Rozdział 20

172 9 4
                                    

*Martyna*
Steve poinformował wszystkich o zaistniałej sytuacji. Każdy zaczął się pakować i ja też, została mi zabrana cała broń na wszelki wypadek. Spakowałam się w 5 minut i wzięłam szybko telefon i wykręciłam numer do Rachel. Wymyślę coś, że jakaś sytuacja rodzinna, a on jako dobry przyjaciel leci ze mną. Po trzecim sygnale odebrała.

- Cześć Rachel, wiesz jest sprawa. Nie możemy dzisiaj zrealizować waszego spotkania - powiedziałam od razu.

- Cześć, no okej. A czemu jeśli mogę spytać? - spytała.

- No, bo zmarł dziadek mojej przyjaciółki. I on można powiedzieć zastępował mi mojego dziadka. Swojego nigdy nie poznałam, a żyje i wie o moim istnieniu. Poznałam go gdy miałam czternaście lat i on zresztą był dziadkiem dla każdego i nawet dla sama wiesz kogo.

- Oh, tak mi przykro. Trzymasz się jakoś? Kiedy w końcu masz dziadka, może nie prawdziwego to on umiera.

- No jakoś się trzymam, muszę. Znałam go 10 lat, może to było za długo.

- A kiedy wracasz?

- Nie wiem. Leci też reszta naszych przyjaciół. Może z miesiąc, nie wiem. W ciągu całego swojego życia byłam tylko raz na pogrzebie. Swojego wujka Uriela, widziałam go może z trzy razy. Został zamordowany, było dziwnie.

- To straszne, dziewczyno ty to masz życie. Z jednej strony fajnie, bo nikogo nie tracisz, ale jak przyjdzie co do czego jest bardzo źle. A gdzie w ogóle będziecie lecieć?

- Tak to prawda. Do Los Angeles, mojego rodzinnego miasta.

- To daleko cię wywiało. No to trzymaj się, nie będę Ci przeszkadzać. Pa.

- No, pa. - rozłączyła się.

Opadłam na łóżko, zmarł mi "dziadek", to już nie metoda na wnuczka, tylko metoda na dziadka. I to jeszcze nie moim.

Chwilę później przyszedł po mnie Steve i powiedział, że wszystko jest gotowe i zbieramy się. Pojechaliśmy na lotnisko i wsiedliśmy do samolotu Starka.

Nie odzywałam się do nikogo, wszyscy to uszanowali i nie zaczynali rozmowy ze mną. Wiedzieli, że będę musiała zmierzyć się z Lucyferem i, że muszę sobie poukładać sobie wszystko w głowie.

- Dobra - zaczęła Natasha - robimy listę, kto pracuję w innej pracy niż superbohaterstwo. Okej to najpierw Martyna.

- Ja też - odezwał się Stark, a ja przysłuchiwałam się udając, że mnie to nie interesuje.

- I ja - powiedział Bruce znad książki. Później już każdy milczał.

- Czyli co to już koniec, trzy osoby. Świetnie. - powiedziała rudowłosa.

- Może zamiast kto pracuje to lepiej zapisać kto nie pracuje - podsunął pomysł Rogers - zapisać imiona i wspólnie pomóc sobie coś wymyśleć.

- Tak i podzielić sobie na hobby i pracę. Kto woli pracować, a kto chce mieć tylko hobby i tym się zajmować - odezwał się milczący do tej pory Pietro.

- Mój pobyt na na Ziemi robi się coraz bardziej ciekawszy - zaczął śmiać się Loki - kłótnie, robienie sobie różnych kawałów, nieudana próba samobójcza, a teraz lecimy na wakacje. Żyć, nie umierać.

- Loki - skarcił go Thor - nie przypominaj o sam wiesz o czym.

- Nie Thor, mówmy o tym głośno. Zrobiłam to co zrobiłam i nie przemilczajmy tego. To nie jest żaden sekret. - odezwałam się po raz pierwszy.

Naucz mnie żyć i kochać Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz