Rozdział 13

161 5 0
                                    

*Steve*
Kiedy wszedłem do pokoju na fotelu zobaczyłem Tone'go. Wystraszyłem się i najwyraźniej ktoś też był u Martyny, bo ona też wyskoczyła z pokoju.

- Kto jest u ciebie? - spytałem - u mnie Tony.

- Natasha.

Posłaliśmy sobie pocieszające spojrzenie i weszliśmy do pokoi. Podszedłem do kanapy i na niej usiadłem. Tony zaczął się uśmiechać.

- Dziwnie się ubraliście gołąbeczki na randkę.

- Nie byliśmy na żadnej randce i nie jesteśmy razem. A byliśmy pobiegać, a później w kawiarni i się zasiedzieliśmy.

- Od 16? Jest już 21.- zaczyna mnie wkurzać już tym swoim uśmieszkiem, chyba zbyt dużo czasu spędzam z Martyną.

- No mówię, że się zasiedzieliśmy.

- Tak, a ja nie jestem bogaty, przecież wy się kochacie.

- Martyna jest dla mnie przyjaciółką, jest dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałem. Kocham ją jak siostrę, przyjaciółkę, ale nie w taki sposób jak ci się wydaję.

- Mam już ciebie dosyć Kapitanie - wstał z fotela i skierował się do drzwi. Kiedy je otwierał powiedział - zobacz ja mam Pepper. Jestem szczęśliwy kiedy jestem z nią niż sam. I znajdź sobie kogoś, lub bierz się za sąsiadkę z naprzeciwka.

I wyszedł, to zaczyna być już trochę denerwujące, cały czas nas chcą zesfatać, to jest głupie. Jesteśmy przyjaciółmi, a to że mamy wspólne mieszkanie niczego nie świadczy.

Poszedłem się wykąpać, co pozwoliło mi opanować emocję. Wyszedłem z pod prysznica i przebrałem się.

Wychodząc z pokoju zacząłem rozglądać się, czy na korytarzu nikogo nie ma. Odetchnąłem z ulgą jak nikogo nie było, skierowałem się do kuchni i przygotowałem sobie kanapki, które szybko zjadłem. Pozmywałem wszystko co znajdowało się w zlewie i poszedłem do pokoju spać.

*Martyna*
Wstałam o 10 co oznacza, że jest już po śniadaniu. Zeszłam z mojego wygodnego i ciepłego łóżka i poszłam do garderoby. Chociaż szczerze mówiąc wolałabym, mieć to wszystko w komodach w pokoju niż w garderobie.

Zakładam czerwoną, przylegającą do ciała koszulkę z napisem "Girl Power". A do tego czarne legginsy z Adidasa, idę do łazienki i robię sobie delikatny makijaż. Włosy związuje w kitkę i je prostuję by nie robiły się delikatne loczki.

Wychodzę z pokoju i idę do kuchni zrobić sobie kanapki. Nie mam na nic dzisiaj ochoty, więc moje śniadanie wygląda skromnie, chleb z ogórkiem. Pomysłowo.

Kiedy ułożyłam sobie górę kanapek na moim talerzu i zalewam herbatę wcześniej podgrzaną wodą. Do kuchni wszedł Stark.

- Morningstar co ci. Rogers słaby w nocy był i nie masz ochoty do życia. Nie tylko nie mów, że zmajstrowaliście dzieciaka. - zanim ja zaczęłam protestować ten wykrzyknął - będzie mały Rogers. - Ja do niego podeszłam i zdzieliłam w tył głowy.

- Nie Stark. Ja i Steve nie jesteśmy razem, więc skoro nie jesteśmy razem to nie zmajstrowaliśmy dzieciaka. A zresztą ja nie mogę zajść w ciążę. A dzisiaj nie chce mi się jakoś szczególnie malować i czesać. Co znaczy, że masz się odpierwiastkować ode mnie, mówiąc grzecznie.

Chwyciłam talerz i kubek i poszłam do pokoju. Minęłam Starka, który rozmasowywał obolałe miejsce.

- Jarvis, otwórz drzwi - jak dobrze, że jest ta sztuczna inteligencja. Kiedy drzwi się otworzyły ja prędko weszłam do środka i zamknęłam nogą drzwi.

Naucz mnie żyć i kochać Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz