, a jedyne co pamiętam walkę, albo raczej chęć walki i brak sił. Otwieram powoli oczy, światło jest bardzo jasne i zamykam je z powrotem. Po paru minutach przyzwyczajam się do światła.

Rozglądam się po pomieszczeniu, jestem na piętrze szpitalnym. Przekręcam lekko głowę w prawą stronę. Steve śpi siedząc na taborecie, a głowę ma na moim łóżku i podpiera ją sobie rękami. Kładę rękę na jego policzku i lekko, aby go nie obudzić pocieram kciukiem jego policzek. Pod oczami widnieją wielkie wory, zapewne nie zmrużył oka po tym całym zamieszaniu.

Kiedy demony porwały Charliego też byłam zestresowana i nie mogłam zasnąć. Myśl, że coś może się stać mojemu małemu kuzynowi, który miał wtedy nie spełna pół roku mnie przerażała. Steve pewnie czuł to samo.

Do sali wchodzi Bruce ze Starkiem, widząc mnie przytomną na ich twarzach pojawia się uśmiech. Przykładam palec do ust i wskazuję na blondyna, aby byli cicho, żeby go nie obudzić. Kiwneli tylko głowami i zaczęli sprawdzać coś na monitorach.

- Jak się czujesz? - spytał szeptem Bruce.

- Mam być szczera, czy dyplomatyczna? - odpowiadam jeszcze ciszej przez chrypę.

- Szczera - odpowiada Tony.

- Jak by mnie przejechało sto czołgów.

- A dyplomatycznie? - ciągnął Banner.

- Perfekcyjnie. Ile tu już leżę?

- Parę godzin. Rano już będziesz mogła wyjść z tąd, ale pod jednym warunkiem. - oznajmia miliarder.

- Jakim?

- Będziesz się poruszała na wózku - oczy to mi wyszły na wierzch. - Na wózku? Nie mogę o kulach, czy coś?

- Niestety. Masz postrzelone obie nogi, ranę kłutą na brzuchu, a Hydra wstrzykiwała tobie też coś, przez co teraz nie regenerujesz się tak szybko.

- I tak będzie już na zawsze, czy to będzie tymczasowe? To z regeneracją.

- Tak się składa, że już się tym zajęliśmy. Antidotum już Ci podaliśmy, ale teraz będziesz dłużej się regenerować jak już wspominałem, ale już od następnego urazu będzie normalnie. - wytłumaczył wszystko mi Bruce. - my cie teraz zostawimy, a on - wskazał na Steva - jak się obudzi każ mu iść do siebie. Nie potrzebujemy kolejnego Avengera, którego trzeba ratować.

- Tak, tylko w jego przypadku to będzie kręgosłup. Pamiętajmy o jego wieku. - uśmiechnęłam się na komentarz Tony'ego. Skierowali się w kierunku drzwi, kiedy Tony miał już zniknąć za drzwiami, powiedział na odchodne - idź spać Tyna, musisz odpocząć. To były koszmarne dwa dni.

Skinełam tylko głową. Mam poruszać się na wózku. Dla mnie to jest nierealne, wszędzie są schody, jak ja dam się wspiąć po nich, nie wszędzie jest winda. Z pracą dam radę, bo na święta w lecznicy zawsze staramy się zrobic wszystko, aby żadne zwierzę nie zostało w budynku. W tym roku się udało, więc nie musimy się tym przejmować. A muzeum jest zamknięte do nowego roku, a ja mam wolne i tak do końca ferii zimowych. Więc tu się jeszcze uwine.

Może te święta spędzę w Los Angeles, mam gdzieś, że mnie tam porwano. Nie boję się ich, bardziej boję się Steva, który może będzie mi prawił kazanie za to, że nie uważałam. Tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam, jak Steve zaczął się budzić.

- Hej. Jak się spało? - spytałam ledwie słyszalnie. Chrypa uniemożliwia mi mówienie głośniej.

On nic nie odpowiedział, przetarł oczy i spojrzał się na mnie. Z prędkością światła zbliżył się do mnie i poczułam jego miękkie usta na swoich. Syknęłam z bólu przez ranę, którą podrażnił ustami. Odsunął się kawałek i przyłożył swoje czoło do mojego i stykaliśmy się nosami.

Naucz mnie żyć i kochać Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz