Rozdział 31

85 5 7
                                    

- Jak to się stresujesz? Oni ci nic nie zrobili. Nie no pojawiłam się w twoim życiu, więc jednak coś zrobili. To ja się stresuje tym, że dowiem się czegoś co po raz tysięczny złamie mi serce. - nie rozumiem tego jego stresu. Może dlatego, że po raz pierwszy będzie jako mój chłopak? A nie przyjaciel,

Steva już dawno zaczęli traktować jako członka rodziny. A przynajmniej tak mnie się wydaje.

- Nie zrobili mi nic, a za to, że zjawiłaś się w moim życiu powinienem im podziękować.

- Nie mów tego Lucyferowi, częściej będzie urządzał orgie. No to dlaczego?

- Bo będzie tam twój dziadek. I dobrze wszyscy wiemy dlaczego tu jest. Tym się stresuje, a czym bliżej wieczora, ja coraz bardziej mam wątpliwości, czy dobrze zrobiłem zgadzając się.

- Czekaj, czekaj, czy ty chcesz mi powiedzieć, że wielki Kapitan Ameryka o którym uczę w muzeum odwiedzających. Ma wątpliwości czy dobrze zrobił zgadzając się na wigilię rodzinną swojej dziewczyny?

- Najwyraźniej.

Tego się nie spodziewałam, z jednej strony ma rację. Jest tutaj z naszego powodu, ale on milczy, zawsze milczał i będzie milczeć. Ja nie myślałam sobie o tym z tej perspektywy, zawracałam sobie głowę tym, że za parę miesięcy będę miała niezbyt przyjemne spotkanie. I tym, że znowu będę musiała siedzieć w tym towarzystwie. To moja rodzina, ale zawsze takie wydarzenia bardzo źle się kończyły, a teraz jest dziadek. Wielki wszechwiedzący i widzący Bóg, a jeszcze jestem ze Steve'em. Będzie dużo pytań, sporów i rozwiązywania ich. Na takich zebraniach dowiadywaliśmy się o wiele za dużo i mówiliśmy też o parę słów za dużo.

- Damy radę - pocieszam go i sprawdzam godzinę - zostały nam jeszcze 3 godziny. Co będziemy robić?

- Dwie posiedzimy tutaj, a godzinę zajmie nam dojazd. Prawda?

- Prawda.

Kiedyś jak już Avengers nie będzie już potrzebne to sprzedaje dom, w którym mieszkają jeźdźcy. Mieszkanie też, to które dzielę ze Steve'em to nie wiem. Ale kupuje sobie jakiś mały domek za miastem. Życie w mieście może i ma pewne plusy, ale dużo więcej minusów. Przynajmniej dla mnie, niektórzy wolą w miastach mieszkać. Jesteśmy w zwykłym parku, a jest trochę inne powietrze. Czemu mnie wzięło na takie rozmyślenia? Nie ważne.

- To co będziemy robić? - pytam, bo szczerze nie wiem.

- Chciałbym porozmawiać. - odpowiada mi krótko.

- Cały czas rozmawiamy. Nie, że mam dość ale chyba nie mamy już nawet o czym rozmawiać.

- Chce rozmawiać z tobą tak jak dawniej.

- Co znaczy dawniej?

- O niczym, o różnych głupotach. Wolę słuchać jak mówisz jak ci minął dzień.

- No dobrze. To tak, mam być szczera czy dyplomatyczna? - ostatnio coś polubiłam ten tekst.

- Szczera. - odpowiedział krótko wiedząc do czego prawdopodobnie doprowadzę.

- Beznadziejnie jak zawsze.

- A dyplomatycznie?

- Do dupy - Steve załamał się, nie dziwię mu się. Od jakiegoś czasu nie potrafimy rozmawiać tak jak kiedyś, wiedziałam, że to zauważy. Ale nie sądziłam, że powie to na głos. - może porozmawiajmy o czymś innym. - zaproponowałam - jak Avengers nie będzie już potrzebne, to sprzedaje mieszkanie i dom. Kupuje sobie jakiś mały domek za miastem. Brakuje mi świeżego powietrza.

- Myślałaś kiedyś o tym co będzie kiedyś? Z kim będziesz w tym domku?

- Nigdy nie myślałam o tym. Z kim będę, co będę robić. Zawsze chciałam być weterynarzem, a jak to zdobyłam to nie myślałam co dalej - nie wiem czemu, ale poczułam się głupio.

Naucz mnie żyć i kochać Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz